W koło gwar rozmów, śmiechy, piski i wszystko w rytm charakterystycznego turkotu żelazowych kół. Rytmiczne uderzenia nadawały rytm. Słowa, kroki, nawet oddechy zdawały się podążać za rytmem kolei.
Gdzieś obok jakaś para przysiadła na podłodze. Byli młodzi i szczęśliwi. On usiadła na podłodze, a ona jemu na kolanach. Uśmiechali się. Młodzi i zakochani. Coś szczebiotali do siebie, ale odgłos pociągu zagłuszał. A nawet jeśli nie? Jakub nie zwracał szczególnej uwagi. Z drugiej strony tęższa pani zaparła się o ścianę, gdyż tusza nie pozwalała usiąść. Wymownie sapiąc i przewracając oczyma szukała wzrokiem pasażerów, którzy zajęli miejsca siedzące. Co kolejnym „o jejku” i sapaniem próbowała udowodnić, że to jej należy się miejsce siedzące.
Także i na nią Jakub nie zwracał szczególnej uwagi. Po pewnym czasie kobieta zniknęła. Nie liczyła się. On spoglądał prze okno i łowił obrazy. Próbując zlepić z nich pamiątkę. Chłopak pędzący po polu motorem. Rodzina pracująca w polu. Przekupki sprzedające coś przy drodze. Dziewczyna z pięknymi warkoczami czekające przy przejeździe kolejowym. A ponad nimi szybujące ptaki. Klucz żurawi. Wysoko, majestatycznie. Myszołów szybujący nisko nad polem. Kaczki zrywające się z jeziora spłoszone nadjeżdżającym pociągiem. Sierpówka czy stado kwiczołów przy tym samym przejeździe kolejowym co dziewczyna na rowerze. Lecieli, jechali.
***
- A co pan tak ciągle pisze?
- Przepraszam? – Jakub odwrócił się. To była jego sąsiadka z pociągu. Teraz stali na peronie podczas zmiany lokomotywy.
- Przecież widziałam. Ciągle coś pan notuje.
- Ach takie tam. Lubię pisać.
- To tak jak mój Gustaw – dziewczyna przytuliła się do swojego chłopaka. Był wysoki, szczupły, miał szerokie ramiona i dłuższe włosy które co rusz nachodziły mu na oczy. Jakub od pewnego czasu śledził tę grę z wiatrem.
- Naprawdę? To ciekawe. – Jakub autentycznie zainteresowany posłał uśmiech Gustawowi. Ten spojrzał na Jakuba i na dziewczynę. Wszystko było jasne.
- Tak, Gustaw pisze dla mnie piosenki. Bo wiesz. Mam głos. Chciałabym zostać śpiewaczką. Wystąpić w radio. Aby inni mogli mnie poznać.
Jakub spoglądał chwilę w zamyśleniu. Miała ładny uśmiech. Czego w życiu trzeba, aby marzenia się spełniały? Może wiary. Na przekór Gustawowi, który wyraźnie stremowany i zły kręcił butem próbując zapaść się pod ziemię.
- Chyba już kończą. Wracajmy do pociągu.
***
Znów miarowy turkot. Słońce skryło się za horyzontem. Jakub do ostatniej chwili skrzętnie pisał i notował. W końcu złożył plik kartek i schował do kieszeni. Wystarczy. Wyjrzał przez okno, gdzie już tylko szare kształty przemykały na wpół niewidoczne. Pozwolił ponieść się hipnotycznej nocy, a sen spłynął niepostrzeżenie.
Słońce, piasek, relaks, szczęście. Był to ten rodzaj snu, któremu towarzyszyła świadomość. Niczym sen w śnie! Z przeświadczeniem, że możesz się obudzić. Ale nie chcesz. Piasek przerodził się w ocean. Gorąc słońca w chłód głębin.
Nagle fala poderwała Jakubowe ciało. Uniosła wysoko i dziko rzuciła w głębiny. Jakub lubił wodę. Tomasz nauczył go dobrze pływać tak że czuł się pewnie. Zaczerpnął powietrza i pozwolił się ponieść prądom oceanu. Spodziewał się, że odbije się od dna i wypłynie na powierzchnie. Odliczył raz, dwa, trzy… i nic.
Otworzył szerzej oczy. Woda wciąż kotłowała się w koło. Wyczuwał zimny prąd, który omiatał go lodowatym chłodem i czymś jeszcze. Lękiem. Znajdował się kilka metrów pod powierzchnią. Rozgląda się w koło próbując odnaleźć orientacje. Daremnie! Gdzie jest dno? Gdzie płynąć? Nagle wypuścił zapas powietrza, ale nim obserwować zbawienne pęcherzyki powietrza jedynie krzyknął! Niczym przerażone dziecko.
- Mamo!!
***
Opuścił pociąg spiesznie. Nie podnosząc głowy. Bojąc się spojrzeń innych pasażerów, którzy poznali jego sekret. Nie podnosił wzroku, a jednak czuł jak inni się gapią. Jego plecy ciężkie były od spojrzeń i słów rzucanych ukradkiem. Nie zareagował na proste „do widzenia” rzucone ładnym dziewczęcym głosem. Obserwował jedynie buty Gustawa przeciskając się w wąskim przedziale.
A jednak. W ułamku sekundy namacał zwitek kartek w kieszeni i wsunął w kieszeń marynarki Gustawa. Tam będziecie bezpieczne – pomyślał. I uciekł.
***
Odnalazł ciszę i spokój w szczebiocie mew. Pośród piaskownic zwyczajnych i turzyc skrył się dla innych nie widoczny. Zaraz przed nim szumiało morze. Usiadł na piasku i dopiero teraz spojrzał w górę, w niebo. Tuż nad nim mewa rozłożyła ramiona i szybując na wietrze pozostawała niemal w miejscu. Lekko tylko kołysała się na prądach wiatru. Jakub zapłakał.