Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-07-2021, 21:28   #3
Johan Watherman
Moderator
 
Johan Watherman's Avatar
 
Reputacja: 1 Johan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputację
Poranek był dla Mervi traumatyczny, tak samo jak dla jej ojca. Gdy staruszek zobaczył parę policjantów, zażartował, z kim tym razem razem jego córka się biła i czy chociaż raz to ona wygrała. Atmosfera stężała gdy za policją wszedł ubrany w garnitur agent Suojelupoliisi.
Tego, jak przebiegało wahanie nastrojów ojca nie mogla wiedzieć. Z jej punktu widzenia sytuacja wyglądała tak, że policja i agent wpadli do jej pokoju, kiedy jeszcze leżała w łóżku, odśpiewali standardową formułę zatrzymania, wszystkie pytania jej i ojca zbywali brakiem upoważnienia do dalszego informowania w sprawie. Nawet nie wyśpiewali jej w jakiej sprawie jest zatrzymana, a na ile znała system prawny swego kraju, zwykle oznaczało to poważniejsze, skomplikowane przewinienia.
Służbom nie można było odmówić profesjonalizmu. Po wylegitymowaniu, dali jej ojcu kilka numerów kontaktowych oraz adres posterunku z aresztem śledczym, do którego zbierają Mervi. Nie pozwolili dziewczynie się umyć, poza myciem zębów. Nawet przy ubieraniu był przy niej policjant, a konkretnie policjantka, co trochę minimalizowało wstyd. Gdzieś w głębi siebie czuła, że to standardowe podejście, w niekontrolowanym środowisku – jak dom zatrzymanego – nie można spuścić go z oczu, aby nie uciekł czy też nie zrobił sobie krzywdy. To, że pozwolili się jej przebrać zamiast wywlec ją w pidżamie było nawet gestem dobrej woli.
A potem założyli jej kajdanki.

***

Rutyna na posterunku przebiegła szybko, odciski palców, kilka zdjęć, oraz – co kompletnie zmieszało Mervi, próbka krwi i skan siatkówki, wykonane przez agenta Suojelupoliisi, dość futurystycznym urządzeniem przypominającym nowoczesną wersję starych komputerów typu palmtop. Potem zamknęli ją do pokoju przesłuchań.
Minęło może pół godziny, podczas których Mervi mogła obserwować łagodnie przeskakujące na ścianach piksele, gdy wszedł do niej agent. Teraz miała okazję mu się lepiej przyjrzeć. Czarny garnitur, czarny krawat, kabura nie wystawała nigdzie, najpewniej była dobrze zamaskowana pod ramieniem lub na plecach. Ostre rysy twarzy grały z zimnym spojrzeniem bladoniebieskich oczu. Włosy nosił krótkie, jasny blond, gładko ogolony. Trudno było dziewczynie dokładnie określić jego wiek. Teraz dotarło do niej czemu wcześniej nie zwróciła uwagi na spojrzenie agenta, nosił uprzednio czarne, lustrzane okulary.
- Wiesz czemu cię zabraliśmy – to nie było pytanie lecz stwierdzenie w jej stronę, wyrażone stanowczym, może nawet lekko agresywnym głosem.
Przez cały czas Mervi zachowywała się dość apatycznie, jakby to wszystko jej mocno nie obchodziło. Miała w końcu istotniejsze myśli dnia poprzedniego.
- Bo wam za to płacą. - dziewczyna odezwała się flegmatycznie, patrząc na agenta jakby od niechcenia.
Agent wyjął z wewnętrznej kieszeni marynarki szkic aktu zatrzymania i podsunął Mervi na stole. W większości był to bełkot, ale odczytała kilka istotnych haseł, nazwisko profesora, próba zamachu w parku, śmierć dwóch funkcjonariuszy państwowych, organizacja terrorystyczna… i jej udział w niej.
- Terroryzm? O to mnie jeszcze nie oskarżano. - odparła pozbawionym barwy głosem - I funkcjonariuszy nie pamiętam, tylko....
Dziewczyna ledwo spostrzegła, jak mężczyzna lekko wstaje z miejsca, aby sięgnąć ją obiema dłońmi za głowę i mocno, z silnym echem uderzyć jej czołem o blat. Zakręciło się jej w głowie, lecz mimo szoku, zdawało się jej, że jej umysł pracuje nad szczegółami dużo intensywniej niż przed feralnymi wydarzeniami, niż przed wizją… Może nie wyłapywała wszystkiego, lecz gdy zrozumiała, że nie dostała ani w nos, ani zęby, jasne było, iż agent potrafił tak bić, aby nie pozostawiać zbędnych śladów.
Mężczyzna rozluźnił się na krześle gdy ona dochodziła do siebie.
- Tutaj nie ma rumakowania. Kiedy poznałaś Skaldespillara?
Mervi rozcierała uderzenie na czole, a gdy wyszła z pierwszego szoku, rzuciła automatem wściekle: "jebany skurwielu, w dupę kopany!".
- Co ja, mam za was robić research? - prychnęła.
A scenariusz się powtórzył, tym razem wydawało się jej, że prawie zauważyła ruchy mężczyzny, może temu, iż siedział w luźnej, swobodnej postawie. Najpierw znowu zebrała głową o blat, a potem na dokładkę zebrała ciosem z otwartej dłoni, co ciekawe nie w policzek, w okolice żuchwy i ucha… i dając retoryką jej myśli, to dopiero bolało jak skurwysyn.
- Następnym razem złamię ci nos albo wybiję zęby. Masz wybór, będziesz grzeczna, odpowiadasz na pytania bez zbędnego ociągania się, a po tej całej sprawie, z wyrokiem lub nie wyjdziesz w miarę nieruszona. Możesz również doświadczyć nieprzyjemności, które będą się ciągnąć za tobą całe życie.
Nie dał jej czasu tego przemyśleć.
- Kiedy pierwszy raz poznałaś Skaldespillara.
- Bić skutego. Jebany tchórz... - prychnęła - Poproś, a może ci powiem.
Mężczyzna wstał, powoli i jakby przechadzając się, kopnął w nogę krzesła Mervi, powodując jej wywrócenie.
- My już wszystko wiemy - powiedział nie bacząc na to jak z impetem dziewczyna gruchnęła na ziemię - wiemy, że planowałaś z nim zasadzkę na ścigających go ludzi. Wiemy o korespondencji między wami. Zastanawia mnie tylko jedno, jak inna kobieta mogła pozwolić, aby grupa terrorystyczna, w której się znalazła, mogła sprzedawać młode dziewczyny do burdelu w Danii. A może nie wiedziałaś, bo sama byłaś na liście do wysyłki?
Ten upadek nie należał do czegoś oczekiwanego. Serce podeszło jej do gardła, gdy straciła równowagę i nie dość, że nie mogła jej odzyskać, to jeszcze skute za plecami ręce dodawały do strachu przed upadkiem. To, co później mówił agent... zupełnie jej się nie składało.
- To raczej wasi ludzie chcieli nas pozabijać... o ile człowiekiem nazwać kawał złomu. I ciała.
- Od jak dawna wiesz?
- Co wiem? - przekręciła się na bok, aby dać wygiętym ramionom ulgę.
Mężczyzna stanął nad nią, co instynktownie wywołało u Mervi chęć skulenia się, jakby przed nagłym kopniakiem. Ciągle milczał jednak, oczekując odpowiedzi.
Mervi patrzyła z dołu na agenta.
- Że łażą po mieście takie niedorobione tostery z przeceny? Odkąd wczoraj w parku rozpadły się na kawałki. - odparła, nie za bardzo wiedząc, czy o to chodzi.
Drzwi do pokoju przesłuchań uchyliły się z lekkim, acz dość wyraźnym skrzypieniem. Weszła do niego kobieta, brunetka z dłuższymi, upiętymi w kok włosami. Blada, biska, acz wyglądała na dość dość atletycznie zbudowaną, mimo wzrostu i raczej drobnej postawy, przypominała twardo ociosany kawałek drewna przystrojony w garnitur. W okularach, lustrzankach Mervi na moment zobaczyła swoje odbicie.
Mężczyzna obrócił się powoli, nie odzywając się, w sam raz aby wejść na ścieżkę kolizyjną z pięścią kobiety. Potężny sierpowy zachwiał nim, zmuszając do podparcia się o ścianę. Pękła mu warga, a delikatne krople krwi zaczęły centkować mu koszulę.
- No tak, oskarżona ci przypieprzyła - agentka stwierdziła ponuro w stronę skołowanego mężczyzny - widać niektórzy potrafią się bronić. Idź doprowadź się do porządku i uprzątnij papier na alfę jeden. Tip-top.
Agent patrzył jeszcze chwilę na przybyłą z zimną złością, po czym wyszedł z pokoju bez słowa, zamykając za sobą drzwi. W tym czasie kobieta podniosła Mervi z ziemi, niezbyt delikatnie, przypominało to trochę wojskowy dryg. Rozpięła jej też kajdanki i wskazała krzesło. Sama zajęła miejsce przesłuchującego. Zdjęła okulary, pokazując piwne oczy.
- Jestem Ella, przepraszam cię za… to co zaszło…
Dziewczyna otrząsnęła głowę i odsunęła włosy z oczu. Była dość skołowana tą zmianą, ale kto by narzekał. Spodziewała się chwilę temu, że zaraz mężczyzna znowu ją uderzy, ale teraz...
- Mogę już wracać do domu? Nie opuszczę miasta. - odezwała się do kobiety.
- Za jakieś pół godziny, może godzinę wrócisz - kobieta wyjaśniła jej spokojnie - muszę cię tylko przesłuchać, jako świadka, nie sprawcę, oskarżonego czy cokolwiek innego. Mój poprzednik dostał błędne dane, a jak widzisz, to straszny cymbał, nie skojarzył nawet w trakcie - Ella westchnęła ciężko - przepraszam cię najmocniej. Przynajmniej wiesz jak od kulis rządy traktują międzynarodowych przestępców… no, niektórzy agenci - Ella powiedziała to dość gorzko, jabby się się nie zgadzała z tą postawa.
- Zawołać kogoś po coś do picia?
- Wodę z tabletką na ból głowy. - mruknęła - Jest teraz gorszy niż przed spotkaniem z twoim kolegą.
Agentka wyjęła z marynarki opakowanie popularnego środka przeciwbólowego i po prostu podała dziewczynie.
- Śledziliśmy profesora od dłuższego czasu. Jak rozumiem, znalazłaś się w nieodpowiednim miejscu i czasie, a to był tylko twój wykładowa, tak?
- Tak, historia architektury. Poszłam na spacer, przewietrzyć się... Uspokoić myśli, bo uczyć się nie mogłam.
- Zapis z monitoringu mówi, że straciłaś przytomność - agentka podsumowała - wiem, że rozmawiałaś z nim. Nie próbował ci niczego podrzucić?
- Zobaczył, że jestem... no... źle się czuję. - nie wiedziała jak to ubrać w słowa - Pomagał mi się uspokoić... ale podrzucać? Jak narkotyki na lotnisku? Nie, tylko kawę dał... - wyraźnie Mervi miała problem z tym, skąd ją miał - Ale pomogło... na chwilę.
- Możliwe, że chciał cię zrekrutować - agentka podpowiedziała dziewczynie - ciekawe tylko czy jako członka organizacji czy jako źródło dochodu - zamyśliła się jakby sama do siebie - ale chyba to pierwsze.
- Do czego niby zrekrutować? - zdziwiła się, chcąc więcej zrozumieć - I czemu mnie?
- Z braku lepszych określeń, mówi się o organizacjach terrorystycznych, chociaż temat jest szerszy. Tak jakby IRA czy Al-Ka’ida w przerwach między zamachami zajmowały się handlem narkotykami, przemytem i prostytucją aby z tego finansować swoją działalność - agentka wyjaśniła dając Mervi czas na przetrawienie tego.
- On... Profesor... - próbowała poukładać sobie scenariusz w myślach, po czym pokręciła głową - Nie mógł taki być.
- Widziałaś skutki tego, do czego był zdolny. Poza tym, zajmował się finansami - agentka cierpliwie jej wyjaśniła - a dlaczego zainteresował się tobą, to jest dość skomplikowana kwestia - Ella zapauzowała na moment - dasz radę się skupić aby to zrozumieć czy wolisz abym jutro przyjechała do ciebie, do domu i porozmawiamy o tym?
- Czy mój ojciec będzie przy tym?
- To od ciebie zależy - agentka powiedziała szczerze - chociaż uważam, że początkową część powinnaś najpierw wysłuchać sama, a na rozmowę z twoim tatą przyślemy kogoś, kto nie jest agentem - Ella uśmiechnęła się lekko, a nawet chyba zaśmiała oszczędnie - przepraszam, zaczynam mówić zagadkami, a tu nie ma nic do ukrycia. Lepiej będzie, jak zaczniemy teraz, łatwiej będzie nam przedyskutować co dalej.
Mervi zapatrzyła się chwilę w ścianę obok agentki, nerwowym ruchem palców przesuwając po blacie stołu.
- Najpierw niech dadzą mi wodę, żebym łyknęła lek, bo mnie ta migrena zabija.
Agentka sama wyszła na chwilę, aby po chwili wrócić z dwoma plastikowymi kubkami zimnej wody. Sama też upiła.
Mervi nie czekała, aby łyknąć tabletkę. Chciała tylko, żeby to dudnienie we łbie przeszło...
- Więc... - spojrzała pytająco na agentkę.
- Zastanawiałaś się kiedyś nad istotą geniuszu? NIe mam na myśli wyłącznie tego, co potocznie rozumie się przez geniusz, pamięć, talent literacki, matematyczny, teorie fizyczne. Mam na myśli geniusz ujęty szerzej, odpowiedni talent połączony z wolą, aby go realizować, nie utonąć w małych grach politycznych, aby koncertować na salonach i publikować prace matematyczne do końca życia, odkrywając przed ludźmi to, co nie znane, zamiast skończyć jak Galois.
Mervi poczuła się zaskoczona. Rządowy agent był ostatnią osobą, od której spodziewałaby się wzmianki o wybitnym matematyku.
- Sądzisz, że jest coś, co łączy takich ludzi i co ważniejsze, możliwe jest do jasnego, systematycznego ocenienia, kategoryzowania i wykrycia?
Finka spojrzała skonfundowana tym nieoczekiwanym tematem, bardzo od czapy w tej sytuacji.
- Czy... to w jakiś pokrętny sposób łączy się z... tym? - rozejrzała się na boki, jakby mówiąc o całej sytuacji, w jakiej się znalazła - Bo profesor uczył historii, a nie filozofii…
- Jest takie powiedzenie, że trudno czasem odróżnić obłęd od geniuszu. Ludzie genialni nauczyli się tego, że trzeba czasem ukryć się w cieniu. Juliusz Cezar był na świeczniku, i nóż w jego trzewia zatopił mu przyjaciel. Jesteś wyjątkowa Mervi. To czego doświadczałaś ostatnie czasy, to jest forma łagodnej psychozy podczas której reorganizują się pewne struktury w mózgu. Personifikację tego stanu, zgodnie z badaniami Freuda czy Junga, jest właśnie Geniusz, psychiczny obraz będący indywidualnym wcieleniem intelektu ludzkości.
Agentka złożyła ręce w piramidkę.
- Wiem, że to dla ciebie dużo. Nie musisz od razu wszystkiego rozumieć, a ja nie jestem zbyt dobra w wyjaśnieniu takich spraw. Dostaniesz książki, kilka dodatkowych kursów i wszystko stanie się jaśniejsze, jest to dość zaawansowana psychologia, biologia, socjologia oraz szczególne badania z gruntu specjalizowanych dziedzin jak genetyka czy kognistywika. Ale pewnie nasuwa ci się pytanie, co to znaczy dla ciebie. Na razie obejmiemy cię miękkim programem ochrony świadków. Dostaniesz też stypendium dla szczególnie uzdolnionych, nie są to duże pieniądze, ale starczą aby wygodniej ci się studiowało. Całkiem możliwe, że po pierwszym roku wyślemy cię do Harvardu czy Yale. Będą też specjalne kursy… Widziałaś metalowych ludzi. Pewnie podejrzewałaś, że wojsko zawsze ma technologię lepszą niż cywilie. Cóż, my - powiedziała to w taki sposób, iż Mervi również poczuła się częścią “my” - mamy jeszcze lepszą.
Mervi patrzyła na agentkę z niezdrowym miksem fascynacji i rozbawienia, opierając brodę o pięść.
- Teraz ty mnie uderzysz jak zapytam, ale co tam... - przechyliła głowę bardziej na bok - Co brałaś i czy też mogę?
Agentka zaśmiała się lekko, naprawdę serdecznie.
- Tylko prochy przeciwbólowe, babskie sprawy - powiedziała szczerze - sama się przekonasz co do prawdziwości tego. Widziałaś szczątki cyborgów. Łatwiej ci w nie uwierzyć niż w organizację szczególnie uzdolnionych ludzi, do których teraz i ty należysz?
- W sumie tak... Tamten złom był namacalny... - odparła ostrożnie - Profesor mówił coś o byciu szczególnym... i tak samo jak jemu - i tu nie wierzę na słowo, a jeżeli to prawda... to czemu nie ma szkół dla takich, jak w X-Manach? I czemu te cyborgi zabiły profesora? - ton głosu trochę podupadł na to wspomnienie - Oni kategorycznie nie mieli przyjaznych intencji…
- Profesor był przestępcą, mieli za zadanie ująć go żywcem. Postanowił się wysadzić… powiedzmy. Jeśli zainteresowała cię chemia i fizyka nuklearna, powiem, aby jutro podrzucli ci opis działania tej technologii, oczywiście to tajne - agentka mruknęła.
- Co do szkół, nigdy nie wiadomo kiedy ktoś zacznie przejawiać swoją niezwykłość, są to ludzie różnego wieku, pozycji, nie do wszystkich udaje się dotrzeć od razu. Temu też organizujemy programy edukacyjne zazwyczaj zakotwiczone w istniejących strukturach. No i oczywiście - uśmiechnęła się lekko - to tajne. Przypomnij, co opowiadałem Ci o Cezarze. Jawność jest niebezpieczna.
- Zawsze znajdzie się ktoś, kto nie zrozumie, uhm, pomysłu jaki jest przedstawiany, i zechce go ubić w zarodku? - zaryzykowała - Lub uzna, że sam zrobi lepiej, choć nie ma żadnej wiedzy…
- Droga wolna - agentka powiedziała jakby to była oczywistość - chociaż nie widzę podstaw aby tak postępować. Za darmo dostaliśmy, za darmo dajemy.
Mervi potarła oczy
- Szczerze... Czy ja mam schizofrenię, inne urojenia?
- Nic z tych rzeczy - Ella powiedziała cierpliwie - stan łagodnej psychozy może okresowo występować, lecz ciągle to ty masz kontrolę. Pomówmy lepiej o przyszłości. Wolałabym jutro nie jechać do ciebie, nawet po cywilnemu, nie chcę stresować twego ojca, a i nie jestem dobra w tych kwestiach. Powiedzmy, że w najbliższej przyszłości jestem twoją opiekunką. Jutro postaram się wysłać psychologa od nas, przywiezie ci kilka książek oraz przedstawi tobie i ojcu wizję stypendium. Będziesz mogła także z nim rozmawiać. Przedstaw to rodzinie jako zupełnie nie związane z tą sprawą - uśmiechnęła się lekko.
- Ojciec nie wie o tym, co wczoraj się stało... Prócz tego co zobaczył, jak wróciłam. Nic mu nie mówiłam, nic nie wyjaśniałam. Po co? Nie było ważne, aby wiedział.
- Byłaś świadkiem nieudanego zamachu, spanikowałaś - agentka podsumiowała - to też będzie w zeznaniach, zaraz dam ci je do podpisu jak przeczytasz. Mam wysłać do ojca też psychologa policyjnego?
- Przyda się... - odparła ostrożnie - W sumie... Ładnie to rozrysowałaś przede mną, ale... to nie może być za darmo. Nie tak świat działa.
- Ale to my staramy się decydować jak ma działać - agentka wyjaśniła - głupio byłoby nie zaczynać od siebie. Uszy do góry - powiedziała lekko.
- Zapytam inaczej... Co będzie mnie to kosztować, chociażby w przyszłości? Co oczekujecie ode mnie? - zapytała podejrzliwie.
- Niczego czego sama byś nie chciała - Ella stwierdziła prosto - pomyśl o tym jak o grupie ludzi którzy razem dochodzą do logicznych wniosków. Nie zgadzanie się jest elementem dyskusji.
- Na pewno bym chciała, aby mi dupy nie zawracano. - odparła zadziwiająco lekkim tonem - Nie jestem socjalna i chyba nie każdy mnie wytrzyma. Doświadczenie.
- Nie znam twoich talentów, więc trudno mi się wypowiedzieć - Ella stwierdziła po zastanowieniu się - równie dobrze możesz dostać środki na badania naukowe tak samo jak mecenas sztuki. Trudno mi mówi bez danych.
Agentka podała Mervi swoją wizytówkę. Tylko imię, i numer telefonu.
- Zachowaj to i dzwoń do mnie w razie jakichkolwiek kłopotów. Mnie za to możesz zawracać dupę.
- Po północy też? -dziewczyna obejrzała wizytówkę, uśmiechając się pod nosem.
- Tak, najwyżej przy następnym spotkaniu będę nadąsana - zażartowała.
- Więc mam czekać na... stuff jutro? Bo i nie widzi mi się powrót na studia... - mruknęła - ...nie tu. Nie... po jego śmierci. - Mervi najwyraźniej wciąż odczuwała ból z powodu tej straty.
- Tak, jutro przyjedzie nasz człowiek. Z nim porozmawiasz też o kwestii studiów.
 
__________________
Otium sine litteris mors est et hominis vivi sepultura.
Johan Watherman jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem