Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-06-2021, 12:05   #5
kanna
 
kanna's Avatar
 
Reputacja: 1 kanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputację
Pożegnania… ręce ściskające jej dłonie, obejmujące ją, klepiące po placach. Słowa szczere, przepełnione smutkiem rozstania ale też zimne, pełne lodowatej zawiści. Prezenty, drobne zawiniątka wypełnione wspomnieniami po, o lepszym życiu. „Oddasz mi jak wrócisz, Basiu”. Próbowała protestować, ale wydawało się, ze znajomi, uwięzieni w szarości nowej ojczyzny, chcą choć symbolicznie wysłać cząstkę siebie z ocean, w postaci pożyczonego szala, książki, pończoch, czy pierścionka. Nie wiedziała, nie przypuszczała, że tyle osób poruszy jej wyjazd. Sukienka z kompletnie niepraktycznego, absolutnie cudownego jedwabiu, zdobytego nie wiadomo jak przez jej koleżanki, krawcowa, która w środku nocy brała miarę… „Musisz jakoś wyglądać…”. Trochę za ciasna, za mocno opinająca jej biust i kibić , nieco za krótka, jak się Basi wydawało, tak niepodobna do przydużego fartucha, który zwykle nosiła. Zawinęła ją z nabożeństwem w czysty papier i włożyła do – również pożyczonej , na wieczne nieoddanie – walizki z lakierowanej tektury.

Tłum na dworcu przeraził ją – nie znosiła ciżby, zaduchu, zbyt dużej ilości dźwięków, dotyków, obrazów, spojrzeń. Bodźców. Przytłaczały ja, powodowały chęć natychmiastowej ucieczki, skrycia się, rozpłynięcia. Dlatego tak dobrze czuła się w swoim laboratorium, w jego ciszy, przerywanej tylko popiskiwaniem szczurów, sterylności i przewidywalności.

Przyszła bardzo wcześnie, bała się spóźnić, nie lubiła pośpiechu. Czekała na peronie a ten coraz bardziej zapełniał się ludźmi. Pogrążona w lekturze, która odcinała ją od świata, dawała bezpieczną przestrzeń, początkowo nie zwracała na to uwagi. Kiedy w końcu zorientowała się, że ludzi jest tak dużo, zdecydowanie za dużo jak na jeden pociąg, chciała uciec, zrezygnować, ale było już za późno. Tłum otaczał ją, osaczał, żył własnym życiem, nie pozwalał oddalić się, odejść, czekał zwarty falujący. Nie wypuszczał ze swoich objęć.

A potem, niesiona jego energią, wspierania ramieniem nieznajomego blondyna, znalazła się w pociągu. Wciśnięta w kąt dochodziła do siebie, próbując odseparować się od głosów, dźwięków, obrazów, zapachów, które znów ją przytłaczały. Sięgnęła do kieszeni płaszcza i wyciągnęła niewielki, szklany pojemniczek, zaczopowany korkiem. Otworzyła go i wciągnęła znajomy zapach – zapach laboratorium. Szczury, ich sierść, wydzieliny, trociny, pleśń. Zapach uspokajał, odcinał od smrodu niemytych ciał. Przymknęła oczy. Zaczęła w myślach powtarzać imiona: Aksel, Rózia, Grubcio, Sprytek.. Każdemu nadała imię, choć w papierach opisywano je tylko numerami i sygnaturami.

Wynurzyła się za snu jak spod powierzchni wody po zbyt długim nurkowaniu – przestraszona, upojona pierwszym łykiem powietrza, z mroczkami po powiekami i szumem w uszach. Płuca ściśnięte, koniuszki palców zimne.
Przez parę długich sekund rozglądała się nieprzytomnie dookoła, myśląc gdzie jest, czemu nie poznaje tych ludzi i tego miejsca. Nie krzyczała, krzyczała tylko jako dziecko, potem nauczyła się zamykać krzyk w sobie. Krzyczeć do środka.

Oddychała szybko, płytko. Powoli przypomniała sobie, na początek wskazówki odnośnie oddychania. Wdech na 6. Przytrzymaj na 5. Wydech na 8. Pomogło, zwykle pomagało. Potem wróciła pamięć.

Do snu nie chciała, nie planowała wracać. Nie zdziwił jej, w sytuacji przeciążenia organizm często odreagowywał w taki sposób. Zdążyła się już przyzwyczaić.

W Gdyni spędziła kiedyś całe lato, jako dziecko, albo wczesna nastolatka. Pamiętała wszystko dokładnie – puste plaże, wysoki brzeg z lasem, zimne morze, które najczęściej miało kolor sino-niebieski. Kochała to morze.

Puste, szare miasto przygarnęło ją, otoczyło monotonią, ciszą, ostrym wrzaskiem mew i dalekim szumem morza. Odetchnęła głęboko raz i drugi.

Wyszła z budynku dworca, zostawiając uprzednio walizkę w przechowalni i ruszyła prosto nad morze. Zeszła na plażę, ściągnęła pantofle i zaczęła iść w stronę Orłowa po ubitym, zimnym pasku na granicy wody i plaży.

Było pusto. Zdjęła sukienkę, zostając w samej bieliźnie. Schowała ubrania w lesie a potem weszła do morza. Woda była cieplejsza, niż się spodziewała, nagrzana po lecie, cieplejsza niż powietrze. Przeszła kilka kroków, pozwalając, żeby drobne kamyczki i muszle wbijały się w jej stopy, a potem zaczęła płynąć. Oddech, wyrzut ramion, Oddech, wyrzut ramion. Płynęła, upajając się ciszą i samotnością. Potem przekręciła się na plecy i pozwoliła unosić się wodzie. Leżała, łapiąc pojedyncze, nieśmiałe promienie słońca, kołysana falami. Wypełniała ją pustka i spokój.

Potem wyjdzie na brzeg, pozwoli, żeby wiatr osuszył jej ciało, ubierze się, zbierze do kolejnej próbówki trochę wodorostów zmieszanych w z wodą i morskim piaskiem, tworząc sobie kolejną kotwicę zapachową. A potem poszuka terminala…

Ale to potem. Teraz była tylko ona i morze.
 
__________________
A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić.
kanna jest offline