Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-06-2021, 20:12   #3
kanna
 
kanna's Avatar
 
Reputacja: 1 kanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputację
- Baśka, słyszałaś, Baśka! – chudy blondyn podrywa dziewczynę i okręca się z nią dookoła. Baśka piszczy zaskoczona - dziwnym , nie pasującym do niej , takim zupełnie niebaśkowym piskiem. Zaskoczona siłą drzemiąca w jego chudym ciele i niespodziewana bliskością z kimś, kogo traktowała prawie jak brata. A potem śmieje się.

- Postaw mnie, Maciek, no już! – rozkazuje mu poważnym tonem, ale szczęście i rozbawianie wypisane na twarzy nie pasują do głosu.
- Oczywiście, pani doktor – stawia ja ostrożnie, jakby bał się, że zbyt gwałtownie opuszczenie jej na podłogę rozbije filigranowe ciało dziewczyny.
- Dziękuje, panie doktorze – teraz śmieją się razem. Śmiech też nie pasuje do poważnego Instytutu, w którym pracują. Wpada na sine ściany z brunatną lamperia, odbija się jak kolorowy motyl od blatów paździerzowych biurek i przybrudzonych szyb.

Docent Walasiewicz staje w drzwiach pokoju i patrzy krytycznie, zimnym zniesmaczonym wzrokiem na swoich doktorantów.
- Więcej powagi, szanowni koledzy, więcej powagi – poucza ich. – Koleżanko, będzie pani reprezentować nasz Instytut i naszą ojczyznę, proszę o tym nie zapominać.
- Oczywiście, panie docencie – oczy Baśki gasną, zdmuchnięte zawiścią sączącą się ust przełożonego. Odsuwa się od Maćka.

- Jeszcze nie wiem, czy pojadę – szepce. Trochę do siebie, trochę do kolegi.
- No co ty, Baśka! – Maciek jest szczerze zdziwiony. – Przecież byłaś najlepsza na roku! Wiesz, oni też mają tam swojego Pawłowa. Skiner.
- Skinner – poprawia go.
Chłopak wydaje się nie słyszeć. – Tylko ty wybrałaś warunkowanie jako temat doktoratu. Pewnie dlatego ciebie wyznaczyli. No i znasz angielki.
- Indubitably, my dear Matthias – uśmiecha się nieśmiało Baśka. – Indubitably. Choć niedużo. Ale i tak nie wiem. To całkiem obcy świat.

Nigdy nie stałam przed tak trudnym wyborem.

Moje życie po prostu toczyło się, czasem nawet miałam wrażenie, że odgrywam rolę, którą ktoś dla mnie napisał. Studia, doktorat, mój skromny – ale z oddzielnym wejściem! - pokój na Powiślu. Wszystko było uporządkowane, przewidywalne, zaplanowane. Praktyczne i schludne, choć przy tym trochę nudne, jak moje pantofle, płaszcz i fryzura. Ale to mi pasowało. Nie szukałam przygód, podniet i wyzwań. Robiłam to, co do mnie należało, najlepiej, jak potrafiłam. A że nauka przychodziła mi łatwo – okazałam się wartościowym nabytkiem dla Instytutu. Byłam skrupulatna i dokładna. Zespół mógł na mnie polegać.

Az do teraz… Najgorsza była świadomość, że niezależnie od tego, co wybiorę moje dotychczasowe życie i tak się skończy. Ironia tragiczna. Tu nie było dobrego wyjścia. Jeśli zostanę – zawiść mnie zje. Jeśli wyjadę – nie wrócę już do moich szczurów, mojego Instytutu, mojej pracy…

- A może po prostu uciec? – przemknęło mi przez myśl. – Wyjechać w Bieszczady, albo nad morze, uczyć dzieci biologii w jakiejś wiejskiej szkółce. Nieść kaganek oświaty, rozpalać młode umysły, zarażać je ciekawością … to brzmiało kusząco.

Wyprostowałam się, zadowolona, podniosłam dumnie brodę. I wtedy nasze spojrzenia skrzyżowały się, spotkały, jakby przyciągnięte niewidzialną siłą. Facet zza kawiarnianej szyby uśmiechnął się do mnie a potem wrócił do pisania.

Nawet nie zarejestrowałam, jak wyglądał. Ale ta sekunda kontaktu otworzyła mi drzwi, które uważałam za zamknięte – tak, pojadę do Bostonu! Pojadę i zrobię światową karierę!

Poczułam – chyba pierwszy raz w życiu – że wszystkie możliwości są dla mnie dostępne. Mogłam wybierać.

I chciałam tego.
 
__________________
A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić.
kanna jest offline