Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-08-2021, 13:52   #2
Bellatrix
 
Reputacja: 1 Bellatrix ma wspaniałą reputacjęBellatrix ma wspaniałą reputacjęBellatrix ma wspaniałą reputacjęBellatrix ma wspaniałą reputacjęBellatrix ma wspaniałą reputacjęBellatrix ma wspaniałą reputacjęBellatrix ma wspaniałą reputacjęBellatrix ma wspaniałą reputacjęBellatrix ma wspaniałą reputacjęBellatrix ma wspaniałą reputacjęBellatrix ma wspaniałą reputację
Nie pamiętała już dokładnie, kiedy wyruszyła ze świątyni, ale nie było to w sumie ważne. Każdy kolejny dzień w drodze chłonęła całą sobą, bo każdy - choćby nawet najspokojniejszy - był czymś innym, niż ciągle te same, powtarzające się rzeczy i ćwiczenia w klasztorze. W końcu mogła zobaczyć trochę świata i poznać nowe miejsca oraz ludzi. Jako osoba, w której żyłach płynęła ifrycka krew, Kori szybko się nudziła i co chwilę musiała skupiać się na czymś nowym. Pewnie tylko dlatego, że miała predyspozycje do tego, by zostać kapłanką, nie wyrzucili jej z nauk a siostry zakonne miały do niej anielską cierpliwość.

Krasnoluda Borta poznała zupełnie przypadkowo, w jednej z karczm w jakiejś małej mieścinie. Akurat wyszedł za potrzebą a Kori wracała z wieczornego spaceru i była świadkiem, jak dwóch obszczymurków próbuje go obrabować. Dzięki swoim umiejętnościom szybko ich przegoniła, a z kupcem od słowa do słowa doszli do wniosku, że fajnie będzie, gdy kapłanka zasili jego karawanę. Ifrytce to pasowało, bo dzięki temu codziennie będzie w nowym miejscu, no i nie będzie podróżować sama.

I tak już podróżowała z karawaną Borta dobrych kilka tygodni. Pozostałym dała się poznać jako żywiołowa, wygadana i wesoła kobieta, która nie może długo usiedzieć w jednym miejscu. Ze wszystkich współpracowników krasnoluda najwięcej czasu spędzała z Milo, gdyż gotowanie było jej pasją i miała do tego dziwny dryg - przychodziło jej to zupełnie naturalnie i nawet nie przeszkadzały jej zbytnio wywody Kuchcika na temat przeróżnych potraw, bo lubiła uczyć się nowych rzeczy. Najmniej po drodze miała z półorczycą Tamli, która niepotrzebnie czasami tyle krzyczała (jakby nie można było po prostu powiedzieć czegoś spokojnie, w końcu nikt nie był głuchy) i Glundą, choć te relacje były raczej neutralne, gdyż obie były zupełnymi przeciwnościami: druidka była spokojna i zdystansowana, wolała spędzać czas ze zwierzętami niż z ludźmi, co Kori nie dziwiło. Z Ulfem i Olfem czasami sobie pożartowała a z Aelfrikiem, Eshu i Galdorem utrzymywała dobre relacje.

Na słowa bliźniaków uśmiechnęła się tylko szeroko, prezentując ładne, równe białe zęby.
- Oj, nie może być aż tak źle - powiedziała. - Mimo wszystko zawsze lepiej, jak na głowę nie kapie, można się w spokoju wykąpać, zjeść przy stole i zasnąć w wynajętym pokoju, mając pewność, że w nocy nikt nie poderżnie ci gardła z zaskoczenia. No chyba, że tam jest gospoda, w której nie można wynająć pokoju na noc, to inna sprawa. Ale i tak będzie dobrze, zobaczycie.

Kori była dość wysoką kobietą o figurze klepsydry i dość wydatnym biuście. Twarz miała ładną, nosek prosty i lekko zadarty, usta pełne, a w niebieskich oczach tliły się szkarłatne węgliki zdradzające jej pochodzenie. Tak samo jak długie, niemal krwisto rude włosy, których końcówki czasami zamieniały się w czysty ogień. Ubrana była jak typowy podróżnik a dominującymi motywami jej ubioru była czerń i czerwień. Na szyi można było ujrzeć wiszący symbol jej bogini - Sarenrae. Miała przy sobie jedynie sztylet i torbę podróżną, ale ktokolwiek spróbowałby zrobić jej krzywdę, szybko przekonałby się o swoim błędzie.

- A dlaczego w ogóle mówicie na to miejsce Plaguestone? Bort mówił, że nazywa się Etran’s Folly. - Zapytała Ulfa. Albo Olfa. Nie potrafiła ich rozróżnić.
- Etran’s Folly to oficjalna nazwa, ale ze względu na zarazę, jaka przeszła przez miasteczko, lokalni i nielokalni nazwali je Plaguestone. Od kamiennego cokołu w centrum miasta, przy którym w sposób bezpieczny karmiono chorych i umierających. Mieszkańcy zostawiali jedzenie przy kamieniu, a chorzy w zamian wkładali monety do dziury w nim, która wypełniona była octem, aby oczyścić miedź i srebro z wszelkich śladów zarazy. Tak przynajmniej mówią - odparł jeden z bliźniaków. - Miasto nigdy się z tego nie podźwignęło, część domów na obrzeżach jest opustoszała.
- No proszę, czyli odwiedzimy ciekawe miejsce - rzuciła Kori. - W takim jeszcze nie byliśmy, odkąd z wami podróżuję. Z chęcią sprawdzę na własne oczy, jak to teraz wygląda.

Przeniosła wzrok na Aelfrika, Galdora i Eshu.
- To co, panowie, jak będzie możliwość, to dzisiaj się napijemy, no nie? - Uśmiechnęła się łobuzersko. Bawić się, tańczyć i pić uwielbiała niczym rasowa najemniczka. - Dobrze będzie się trochę odmulić po tych kilku dniach w drodze. - Zakończyła, czekając na odpowiedź kompanów i jednocześnie rozglądała się po okolicy.
Często wyglądała jakby była rozkojarzona, ale to było błędne odczucie: tak naprawdę jej umysł wciąż pozostawał ostry i analityczny.
 
Bellatrix jest offline