Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-07-2021, 18:04   #7
Grave Witch
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację

Życie w Zirth płynęło swoim torem, obojętne na problemy i zmagania naszych bohaterów. Wraz z pierwszymi promieniami słońca, ulice miasta zaczynały tętnić życiem. Sprzedawcy wystawiali swoje produkty, kupujący czaili się na dobre okazje, a złodzieje z lubością oddawali polowaniu na tych, którzy nie dość dobrze strzegli swoich sakiewek. Członkowie straży miejskiej robili co mogli by utrzymać ład i porządek, zadanie to nie należało jednak do najłatwiejszych. Liczne grupy awanturników i poszukiwaczy przygód sprawiały, że co rusz wybuchały walki, sprzeczki i zamieszanie. Przynajmniej w dzielnicach, które znajdowały się poza za granicami centralnej części miasta, w której to swoje domostwa miała uprzywilejowana część mieszkańców. Tu także znajdował się pałac księcia Zirth, Fredryka Nich. Wszyscy jednak wiedzieli, że na próżno było go szukać w jego siedzibie. Anioł ów zwykł bowiem spędzać swój czas w barakach, które znajdowały się w zachodniej części miasta. Z tego też powodu sprawami miasta zajmowała się głównie rada składająca się z jego najznamienitszych mieszkańców. Nie trzeba tu było dodawać, że nie było wśród nich przedstawicieli niższych stanów, o biedocie nie wspominając. Przez większość czasu układ ten sprawdzał się w stu procentach. Od każdej reguły zdarzały się jednak wyjątki.

O poranku, w którym wyprawa w nieznane miała wyruszyć, taki właśnie wyjątek nastąpił. Dzień rozpoczął się całkiem przyjemnie. Niebo było czyste, słońce świeciło pogodnie, a z kuchni docierały zapachy, które sprawiały że usta wypełniały się śliną, a żołądki głośno dopominały o swoje prawa. W głównej sali część miejsc była już zajęta. Goście, którzy zdecydowali się na wczesny posiłek, delektowali się nim w ciszy i spokoju. Rozmowy odbywały się sporadycznie i dotyczyły głównie jakości jadła i napitku. Nikomu nie spieszyło się by na dobre dzień ów rozpocząć.

Pojawienie się białowłosego mężczyzny imieniem Taar zburzyło nieco przyjemną atmosferę. Przez chwilę stał on w progu karczmy i przyglądał się zebranym by w końcu ruszyć w kierunku stołu, przy którym siedziała trójka gości.
- Wszystko przygotowane - oświadczył na wstępie, przystając dobre dwa kroki od celu. Słowa kierował do wysokiego, czarnowłosego elfa w szkarłatnej szacie przewiązanej czarną szarfą.
- Dobrze - usłyszał w odpowiedzi. - Odczekamy jeszcze godzinę i ruszamy.
- Sprawdzę dlaczego zajmuje to tyle czasu
- do rozmowy dołączyła druga osoba, której twarz skrywał kaptur. Osobą tą była młoda bardka, która swą grą i iluzjami umilała czas gościom karczmy. Na imię miała Rei. Odkąd przybyła do “Skrzydeł”, wraz z elfem i złotowłosą anielicą, nikt nie widział ani jej twarzy ani tego co kryło się pod płaszczem, którego nawet na chwilę nie zdjęła.

Elf, który przedstawiał się imieniem Lif, skinął głową co posłużyło za znak zgody po którym to bardka wstała i oddaliła się.
- Przekaż pozostałym żeby byli w gotowości - Nakazał Lif, unosząc przy tym głowę i mierząc Taara uważnym spojrzeniem.
- Wedle życzenia - odpowiedział białowłosy, cofając się o krok, a następnie ruszając w kierunku tablicy ogłoszeń, przy której swoje śniadanie spożywał Variel wraz z Lin.
- Wszystko gotowe? - zapytał ich zajmując wolne miejsce przy stoliku i machnięciem dłoni skupiając na sobie uwagę dziewki karczemnej. W chwilę później stał już przed nim kufel pieniącego się, złocistego trunku.

Rozmowy rozbrzmiały na nowo, atmosfera uległa jednak wyraźnej zmianie. Prysł czar porannej sielanki zastąpiony przez niepokój, którego pochodzenie ciężko było określić. Jadło, chociaż nadal smakujące dokładnie tak samo jak przed pojawieniem się białowłosego, przestało sprawiać tą samą przyjemność. Z kolei trunek zdawał się znikać w tempie przyspieszonym.
Jeden po drugim, goście karczemni wstawali, zostawiając za sobą niedojedzone jajka, boczek i chleb. Ich ruchy były nerwowe, pospieszne, jakby przed czymś chcieli uciec, tylko jeszcze nie zdawali sobie sprawy z tego czym owe coś było. Nim jednak sala zdążyła się wyludnić, drzwi karczmy zostały gwałtownie otwarte, a do środka wpadła zdyszana Rei. Kaptur płaszcza zsunął się jej z głowy odsłaniając długie, rude włosy i parę rogów zdradzających jej przynależność rasową. Dziewczyna zdawała się jednak nie przejmować tym faktem. Zwalniając tylko w stopniu minimalnym, dopadła do stolika zajmowanego przez elfa i anielicę.
- Zamieszki w Piekle - poinformowała. - Blisko. Mamy może pięć minut zanim tu dotrą - dodała, sięgając po kielich z winem jaki stał przed złotowłosą i bez pytania z niego skorzystała.
- Ruszamy - oświadczył czarnowłosy mężczyzna podnosząc się z miejsca. - Taar!
- Wiem!
- odkrzyknął właściciel tego imienia, także już swe miejsce przy stole opuszczając. - No to się zaczyna - mruknął jeszcze do towarzyszących mu Lin i Variela, po czym ruszył do wyjścia.
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”
Grave Witch jest offline