Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-06-2021, 22:15   #4
Mira
Konto usunięte
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
Żmija mruknęła pod nosem, najwyraźniej niezadowolona z sytuacji, gdzie musi tak wiele mówić. A może to sama obecność gościa ją drażniła? Cokolwiek kobieta myślała, postanowiła jednak zaprosić Wayne’a do swojego skromnego... mieszkania? W zasadzie ciężko to było nazwać nawet pokojem. Szopa podzielona została na dwie części za pomocą zwisających z poddasza płacht pożółkłej tkaniny. Źródłem były prawdopodobnie stare prześcieradła z sugestywnymi zaciekami w odcieniach żółci, brązu, a najwięcej – czerwieni. W pierwszej części drewnianej chatki znajdowała się suszarnia ziół i narzędzia ogrodnicze, w drugiej było coś na kształt małego mieszkanka. Za całe umeblowanie służył siennik przykryty kocem, kilka szafek z różnymi ubytkami oraz niewielkie stosy skrzyń. Z tych ostatnich Żmija zgrabnie ułożyła prowizoryczny stół i dwa krzesła. Wskazała jedno miejsce mężczyźnie, obserwując go spode łba, jakby obawiała się, że zaraz ją wyśmieje. Wayne jednak skinął uprzejmie głową i usiadł we wskazanym miejscu. Bywał już w gorszych ruderach, choć po prawdzie – dawno temu. Potrafił jednak docenić starania gospodyni, która ewidentnie ze szpitalnej rupieciarni starała się zrobić coś na kształt własnego domu. Nie mając nawet jak podgrzać wody na herbatę, kobieta postawiła przed Che kubek z zimną wodą, sama zaś siadła naprzeciw z niewielkim rondelkiem, w którym również chlupotała przeźroczysta ciecz.

- Ssszharaki to ludzie. – Wysyczała, upiwszy nieco wody. - Z ludźmi zawssze można sssobie poradzić. Nie ich sssie czssszeba bać.
- A kogo trzeba się zatem obawiać?
– zapytał Wayne, który bardziej z grzeczności niż z pragnienia pociągnął łyk wody, która okazała się smaczna i rześka. Rewolwerowiec odruchowo patrzył na usta kobiety, analizując wciąż jej dziwny sposób wymowy oraz to, co czasem dostrzegał pomiędzy jej zębami.
- Lassssu. Lasss patrzy. Lasss czuje. Lasss zauważy cię, gdy przyniessiessz sse ssobą śśmierć. I ssam cie wtedy zabije.
Che słuchał słów, jednocześnie z ciekawością przyglądając się wargom Żmii, a raczej temu, co skrywały. Może to jakaś plemienna ozdoba?
- Czyli nie można tam zabijać? To się da wykonać, o ile… - nie skończył.
- Chodzi o więcej!
– warknęła kobieta, odstawiając rondelek i nachylając się nad stołem. – Nie możesssz zabrać ze ssobą śśmierci. Nie możesz brać tego, co zzabite zosstało… Ach!

Nim skończyła mówić sięgnęła błyskawicznym ruchem do zawieszonej na pasku kamizelki Che kabury, jednak rewolwerowiec okazał się szybszy. Jedną ręką wyjął broń a drugą próbował schwycić palce kobiety. Ta jednak była naprawdę zwinna. Zdążyła odchylić się mocno w tyłu i odskoczyć poza zasięg ręki, przez co przewróciła swój rondelek z wodą. Mokra plama zaczęła rozlewać się po deskach skrzyni a potem skapywać na podłogę.
- Sssspokojnie! – zasyczała Żmija, a pomiędzy jej wargami zadrgał nerowowo język. Teraz Wayne zrozumiał. Język kobiety był rozszczepiony na końcu jak u prawdziwego gada. To dlatego tak dziwnie mówiła.
- Sskóra! Futro! To Lass wyczuwa. Dlatego nie można mieć na ssobie niczego, co przyniossło zwierzętom śśmierć. Rozumiessz?

Tak, teraz rozumiał. Kabura i pasek były wykonane ze skóry. Żmija chciała tylko na nie wskazać. Ale czy musiała go do tego dotykać? Może jednak kryło się za jej zachowaniem coś więcej…
 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline