Kargar nie przyciągał może przebywając w karczmie tyle uwagi co ork, nie mówiąc już o diabelstwie, ale pośród zwykłych mieszczan na pewno się wyróżniał - muskularny, zwalisty wojownik o ogolonej i wytatuowanej głowie i brodzie nadającym jego obliczu srogi wyraz. Z jego ruchów przebijała pewność siebie i przyczajona agresja. Większość obywateli Scornubel wydawała się czuć niekomfortowo pod intensywnym spojrzeniem wojownika. Odziany w dobrze wykonaną ciężką zbroję kompozytową, nie rozstawał się właściwie z dwuręcznym mieczem o ciemnym ostrzu i zdobionej srebrem rękojeści, od którego osoby wrażliwe na magię mogły wyczuć mistyczną, niepokojącą aurę.
Po dołączeniu do drużyny zachowywał się w sposób profesjonalny. Można było w nim poznać doświadczonego weterana, któremu nie przeszkadzała różnorodność ich grupy. Trzymał jednak dystans, niechętnie opowiadając o swojej przeszłości poza ogólnikami i o tym co stało się z jego poprzednimi towarzyszami, choć dało się wyczuć że nie jest to przyjemna historia.
W walce z gnollami ciosy dwuręcznego miecza Kargara powalały kolejnych wrogów w strumieniach posoki, a brutalny styl walki zdawał się wywoływać niepokój nawet w tak dzikich stworzeniach, sprawiając że cześć rzuciła się do ucieczki zamiast walczyć do śmierci.
************************************************** *****
Oczy Kargara zaświeciły się, kiedy burmistrz opowiedziała im o zaginięciu starej smoczycy Shorliail i wielkich skarbach które mogły pozostać w jej leżu. Pokręcił głową w zadumie, przyglądając się swoim nowym towarzyszom broni. Podczas pierwszej wspólnej misji zdobyli sobie jego szacunek, pomimo dziwnej zbieraniny jaką stanowili. Diabelstwo mu nie przeszkadzało, podczas swojej dawnej współpracy z Zhentarimami miał już z nimi do czynienia, a widział co potrafi jej magia. Druid zmieniający się w niedźwiedzia oraz mniszka dzielnie stawali w walce z gnollami, ich brutalność w walce wręcz robiła wrażenie. Największą zagadką był dla niego ten ork paladyn, nigdy nie widział kogoś takiego. Kiedy kilku lokalnych kretynów zaczepiło Emdymiona, gotów był ruszyć mu z pomocą, ten jednak ku jego zaskoczeniu zdołał wejść z nimi w komitywę i nawet zaczął im udzielać.... porad rodzinnych? Naprawdę dziwny jegomość, choć w walce dobrze było mieć kogoś takiego u boku, zwłaszcza że nieźle znał się też na taktyce.
Tak, jeśli miał dalej działać jako najemnik, ta drużyna dobrze rokowała, byli silni. Nie powiedział im jednak o śmierci swoich poprzednich towarzyszy, o którą się obwiniał....gdyby tylko wycofali się wcześniej i porzucili łupy mogło nie dojść do katastrofy, jego chciwość jednak zwyciężyła. Chciał wierzyć że mógł się zmienić, nawet pod wpływem spotkania z pewnym kapłanem Tempusa zmienił wiarę i zaczął wyznawać Władcę Bitew zamiast Czarnej Dłoni.
Przyjął więc propozycję burmistrz wraz z pozostałymi.
************************************************** ******
- Masz rację że powinniśmy być ostrożni - odparł Gabrielowi podczas narady, po tym jak w milczeniu wypił piwo.
- Ta sprawa mi śmierdzi jak łajno Ankhega. Stara smoczyca która zostawia skarb bez opieki? Walczyłem wcześniej ze smokiem, który chyba wcale nie był taki stary i skumał się z Kultem Smoka.... nie skończyło się to dobrze. W ogóle ciekawe co ta burmistrz tak się przejmuje zniknięciem smoka że aż nas wynajęła. Dobrze byłoby dowiedzieć się więcej o tej gadzinie, ludzie muszą coś wiedzieć, nie?
- A i poprośmy burmistrz o konie, nie będziemy pieszo jak jakieś kmiotki tam podróżować.