Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-08-2021, 20:46   #1
Sekal
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Cena Życia: Przebudzenie




Calista Martinez wiedziała, że nie może sobie pozwolić na podróż samolotem. W głowie mogły kołatać się różne myśli, te najbardziej szalone też, ale jedno było pewne: jeśli jej szukali, to skorzystanie z lotniska będzie niczym podanie im wielkiej migającej strzałki nieomylnie wskazującej na jej osobę. Piękne (o ile przymykało się oczy na syf i biedę większości) i słoneczne (o ile ktoś lubił niedorzeczne upały) Miami gościło ją już i tak za długo. Coraz częściej łapała się na zerkaniu na obce twarze, które choćby przez sekundę za długo przypatrywały się jej zgrabnej figurze.

I jeszcze te sny. Niedorzeczne, bezsensowne i oh tak, jakże przerażające. Nie pamiętała poranka, kiedy po nocnych koszmarach nie była spocona jak mysz. Paranoja wwiercała się w mózg, podobnie jak samotność. I wreszcie zdecydowała się na ten krok.

Zostawiając wszystko za sobą, z niewielkim bagażem, zapakowała się jako jedna z niewielu do niezbyt czystego, pamiętającego lepsze czasy autobusu. Kto w tych czasach jeździł jeszcze na takie trasy publicznym transportem? Otóż tacy jak ona. Ponad trzy tysiące trzysta mil, prawie trzy doby spędzone na podróży w niewygodnym fotelu, wdychając zapachy unoszące się od niezbyt czystych towarzyszy podróży. Zapamiętała imię zaledwie jednego, powtórzył je bowiem z dziesięć razy, próbując się dosiąść pomimo wielu wolnych miejsc. Dopiero użycie pięści i gróźb na najbliższym postoju ukróciło te zaloty.

I pozwoliło jej dotrzeć do Portland. Umiejscowionego wśród zielonych wzgórz miasta niegdyś pięknego, teraz zaniedbanego już od pierwszego wejrzenia. Niewiele o nim wiedziała, ale gdzieś musiał nastąpić ten nowy start, prawda?





Piątek, 8 październik 2027
Portland, Oregon
Godzina 8:34 AM


Podrzędny hotel, zmiana strefy czasowej i wiele godzin w niewygodzie, w akompaniamencie nocnych koszmarów, nie pozwoliły się jej wyspać. To tu, już, powrót do jedynego strzępka przeszłości jaki jeszcze pozostał latynosce. W pół do dziewiątej rano, a ona już stała przed wejściem do pierwszego szpitala, który pojawił się w wynikach wyszukiwania. Portland General Hospital, ucierpiał mocno na reformach Bidena, a potem w zasadzie rządzącej za niego Harris. Stał się w pełni publiczny, a przez to jak to zwykle bywa - zaniedbany i niedofinansowany. Mogła tu znaleźć kuzyna, na pewno zaś było to jakieś miejsce na start.
Bardzo uczęszczane i pogrążone w jakimś rodzaju uporządkowanego chaosu miejsce.

Głównym wejściem bez przerwy ktoś wchodził i wychodził. Ludzie nie patrzyli przed siebie, potrącając się wzajemnie i nieustannie spiesząc. Mogli podłapać to od personelu, który tu nie poruszał się normalnie - wyglądali jakby ktoś im włączył przyspieszone obroty. Krzyki, płacz, brud, szmer rozmów. I to jeszcze zanim Calista weszła do środka. Karetka zahamowała z piskiem opon, zmuszając kobietę do uskoczenia i prawie potrącając jakiegoś zagubionego staruszka. Wyskoczyło z niej dwóch sanitariuszy, otwierając tylne drzwi i wyciągając na zewnątrz łóżko z szamoczącym się, przypiętym do niego pacjentem.
- Szybciej, do izolatki go!
Pchnęli szpitalną leżankę, zmuszając Martinez do zejścia im z drogi. Czy na ich twarzach widniało przerażenie, czy to było coś innego? Nie zdążyła się przyjrzeć, ale jej wzrok wyłapywał takie szczegóły.
- Nie ma wolnych, dajcie go na czwarte! - krzyknął ktoś ze środka.
- To go długo nie utrzyma!
- Musi, to już czternasty dzisiaj!

Chaos. Może nie do końca uporządkowany. Nawet inni pacjenci patrzyli na to zszokowani, przynajmniej dopóki sanitariusze nie zniknęli im z oczu. Wtedy wrócili do przerwanych czynności, głównie domagając się w recepcji przyjęcia, pomocy lub czego tam potrzebowali lub wydawało im się, że potrzebują.
Karetka odjechała, zostały po niej ślady opon.
I krople krwi, wyznaczające ścieżkę do drzwi i dalej korytarzem. Krwawił pacjent czy doktor?
Zresztą może to nieważne. Była tu.
Mogła postawić ten pierwszy krok w swoim nowym życiu.
 
Sekal jest offline