Diablica. Rogata. Czarci pomiot. Deidre słyszała te przydomki niezliczoną ilość razy, a należały one do nielicznej grupy tych łagodniejszych. Czy przywykła? Czy w ogóle można przyzwyczaić się do wiecznej niechęci, spojrzeń pełnych przerażenia i pogardy, ogólnie pojętej stygmatyzacji? Nie, ale można przewrócić wymownie oczami, zacisnąć zęby i zrobić coś, by zmienić spojrzenie innych na siebie. Oczywiście, o ile kogoś w ogóle obchodzi opinia innych. Bo jeśli komuś nie zależało specjalnie na nieposzlakowanej reputacji, można było dodać wzruszenie ramionami i odejść w swoim kierunku, nucąc wesołą melodię.
Deidre wpatrywała się długą chwilę, jak nie wieczność, w wiszące nad barem trofeum. Naga wyglądała jak żywa, z wyjątkiem tego, że taka nie była. Było w tym coś ujmującego, w jej groźnym, martwym spojrzeniu.
- Szkaradztwo - skwitowała w końcu, ni to do siebie, ni to do swoich towarzyszy. Słowo pofrunęło w przestrzeń. Być może pozostało bez odpowiedzi. Nie dbała o to, bo już odwróciła wzrok w inną stronę.
Deidre była Diabelstwem. Stworzeniem, w którym płynie krew demonów. Widać to było już na pierwszy rzut oka. Soczyście czerwona skóra, długie i lekko zawijające się rogi, ogon i spojrzenie żółtych oczu, w których niemalże dało się dostrzec płonące ogniki. Jakkolwiek starałaby się ukrywać swoją tożsamość, nie było większego sensu. Rogi zawsze wystawały spod kaptura, a ogon uwierał, jeśli był schowany zbyt długo. Przestała więc się ukrywać na długo przed przybyciem do Scornubel, wiedząc, że i tak nie przyniosłoby to satysfakcjonujących rezultatów. Nigdy też nie dbała o to, by opanować zaklęcie przemiany.
Jej żółte oczy wpatrywały się z nieukrywanym zaciekawieniem w Bharriga, a na jej twarzy malowała się ekscytacja.
- Co tam smok, co tam jakieś lasy! Jestem ciekawa co się stanie z naszym niedźwiedziowatym brodaczem po wypiciu tego świństwa! - niemalże zakrzyknęła, szczerząc zęby w uśmiechu. Oparła łokcie o blat stołu, przy którym siedzieli, brodę wsparła na dłoniach i nie odrywała wzroku od druida, wyczekując.
Polubiła tę grupę, z którą dzieliła swoją ostatnią przygodę. Polubiła na tyle, że chciała z nimi zostać na dłużej, a niejaka Lady Ambermantle uczyniła to życzenie dużo prostszym do spełnienia. Kto wie, może dzięki nim uda jej się w końcu odegrać na swoim przeklętym ojcu? Może czekały ich przygody pełne wyzwań i walki ze złem? Jakież to było ekscytujące!
Gdyby jednak dowiedzieli się o tym, czyja krew płynie w jej żyłach, czy byliby dalej skorzy do podróżowania z nią? To pytanie czasami ją nawiedzało, najczęściej wtedy, kiedy już zaczynała czuć się komfortowo w czyimś towarzystwie.
Odgarnęła jednak kosmyk purpurowo-czarnych włosów, szybko otrząsając się z chwilowego zamyślenia. Nie chciała przecież przegapić widowiska! |