Che poczekał, aż Well oddali się poza zasięg słuchu i westchnął zrezygnowany.
- Jeśli podkomendni Briggsa są równie skuteczni w walce co dobrze wychowani, to nie dziwię się, że tubylcy robią z nimi co chcą...
Kobieta nie odpowiedziała. Uśmiechnęła się tylko bardzo delikatnie, zaledwie kącikiem ust. A może mu się tylko wydawało? Z tak egzotycznej twarzy trudno było wyczytać detale.
- Wayne - przedstawił się wyciągając dłoń na powitanie. Teraz już na pewno zobaczył w jej oczach cień zaskoczenia. Po chwili zawahania odwzajemniła jednak gest.
- Żmija - odparła krótko. Jej dłoń była delikatna, ale uścisk zaskakująco mocny i pewny.
Zapadła niezręczna cisza. Rewolwerowiec patrzył w oczy dziewczyny w zamyśleniu. Nie odwracała wzroku, ani nie odzywała się. Dobre cechy u zwiadowcy. Zresztą jeśli Briggs ją poleca, to nie ma powodu wątpić w jej umiejętności. A jednak... Może i umie sama przejść na drugą stronę i wrócić. Czy jednak ta sztuka uda jej się także wtedy, gdy będzie ich dwoje, a przy odrobinie szczęścia troje?
- Jesteś tak dobra jak mówią? - zapytał w końcu
- Lepssza - odparła bez namysłu. Faktycznie było w tym coś z syczenia żmiji.
- Przeprawienie się za rzekę to dopiero początek. Musimy znaleźć zaginionego żołnierza, prawdopodobnie porwanego przez tubylców. Dasz radę ich wytropić?
Żmija wzruszyła ramionami i wydawało się, że to cała jej odpowiedź. Che chciał już zapytać o coś innego, gdy postanowiła się jednak odezwać.
- Zostawiają niewiele śśladów... - W jej głosie zdecydowanie słyszał coś dziwnego. Mówiła trochę niewyraźnie i... naprawdę syczała... Wada wymowy? A może charakterystyczna cecha jej ludu?
- Domyślam się - odrzekł ponuro. - Jeśli jednak nam się uda, to znaczy jeśli znajdziemy chłopaka i sprowadzimy go żywego... - zawiesił głos - Powiedzmy, że obojgu nam może się to bardzo opłacić. Well może pieprzyć od rzeczy, ale z tym domem dla ciebie mógł akurat mówić prawdę. Pułkownik jest zdeterminowany i jeśli wierzyć jego obietnicom, powodzenie tej akcji jest dla niego sporo warte.
Skinęła głową, ale w jej oczach dostrzegł charakterystyczny błysk zainteresowania. Albo nadziei? Nieważne. Sam został już odpowiednio zmotywowany i pomyślał, że dziewczynie też się przyda zachęta. Oczywiście nie mógł jej niczego zagwarantować. Nie rozumiał do końca jaki jest jej status w garnizonie. Nie wiedział czy Briggsowi można ufać, czy nie. Nie miał nawet pewności, że sam dostanie to, co mu przyrzeczono. Póki co wystarczało mu jednak, że nagroda jest warta ryzyka.
- Kiedy najszybciej możemy wyruszyć? - spytał w końcu
Zastanowiła się tylko krótką chwilę.
- Przed śświtem.
- Dobrze. Mamy więc trochę czasu. Opowiedz mi o tym, co widziałaś za rzeką. O Szarakach.