Wątek: Pustka [+18]
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-07-2021, 00:38   #2
Buka
Wiedźma
 
Buka's Avatar
 
Reputacja: 1 Buka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputację
Za każdym razem, gdy Jessica opuszczała miejsce pracy, miała mieszane uczucia. Z jednej strony pozytywne, iż kolejny dzień pracy za sobą, wreszcie można do domciu, odprężyć się… z drugiej strony - zależnie jednak od dnia - bardzo negatywne, wyniesione z sali sądowej, od samego przebywania z oskarżonym w tym samym pomieszczeniu. A trafiali się różni, jednak wszyscy "dużego kalibru": Mogul budowlany, oskarżony o milionowe oszustwa. Groźni przestępcy, napadający na banki. Mordercy, gwałciciele, handlarze narkotyków...

O godzinie 16:30 uciec od tego wszystkiego, zostawić za sobą. Nie słuchać już co, kto, i jak, komu zrobił, i dlaczego… przebić się przez miejską dżunglę, zamknąć za sobą drzwi, i schować się w swojej oazie, w swym uporządkowanym do milimetra świecie.


Opuściła "swoje" piętro jako jedna z ostatnich, unikając w ten sposób tłoku w windzie i jednej z koleżanek, która miała zwyczaj zbyt wylewnego (zdaniem Jessici) żegnania się ze znajomymi.
Czterdzieści siedem kroków od windy do wyjścia, trzy stopnie w dół... i wreszcie mogła odetchnąć, a tylko minimalne skrzywienie ust świadczyło o tym, że miejski gwar jest dla niej równie dokuczliwy, jak rankiem. Ale świadomość, iż ta męczarnia wkrótce się skończy, działała jak balsam na jej łaknącą porządku duszę.

Ahmeda przy przewoźnym kramiku z różnościami już nie było - jego miejsce zajęła jakaś kobieta, której umiejętności parzenia kawy do pięt nie dorastały arabowi. Jessica raz spróbowała i nie zamierzała doznać kolejnego rozczarowania. Wolała cierpliwie poczekać. A cierpliwości nieco było jej potrzeba, bowiem droga powrotna bynajmniej nie była usłana różami, a osoby, które zajmowały się miejską komunikacją w ogóle, a rozkładami jazdy w szczególności, jakoś nie raczyły pomyśleć o wygodzie tych, co po skończeniu pracy musieli wrócić do domu.
To trzeba było czekać, aż światło łaskawie zmieni się na zielone, tam trzeba było odstać, oczekując na metro, a kierowcy popołudniowych autobusów jakimś dziwnym trafem o planowanych przyjazdach najwyraźniej nie słyszeli.

Czerwone światło...
Sznur samochodów przejeżdżał parę kroków przed oczami Jessici, ta jednak niemal ich nie dostrzegała. Spoglądała przed siebie. I skoro dziś środa, skierowała swoje kroki do "Silverlake Ramen", praktycznie w zasięgu wzroku miejsca jej zamieszkania. Azjaci potrafili przyrządzić dobre jedzenie…

~

Po kilku minutach maszerowała już dumnie chodnikiem, niosąc siateczkę z "Miseczką kurczaka Karaage"(przysmażony po japońsku kurczak, sos Teryaki, sos Aioli, Zielona cebulka, i ryż oblany alpinią purpuratą). Ależ się na to cieszyła… ale na zewnątrz, obojętna, zimna maska.

Zanim weszła do mieszkania, stała przed własnymi drzwiami, nasłuchując, i spoglądając w prawo i lewo po korytarzu. Nikogo nie było. Tu i tam, zwykłe(denerwujące) odgłosy sąsiadów. Szybkie wejście, wprost zatrzaśnięcie za sobą drzwi. Zamknięcie jednego zamka, drugiego, trzeciego. Łańcuszek, rygiel… odetchnęła z ulgą.

Ściągnęła butki metodą "noga o nogę", po czym przesunęła je stopą w rajtuzach na odpowiednie miejsce… skierowała kroki do dużego stołu jadalnego. Postawiła na nim jedzenie, ściągnęła żakiet i przewiesiła na jednym z oparć krzeseł. Spojrzała w kierunku drzwi. Zmarszczyła brewki. Wróciła do butów, przyklęknęła na jednym kolanie. Przesunęła oba, o centymetr w przód, i w lewo. Teraz pasowało.

W mieszkaniu Jessici panowała cisza, przerywana jedynie cykaniem zegara na ścianie… i dźwiękami dochodzącymi zza uchylonych "na kipę" drzwi balkonowych.

Ściągnęła spódniczkę, i położyła ją ostrożnie na tym samym krześle, gdzie wisiał żakiet. Następnie rajstopy, które zaniosła do łazienki, do kosza na pranie. W końcu i ściągnęła białą koszulę, przewieszając przez żakiet.

Z lodówki butelka zimnej wody mineralnej, szklanka, umycie rąk. Rozpakowanie jedzenia, natychmiastowe pozbycie się śmieci, znowu umycie rąk. Włączyła TV. Nie patrzyła nawet, na jakim jest on kanale, ani co akurat tam leci.

Usiadła do stołu w samym podkoszulku i majtkach. Dzisiaj słyszała przez przypadek w radiu, że były 37 stopnie… no to były. W mieszkaniu pracowała automatycznie ustawiona klimatyzacja, włączana na 20 minut przed jej powrotem.
- Smacznego - Powiedziała sama do siebie, po czym zaczęła jeść jeden ze swoich ulubionych posiłków.


"Miseczka" była dość spora, ale rozprawienie się z jej zawartością nie zajęło Jessice zbyt wiele czasu.
Pusty pojemnik trafił do kosza, widelec natychmiast został umyty, wytarty i powędrował do szuflady, do swych braci-bliźniaków, a potem Jessica uruchomiła maszynkę do kawy. Po kolejnym umyciu, i dokładnym wytarciu rąk, zaczęła czyścić szczotką żakiet i spódniczkę, by móc je jutro ponownie założyć do pracy. W tle nadal leciał telewizor.

- "...Edgar Jackson został dzisiaj skazany na 90 lat więzienia, za brutalne zabójstwa dwóch nastolatek…" - Mówił ulizany dziennikarz, a Jessica zamarła w pół ruchu.

Wróciły z ogromną siłą wspomnienia dzisiejszego dnia, i sali rozpraw. Edgar Jackson, rudy, 22 letni chłopak, z obojętnym wyrazem twarzy, i zimnym spojrzeniem. Pobił brutalnie 15-latkę, zgwałcił, a następnie udusił. Z 18 latką postąpił podobnie… tą jednak najpierw udusił, a dopiero potem zgwałcił.

Szczotka wypadła z dłoni, lądując na podłodze, a w oczach Jessici pojawiły się łzy. To była bestia w ludzkiej skórze, to był zimny, wyrachowany morderca. Bez cienia współczucia, bez litości… blondynka zaczęła szybko oddychać. Edgar Jackson był złym człowiekiem. Powinien za swoje czyny umrzeć. Zero litości. Tak jak on, swoim ofiarom.

Nigdy nie przynosiła swej pracy do domu, do swojej oazy spokoju i bezpieczeństwa... a tu nagle praca brutalnie wdarła się do jej mieszkania, nie zważając na zamki i zasuwy..
Wyłączyła telewizor, a potem, zapomniawszy o szczotce, podeszła do drzwi balkonowych i szeroko je otworzyła. Na oścież, by zatrute przez Edgara Jacksona powietrze jak najszybciej się oczyściło.
Wyszła na balkon, oparła dłonie na poręczy, a potem zaczęła głęboko oddychać, by oczyścić płuca, by resztki Edgara rozpłynęły się w miejskim powietrzu.
Wdech, wydech, wdech, wydech, brzydko jej się odbiło. A świat trochę zawirował przed oczami, i... nagle Jessica zdała sobie sprawę, że jest na balkonie praktycznie tylko w bieliźnie. Spłoszona tym faktem, uciekła do środka. Ze zmarszczonymi brewkami odkryła szczotkę leżącą na podłodze. Podniosła ją, schowała, podobnie jak swój strój roboczy…

Musiała się jakoś uspokoić. Skierować myśli na inny tor, zapomnieć dzisiejsze wydarzenia, które przy najmniejszym bodźcu, wprost ją powalały. Skierowała kroki do sypialni, do nocnej szafeczki przy łóżku. Wyciągnęła stamtąd małe pudełko, a w nim…


Jej lekarka należała do mądrych osób. Uważała że nie należy faszerować organizmu różnymi sztucznościami, że środki naturalne, roślinne, są o wiele lepsze.
Więc zapisała je. Na kartę medyczną.
Wystarczyło zapalić, wciągnąć w płuca nieco niosącego spokój dymu. A potem kolejny haust... i następny...
Serce powoli uspokajało się, skołatane nerwy zwolna wracały do normy...
Spokój… siedziała na krzesełku balkonowym, nie przejmując się już "nieodpowiednim" strojem.


- Jessica?
- Jessica?
- Jessica?!

Przez przyjemną mgłę, oddzielającą Jessikę do wrogiego, nieuporządkowanego świat, przedarł się nagle czyjś głos. Było w nim coś dziwnie znajomego, ale Jessica w pierwszej chwili nie potrafiła z nikim go skojarzyć.
Zła na intruza, nie pozwalającego rozkoszować się spokojem, spojrzała w stronę głosu intruza.
- Jessica? Jessica? Wszystko w porządku? Jessica? Jessica...
Upierdliwy głos nie ustępował, nie pozwalał się zignorować.

Michael Davis. Wysoki blondyn, lat 31. Informatyk. Kawaler. Mieszkanie 1208.


- Uhhh…. - Westchnęła z rezygnacją blondynka. Po chwìli zaś, wsunęła dłoń ze skrętem w szparę parawaniku, specjalnie zamontowanego dla zapewnienia choć minimum prywatności na wspólnym, dzielonym na dwa mieszkania balkonie…
- Oooo... - W głosie Michaela zabrzmiało zdziwienie, ale skręt od razu został przejęty.
- Tchnienie niebios... - powiedział po chwili. A po kolejnej joint ponownie pojawił się w szczelinie.
- Yhym… - Mruknęła Jessica, wpatrując się w metropolię, i powoli zachodzące nad nią słońce. Sama machnęła dwa razy(po uprzednim wytarciu końcówki "ustnej" w podkoszulek), i znowu podała Michaelowi… który natychmiast przejął 'pałeczkę'. Tym razem jednak nie spieszył się aż tak z jej oddaniem.
- Boskie... - powiedział. A ona podciągnęła kolana pod brodę, stawiając pięty na krześle, i objęła własne nogi rękami. Coś… coś w niej znowu "pękało".
- Czy… czy uważasz, że źli ludzie powinni zostać ukarani? - Wypaliła nagle, ni z dupy, ni z kupy.
W szparze natychmiast pojawił się joint. Najwyraźniej Michael zorientował się, że coś jest nie w porządku. Takie pytanie nijak nie pasowało do jego sąsiadki.
- Zło powinno zostać ukarane - odparł po chwili. - Czyli źli ludzie też. Ale ty nie jesteś zła... - dodał natychmiast.

Ciche parsknięcie.

Później wzdychnięcie.

- Ech Michael…

Zapomniała o kawie.







.
 
__________________
"Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD

Ostatnio edytowane przez Buka : 03-07-2021 o 11:44.
Buka jest offline