Komenda Metropolitalna, 6 listopada 2021, 15:18
Spiętrzone na kilku biurkach dokumenty ukryte były w kartonowych teczkach tworzących miniaturowe kopie widocznych za oknem wieżowców. Składały się na nie akta zamkniętych spraw, które ktoś postanowił po trzech dekadach zbierania kurzu poddać cyfryzacji i umieścić w PolNecie, doświadczalnej hybrydzie kilku dotąd autonomicznych baz danych służb. Kartka po kartce, teczka po teczce, trzej oddelegowani do tej nudnej pracy mężczyźni fotografowali dokumenty przenosząc je poprzez WiFi na serwery PolNetu.
- Kod osiem osiemnaście sześć, róg Szóstej Alei i Sheridana - z głośników radiowęzła popłynął wygenerowany elektronicznie głos należący do Grace, sztucznej inteligencji obsługującej centrum operacyjne Komendy Metropolitalnej. Podobne komunikaty emitowane były ustawicznie z podwieszonych pod sufitem pomieszczenia wzmacniaczy, oznaczając nowe wezwania do popełnionych właśnie aktów zbrodni. Zazwyczaj zaraz potem zgłaszali się jacyś chwilowo wolni detektywi przejmując wezwanie, tym razem jednak nie padło niczyje potwierdzenie.
- Kod osiem osiemnaście sześć, róg Szóstej Alei i Sheridana - zgłoszenie zostało po kilku sekundach powtórzone. Napad z bronią i zabójstwo, pomyślał z lekkim niepokojem Pumba, prostując się mimowolnie i zerkając z rozpaczą na wyświetlacz cyfrowego zegara na ścianie sali. Znał procedurę w takich przypadkach i wiedział, co się zaraz stanie. Z braku chętnych ochotników SI właśnie informowała osobnym przekazem komendanta wydziału, że nikt nie zgłosił się do aktualnego wezwania i prosiła o bezpośrednie przydzielenie do sprawy wolnego oficera śledczego.
A w czterech ścianach pomieszczenia pozostali już tylko dwaj zesłani do karnej roboty archiwaliści oraz ich uwiązana do nóg kotwica.
Drzwi gabinetu komendanta stanęły otworem pół minuty później. Wysoki czarnoskóry mężczyzna w nienagannie skrojonym markowym garniturze i dziwnie nie pasującym do niego staroświeckim krawacie przestąpił przez próg obrzucając uważnym spojrzeniem pomieszczenie wydziału. Siedzący twarzą do drzwi MacMillan poczuł się wyjątkowo nieswojo lustrowany oczami komendanta. Miał okazję zobaczyć je z bliska zaledwie dzień wcześniej, podczas wyjątkowo krótkiej rozmowy powitalnej. Andrew de Soto posiadał bardzo drogą cyberoptykę wybraną z firmowego katalogu Kiroshi Premium i podkreślającą w zamierzony sposób twardość jego ostrych rysów twarz. Ryan zapamiętał widok tych wściekle żółtych oczu widzianych z odległości półtora metra, wbijających się w oblicze wyprężonego na baczność kadeta zza masywnego chromowanego biurka w gabinecie komendanta.
- Voronin, Stones! Skończyliście może?!
Leopold przywołał na twarz grymas człowieka zapracowującego się dzień po dniu na śmierć, po czym wskazał wymownym gestem na kilkanaście pękających w szwach pudeł czekających w kolejce na archiwizację.
- Zostawcie to na razie, przewietrzycie się! - polecił de Soto - Mamy napad na filię Pacifica Bank przy Corporate Plaza. Rabunek, zabójstwo i ucieczka z miejsca zbrodni. To doskonała okazja, abyście pokazali panu MacMillanowi miasto. Sprawa jest wasza.