Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-08-2021, 10:30   #6
Mroku
 
Mroku's Avatar
 
Reputacja: 1 Mroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputację
Koła wozów turkotały po nierównej, leśnej drodze a wy umilaliście sobie czas rozmowami na przeróżne tematy. Było spokojnie, od samego rana nie minął was ani jeden wóz kupiecki, czy inny podróżny. Piękna okolica w tych rejonach sprawiała wrażenie zupełnie dziewiczej i nietkniętej dłonią człowieka. Gdzieniegdzie jedynie, na delikatnych wzniesieniach w oddali dostrzegaliście pojedyncze gospodarstwa.

Zostawiliście za sobą las a droga wiła się przez kolejne pół godziny między złoto-zielonymi polanami by w końcu znów wprowadzić wozy w objęcia gęstego boru. Wiatr poruszał delikatnie koronami drzew, między którymi słychać było wesoły szczebiot ptaków. Powietrze było tu chłodniejsze, co w połączeniu z cieniem, który oferowały drzewa, było przyjemnym wytchnieniem od palącego słońca.

Przed pierwszym dzwonem Bort zarządził postój na sporej polance przytulonej do ściany drzew po lewej stronie od głównej dróżki. Zostawiliście wozy przy drzewach a Glunda niemal od razu ruszyła, by nakarmić zwierzęta. Podczas gdy wy prostowaliście kości, Milo wyskoczył ze swego przerobionego na kuchnię wozu, taszcząc spory gar i miedziany czajnik.
- Zjemy suchy prowiant - powiedziała Tamli tonem nieznoszącym sprzeciwu, gdy zobaczyła, co wyprawia niziołek.
- Co to, to nie - odparł jej Kuchcik. - To suche żarcie to jest dobre dla koni. Nasze żołądki zasługują na coś lepszego. Może i zejdzie nam się tutaj chwilę dłużej, ale przynajmniej zjemy coś ciepłego. Bo jak ciepło na brzuszku, to i od razu nastrój lepszy.
- Czy ty mnie nie… - Zaczęła półorczyca, ale przerwał jej Bort.
- Daj spokój, Tamli. Jeśli Milo chce coś ugotować, to niech ugotuje. Przyda nam się odpoczynek. Od tych wybojów na drodze już mnie tyłek boli. - Krasnolud uśmiechnął się ciepło.

Półorczyca jedynie mruknęła coś pod nosem i ruszyła w stronę wozów.
- Będę potrzebował ogniska, nanieście no drewna z okolicy - powiedział Milo. - Zjemy gulasz, co się jeszcze z wczoraj ostał. Do tego będzie herbatka owocowa przepisu mojej kochanej mamusi. Co prawda zacząłem już grzać jedzonko w wozie, ale oko mi się przymknęło w podróży i jeszcze nie jest dobrze ciepłe.

Olf i Ulf ruszyli do lasu i niedługo później nanieśli przeróżnych gałęzi, z których szybko rozpalono ognisko. Milo z pomocą Kori rozstawili prowizoryczny ruszt, na który poszedł wielki gar, w którym znalazł się rzeczony gulasz.


Nie trzeba było długo czekać, by zapach potrawy rozniósł się po okolicy i wykręcał żołądek na drugą stronę. Kuchcik doglądał strawy, jednocześnie gotując wodę na herbatę. W końcu wszyscy zasiedli wokół ogniska a niziołek wespół z Kori nalali każdemu do miski jego część strawy, rozdając przy okazji pajdy całkiem jeszcze świeżego pieczywa. Kto chciał, mógł skosztować ciepłej, owocowej herbaty.

- Jak zwykle palce lizać! - rzucił wesoło jeden z bliźniaków, zajadając się gulaszem.
- Jesteś prawdziwym mistrzem kucharzenia - dodał drugi.
- Dziękuję, dziękuję. - Milo się zarumienił. - Ponoć najlepiej ten gulasz smakuje na trzeci dzień, ale w tych temperaturach lepiej nie sprawdzać i zjeść wszystko dzisiaj.
- Odnośnie jedzenia, to przypomniała mi się pewna historia… - Odezwał się Bort i zaśmiał pod nosem. Wiedzieliście, że krasnolud właśnie przy takich okazjach uwielbiał opowiadać przygody ze swojego kupieckiego życia. - Z was wszystkich tylko Tamli i Milo mogą ją pamiętać, bo reszta z was jeszcze z nami nie podróżowała. W każdym razie, kilka dobrych lat temu podróżowaliśmy jednym ze szlaków handlowych w Górach Pięciu Królów, gdy na jednym z popasów spotkaliśmy ognistego olbrzyma. Chciał nas oczywiście zjeść, ale udało mi się go przekonać, by najpierw spróbował najlepszej zupy, jaką kiedykolwiek jadł, ze specjalną, pikantną przyprawą z dalekich krajów. Olbrzym dał się nabrać, a ja, zamiast wsypać tam tę przyprawę, dosypałem nasion rośliny zwanej lodowym kwiatem. Gdy tylko olbrzym skosztował bulionu, ten zamroził mu usta, a my uciekaliśmy, jakby się za nami paliło. - Zaśmiał się.
- Tak, teraz, z perspektywy czasu to przyjemna opowieść, ale pamiętam, że wtedy prawie narobiłem w spodnie - rzucił Milo, śmiejąc się głośno a Olf i Ulf uczynili to samo.


Cała trójka szybko zamilkła, gdy wszyscy dostrzegli wyłaniające się z leśnej kniei drapieżniki. Konie przy wozach zaczęły rżeć i stawać dęba, próbując wyrwać się z zaprzęgu. Tuzin wilków wyszło bezgłośnie na polanę, powarkując i obnażając ostre kły. Zwierzęta otaczały obóz, jednak gdy bliżej im się przyjrzeliście, zauważyliście, że wszystkie wyglądają na chore - były wychudzone, ich sierść pozlepiana ze sobą w wielu miejscach, gdzieniegdzie można też było ujrzeć na ich grzbietach i łapach dziwne rany z których sączył się zielony płyn. Śmierdziały mokrym psem i czymś ciężkim do opisania.
- Glunda, zajmij się zwierzętami. Reszta… - rzucił Bort, sięgając po topór leżący obok miejsca, w którym siedział. Nie dokończył, gdyż wilki rzuciły się w waszą stronę niemal w jednym tempie.
 
Mroku jest offline