Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-07-2021, 11:18   #8
Mira
Konto usunięte
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
Skórzane buty, pasek, kabury, rzemyki do mocowania ubrania – tego wszystkiego Wayne musiał się wyzbyć przed wyprawą, jeśli wierzyć temu, co mówiła Żmija. I choć wymagało to nieco fantazji, mężczyźnie udało się ubrać oraz uzbroić bez tych dodatków. Choć po prawdzie sznurowane onuce, których musiał użyć zamiast butów, były dużo mniej wygodne i zapewne po całej tej przygodzie będzie miał kilka pęcherzy na stopach. O ile z niej wróci.
Che Wayne jednak wierzył w siebie i swoje szczęście. Z lekkim uśmiechem przywitał skinieniem głowy nadchodzącąŻmiję, z którą spotkał się przy miejskiej studni, kiedy niebo ledwo poszarzało i nawet kur jeszcze nie zaczął piać. Kobieta miała na sobie szerokie, materiałowe ponczo i chyba te same poprzecierane spodnie co wczoraj. Na stopach nosiła podobne onuce, lecz jej zdawały się stabilniejsze i lepiej dopasowane do kształtu podeszwy… chociaż może po prostu miała zgrabniejsze stopy?
Bez reakcji na powitanie Żmija podeszła bliżej i napełniła dwie manierki wodą ze studni. Wayne również postąpił za jej przykładem.

- Może podjedziemy konno do lasu i dopiero potem ruszymy na piechotę? – zaproponował.

Kobieta podniosła na niego ponury wzrok i nawet bez werbalnej odpowiedzi wiedział już co sądzi o tym pomyśle. Rewolwerowiec westchnął, ale nie skomentował. W końcu to ona była zwiadowcą i znała teren.

Wyruszyli. Ledwo minęli budynki miasteczka, gdy Żmija, skręciła w wysoką trawę, kierując się za pobliskie wzgórze. Ziemia tu była nierówna i kamienista, a w dodatku cała roślinność wilgotniała od porannej rosy. Raz za razem Che obrywał w twarz wysokimi badylami, które wcześniej odginała jego przewodniczka. Aż zaczął zastanawiać się czy Żmija nie robi tego specjalnie. Choć jej twarz pozostawała skupiona i poważna.

Po godzinie marszu dotarli wreszcie do skraju lasu. Co prawda wciąż nie przekroczyli rzeki, toteż raczej nic im nie zagrażało, jednak Wayne rozglądał się czujnie. Jego palce raz za razem dotykały stali rewolweru, jakby chciał sprawdzić, ze broń wciąż jest na miejscu.

- Możessz odpocząć. Zarass wrócę. – Wysyczała Żmija i nie czekając na odpowiedź ruszyła między drzewa.

Czyżby wyjście za potrzebą? Nie wydawała się wcześniej specjalnie wstydliwa. Choć faktem było też, że nie zachowywała się jak zazwyczaj dziewczęta w obecności rewolwerowca – nie chichotała, nie trzepotała rzęsami. Żmija była jakby… poza tym obszarem kobiecości. A jednak wciąż pozostawała bardzo kobieca. Szczególnie kiedy tak szła przodem, kołysząc biodrami.

Nagle Wayne usłyszał, czy raczej wyczuł coś za swoimi plecami. Zerwał się na równe nogi z pieńka, na którym wcześniej przysiadł, a kierowana odruchem ręka sięgnęła po broń. Mężczyzna zwęził oczy wpatrując się w migoczące cienie pod wysokimi drzewami. Coś tam było. Coś skradało się w jego stronę i…

Sylwetka powoli odkleiła się od jednego z pni, unosząc w górę obie ręce. To była Żmija. Po jej ustach błąkał się niewinny, acz psotny uśmieszek.

- Jessteśś czujny. Dobssze. – Pochwaliła Wayna, podchodząc bliżej. Mężczyzna niechętnie schował broń. Nie podobało mu się to, że znów jest testowany. I czy to aby na pewno były tylko zwykłe testy jego czujności i sprawności?
Kobieta stanęła tymczasem naprzeciwko i wyciągnęła w kierunku Che otwartą dłoń, na której trzymała dwa nieduże kawałki czegoś, co przypominało hubę drzewną.

- Do żucia. Zmniejssza apetyt i pragnienie.– Wyjaśniła, po czym sama wzięła jeden kawałek i włoży sobie do ust.

 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline