Podróż przebiegała bez większych ekscesów, co Aelfric przyjął z zadowoleniem. Koń wolno stawiał krok za krokiem niosąc rosłego woja na plecach, a z faktu, iż chwilowo wjechali w las który nieco ocieniał trakt wojownik odziany w ciężki pancerz mógł być zadowolony nawet bardzo.
Zarządzony przez Borta popas był całkiem przyjemny. Temat jedzenia, który prawie poróżnił niziołka i półorczycę nie był dla wojownika ważniejszy niż kilka sążnistych łyków z bukłaka przytroczonego do jednego z wozów. Nie było to wino, tylko podróżna woda, zmieszana z odrobiną piwa by napitek nie przesiąknął zapachem i smakiem skórzanego worka. W każdym razie uparty niziołek postawił na swoim, i Aelfricowi nie pozostało nic innego, jak pomóc w przygotowaniu ogniska, przyniesieniu wody i innych, wymagających fizycznie zajęciach. Wojownik odtroczył więc swój dwuręczny topór i ruszył za bliźniakami w las, aby zaopatrzyć obozowisko w kilka solidnych porcji drewna.
Gulasz był bardzo dobry. W ogóle jedzenie w krainach południa Aelfric uważał za znacznie lepsze niż na północy. Co prawda brakowało mu nieco baraniny i jagnięciny, oraz dziczyzny, o którą łatwiej było w krainach za Koroną Świata, to jednak mięso przyrządzone przez niziołka i rudowłosą dziewczynę, która mu pomagała. Kiedy oboje krzątali się przy sprytnie urządzonej kuchni, cały obrazek wydawał się wręcz sielski, przypominając nostalgicznie te lepsze chwile w życiu wojownika. Dobrze było na to patrzeć.
Tymczasem jednak konie, w tym wierzchowiec Aelfrica spłoszyły się, chrapiąc i kwicząc głośno, wyczuwając najpewniej swoimi zwierzęcymi zmysłami jakiegoś leśnego drapieżcę. Aelfric obstawił jakiegoś misia, przywabionego zapachami gulaszu, lub może stadko dzików ryło gdzieś okolicę.
Szarych cieni i trójkątnych pysków się jednak nie spodziewał. Było lato, i wilki nie zwykły atakować dużych grup podróżnych, nie w biały dzień i nie przy zapalonym ogniu. Aelfric nie tracił jednak czasu na roztrząsanie tego dziwu natury. Zdjął tarczę z grzbietu wierzchowca, dobył długiego miecza z pochwy przy pasie i ruszył w stronę biegnącej na nich watahy.