Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-05-2021, 12:46   #2
Santorine
 
Santorine's Avatar
 
Reputacja: 1 Santorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputację
Bharrig popijał piwo. Popas był miłą odmianą, nawet dla kogoś, kto był zaznajomiony ze szlakiem tak, jak on.

Gnolle nie stanowiły dla drużyny zbyt większego wyzwania. Bestie nigdy nie atakowały inteligentnie, zawsze polegając na sile członków plemienia i czasem być może zaklęciach szamanów, ale walka z nimi nigdy nie była interesująca. Zawsze bowiem kiedy miało się okazać, że stracili swoją przewagę, istoty rozpierzchały się, by zostać dobitymi przez zaklęcia Deidre lub zostać zmasakrowani przez nadchodzący kontratak Endymiona lub Kargara.

Wspomnienia Bharriga z podróży głównie obracały się wokół niedźwiedzich szponów, ochlapanych krwią gnolli. Forma niedźwiedzia była jedną z wielu, jakie przyjmował Bharrig podczas rejzy do Rozciągniętego Lasu. Prawda jednak była taka, że sformowana drużyna miała już całkiem solidną linię frontową, toteż do walki włączał się wtedy, kiedy potrzebował, samemu zadowalając się oferowaniem błogosławieństw Ojca Dębu, kiedy tylko potrzebowali tego jego towarzysze, nie stroniąc od ważnej pracy przepatrywacza.

Spojrzał na swoje ręce, przypominając sobie, jak te zmieniły się nie tak dawno w szpony. Miło było siepać po grzbietach gnolli i pożreć serce i wątrobę od czasu do czasu.

Druid pojmował swoje zadania dla Ambermantle jako część zadania, którego podjął się dawno temu, rozstając się z Kręgiem na południu, to znaczy zadania, które polegało na znalezieniu jego zaginionej siostry. Siostra, której imię z dawnych lat zapamiętał jako Vandre, zapewne miała być w okolicy, jednak jego poszukiwania do tej pory przedłużyły się. Wszystkie tropy, na które natrafił dotychczas, prowadziły w ślepe zaułki, jednak istniała spora szansa, że siostra żyje i prawdopodobnie także podróżuje na szlaku, zupełnie jak on. Nie było jednak wiadomo, dokąd udała się podczas swoich podróży. Ambermantle, w zamian za usługi, pomogła naprowadzić go na niektóre z nich i dotychczas ich współpraca układała się dobrze. Nie miał za złe tego, że dotychczas jeszcze nie odnaleźli jej, bowiem zadanie nie było łatwe. Z czasem – sądził – zapewne uda się ją odnaleźć Vandre a środki i kontakty, które miała przebiegła bardka miały temu tylko pomóc.

Bharrig sączył piwo wolno, snując plany na przyszłość. Lata na szlaku i walki wyrobiły u niego umieśnioną posturę, choć nie taką, jaką czasem widywało się u wyszkolonych żołnierzy lub szermierzy na usługach arystokracji. Był solidnie zbudowany i krępy. Zwracał uwagę nie tylko swoją posturą, ale i ubraniem, które składało się z płaszcza z wyprawionej skóry i skórzanej przeszywanicy, zrobionej ze, zdawało się, skór wilków. U pasa miał sejmitar, który zazwyczaj tworzył duet z drewnianą tarczą, na której znajdował się wyszczerzony pysk niedźwiedzia.

- Hm, Rozciągnięty Las – mruknął, pociągając łyk złocistego trunku. - Gnolle nie będą stanowić już problemu, ale głusza to teren innych bestii.

Głos Bharriga był niski i nieco chrapliwy. Nie brzmiał najlepiej, ale przyciągał uwagę. Ktoś o bardziej poetyckim usposobieniu rzekłby, że dudnienie głosu Bharriga brzmiało jak odległy grom, ale sam Bharrig nigdy by o czymś takim nie pomyślał.

- Będę na zwiadach tak, jak zwykle – zaproponował. - Znam nieco okolicę i przechodziłem tereny lasu na tyle, żeby wiedzieć, co może nas czekać. Zaiste, rzeknijcie no, co sądzicie o tym, żebym puścił się pół dnia przed drużyną, żeby zoczyć, czy przypadkiem do głuszy nie przyszło nic nowego? Pójdziemy utartym szlakiem, co ochroni nas przed niebezpieczeństwami, ale nie zaszkodzi wszakże posłać przepatrywacza, zanim przejdziemy ścieżką.

- Co do smoka, wątpię, czy bestia w istocie opuściła swoje leże. Rzekłbym, że nie. Ale to dość jeszcze szlaku i dni, żeby to przegadać i wyrozumieć.

Tymczasem w Bharrigu utkwił wzrok wielki tygrys imieniem Geri, który rozciągnął się niedaleko stołu w karczmie. Tygrys miał umaszczenie jasnopomarańczowe, z ciemnobrązowymi paskami, które znaczyły jego skórę. Bestia była jedynym stałym – poza jego nowymi kompanami – towarzyszem na szlaku. Przysłuchiwał się rozmowom przy stole, czasem strzyżąc uszami, zupełnie, jakby rozumiał, co się tam mówiło.

Bharrig pociągnął kolejny łyk piwa i poczuł ochotę na coś nieco mocniejszego. Podniósł rękę i zamówił sobie trunek z wężowym jadem, mając ochotę na nieco ciekawszy smak.
 
__________________
Evil never sleeps, it power naps!
Santorine jest teraz online