Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-08-2021, 19:10   #6
Zell
Edgelord
 
Zell's Avatar
 
Reputacja: 1 Zell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputację

Na łóżku leżały stare ubrania, które nie miały wartości w nowym życiu. Oczywiście Mervi nie miała zamiaru się ich wyzbywać, nie będzie w tych nowych po domu chodziła, ale musiały one zajmować mniejszą część szafy. Może faktycznie nie powinna nosić publicznie tych koszulek z nadrukami? Nie była wszak dzieckiem, a teraz... teraz...



Usiadła ciężko obok wyjętej z szafy niechcianej przez Unię garderoby.
Kim się stała? Czy zawsze taka była?
Spojrzała w dół na trzymany na kolanach ciemnoszary sweter, część sugerowanego zestawu na zimne dni.

I ten... Geniusz. Jak jej umysł mógł wytworzyć taką postać? Czy to było naprawdę, czy po prostu zafiksowany mózg stworzył obrazy z elementów pamięci? Nie, Mervi wciąż nie mogła zrozumieć tej części swojego... istnienia... Musiała czekać na pomoc, jaką otrzyma od Unii w pojęciu siebie. Oni znali odpowiedzi. Okazali troskę i zajmują się, interesują dziewczyną, oczekując tak niewiele.

Unia ją ochroni.




Następne dni i tygodnie upływały Mervi pod znakiem oswojenia się z nowym trybem życia, gdyż, jak się wkrótce okazało, poza czytaniem, wlawirowaniem dziewczyny w powrót na studia, nauką rzeczy zwyczajnych i nadzwyczajnych, wymogów stroju i zachowania, do jej życia wszedł z butami harmonogram dodatkowych aktywności.
Najważniejszą były spotkania z Bob, początkowo dwa razy w tygodniu, potem, w skali całego roku, z różną częstotliwością, od jednego na tydzień, do bardziej intensywnych tygodni z kilkoma wizytami.
Czasami było przyjemnie, Bob prezentowała sobą mentalność “równej babki”, z którą Mervi się dobrze rozmawiało, a wkrótce zaczęła ją traktować trochę jako swoją powierniczkę czy też mentorkę w nowym świecie, starszą koleżankę bardziej ogarniętą w nowej rzeczywistości, w jakiej znalazła się dziewczyna.
Były też momenty mniej przyjemne. Bob potrafiła wpaść czasem bez zapowiedzi, a dwa miesiące, co trzy dni umawiała spotkania z samego rana, w letnie miesiące, aby wspólnie… pobiegać. Mervi była zaskoczona, że to ona dostawała zadyszki prędzej, a Bob… dopiero jakby orientowała się, że Mervi nie daje rady i sama pochylała się w prawdziwym zmęczeniu, nigdy jednak wcześniej. Dodatkowo, te godziny… Nie było to najlepsze co mogło ją spotkać. Chociaż może ją sprawdzali? Wszak testy też wypełniała…

Mervi nie wiedziała czemu niby w Unii Technokratycznej tak ważna miała być sprawność fizyczna, ale pomna na wszystko co otrzymała, uznała iż cierpienie poranków było niewielką ceną. Tylko raz zbuntowała się przeciw tej bezsensownej rutynie; po cięższej nocy pełnej rozpikselowanej faktury atomów wodoru w powietrzu... Opanowała emocje chwilę po wybuchu złości na Bob, przepraszając kobietę za to i tłumacząc co męczyło ją w nocy i czemu tak zareagowała. Nie miała zamiaru tego dnia pojawiać się na uczelni, a biegać... tym bardziej.

Nie zmieniało to faktu, iż Mervi wciąż nie do końca była w stanie ogarnąć co tak naprawdę znaczy być... tym kim się stała. Kimś z Geniuszem... członkiem Unii? Gdyby ojciec wiedział tyle, co ona, powiedziałby, że to pachnie mu sektą. Mervi nie wiedziała czym jej to pachnie, gdy jedynie czuła zapach pieniądza, jaki miał osładzać niewygody nowych zasad życia.
A robił to dość dobrze, więc nie narzekała. Może tylko czasem...
Bob co pewien czas upewniała się, że dziewczyna na pewno rozumie zawartość ebooka i papierowych materiałów, co okazało się dobrym krokiem. Czasem finka czuła się przytłoczona nowością i ilością wiedzy o nieznanej do tej pory rzeczywistości, więc wspomoc była potrzebna.
Najwyraźniej Konwencja i jej Metodologia miały być narzucone zgodnie z tymi testami... Może to i lepiej?

Testy psychologiczne były ciekawą aktywnością, która w sumie interesowała dziewczynę. Nie rozumiała co Bob z nich wyczytuje, ale nie była w końcu psychologiem. Z nadwagą. Co ma lepszą kondycję niż by się ją podejrzewało.
Huh.

Zastanawiające było czemu musiała przejść te wszystkie badania. Jakieś prześwietlenia, morfologię krwi i tak dalej... To ojciec potrzebował pomocy medycznej, nie ona!

Najciekawsza była jednak technologia, nazywana ultratechnologią lub po prostu oświeconą nauką. Mervi zaczęła, zgodnie z otrzymanymi planami, konstruować i programować pierwsze schematy urządzeń. Początkowo teoria była okrutnie ciężka, i nawet porady od Bob na niewiele się zdawały. Jednak już w połowie roku miała na swoim koncie rentgenowskie okulary, modyfikację telefonu z bardzo dokładnym czujnikiem ultradźwiękowym oraz wstęp do memetyki i nieśmiałe próby zrozumienia koncepcji samo-programowania z którym Mervi miała związany cel - miała to opanować na tyle dobrze aby nie być w tyle ze studiami oraz przyspieszyć naukę języka angielskiego gdyż Bob stwierdziła, że ma mówić jak lektor natywny. Na szczęście w tym drugim przypadku dostała też douszną słuchawkę zakładaną przez sen.

Sympatyk od finansów miał rację - technologia robiła wrażenie, i choć Mervi wątpiła, aby sam taką kiedyś zrobił, to efekty były imponujące! Czy naprawdę ludzkość mogła wytwarzać takie cuda, jakie znane były z sci-fi? Co więcej stało otworem? Napęd nadświetlny był już dostępny? Czy plecaki odrzutowe mogłyby już zostać wypuszczone? Miecze Świetlne to drobnostka?!
Na razie Mervi i tak była dumna jak paw, iż dała radę z tym rentgenem w okularach i czujnikiem w telefonie! Wydawało się niemożliwe, kilka razy Mervi miała dość prób i męczenia teorii, rzuciła książkę na podłogę, musiała kilka par okularów zmarnować... ale koniec końców była zbyt uparta, by odpuścić, nawet nie potrzebując zachęty Bob. Ba, zdarzało się nawet, iż nie chciała by jej przeszkadzano przez tydzień, w trakcie którego siedziała zamknięta w pokoju ze swoją pracą, otwierając drzwi, aby jedzenie czy wodę od taty przyjąć.
Wtedy była zapracowana, ze swoimi myślami i nie dajcie bogowie jej przeszkadzać!
Po tygodniowej izolacji wyszła triumfując.

A przy następnym spotkaniu z Bob sprawdziła, jak ta wygląda w prześwietleniu rentgenowskim.

Agentka wyglądała po prostu… tłusto. Jeden detal przykuł uwagę Mervi, kości Bob były o wiele lepiej zarysowane - jakby mocniej absorbujące - niż u przeciętnych ludzi.
- Masz dziwne kości. - Mervi odezwała się do Bob zdejmując okulary - Takie... bardziej.
- Cała jestem bardziej - Bob zaśmiała się w sposób, do jakiego Mervi się przyzwyczaiła, wskazując swoje ciało obdarzone ponadprzeciętną wagą.
- Och, nie o tuszy mowa. - finka nie chciała odpuścić tematu - Czemu twoje kości takie są? Mają... jakiś... metal?



Bob dotknęła Mervi w ramię, często to robiła podczas rozmowy, nachyliła się lekko do dziewczyny.
- Taka rada - powiedziała bardzo po przyjacielsku - nie zawsze opłaca się pytać wszystkich otwarcie. Ze mną możesz pogadać o wszystkim i o wszystko zapytać, ale niektórzy… Wiesz, pytanie o ciało to jakbyś pytała kogoś o rozmiar fiutka czy piersi pod pushupem. Taka etykieta - mruknęła - a ja mam kilka ulepszeń, w tym nanity w szpiku kostnym. Sukcesywnie wymieniają otoczki porów w kościach i cześć ich budulca - wyjaśniła Mervi.
Od czasu stworzenia swoich pierwszych "zabawek" Mervi wyraźnie była w znakomitym nastroju, a odpowiedź Bob ją bardzo podekscytowała.
- SERIO?! - zrozumiała, że mówi za głośno, więc na wszelki wypadek ściszyła głos, by nie niepokoić ludzi w trakcie lunchu - Serio? Można mieć taki stuff w sobie? Progenitorzy robią? Też dostanę?
- Nie tylko Progenitorzy, Iteracja ma większy udział, my też mamy kilku swoich od tego - Bob stwierdziła dziwnym tonem wymieniając Iterację - zależy od twoich predyspozycji i przydziału. Jeszcze nie mam pełnego raportu ewaluacji, ale raczej agentem operacyjnym nie będziesz.

Czuła jednak, przeglądając inne możliwości, iż najbardziej ciągnie ją do czasoprzestrzeni. Bob twierdziła, że są to trudne koncepty i lepiej zacząć od czegoś łatwiejszego i bardziej pożytecznego przy małej wprawie, poza tym “tak wygląda twoja struktura wrażenia”. Gdy usłyszała to po raz pięćdziesiąty, całe pomieszczenie zapełniły kolorowe piksele, aż Mervi puściła zupełnie nie kolorowego pawia.
A po nocach śniła o dzwonach kwazarów i soczewkach osobliwości na nieskończonym dystansie kosmosu.

Mervi czasami narzekała na niespodziewanie atakujące jej widzenie zaburzenia obrazu. Jakby piksele, artefakty, inny syf. Światła, neony, skrzypiące dźwięki jak ze starych urządzeń, ziarno... i to jak nie spała! Gdy spała potrafiło być bardziej tripy. Nigdy nie była naćpana, ale tak sobie mogła wyobrazić mocniejszy odjazd...
Wszystko to zrelacjonowała Bob, szukając w niej jakiegoś wsparcia, porady...
....bo czasem jej zdezorientowany umysł nie mógł pojąć, że czas ma ustaloną linię przebiegu…
Bob dość niechętnie przyjmowała zwierzenia Mervi na temat jej snów i wizji na jawie. Najlepsze co agentka miała do zaoferowania młodej przebudzonej w tym aspekcie było odesłanie jej do kolejnych książek opisujących psychologiczny aspekt Geniuszy. Dziewczyna dość szybko pojęła, iż za dużo Bob nie mogła jej powiedzieć, lecz w tych ramach, jakie były możliwe, dała jej dość jasno do zrozumienia, iż aspekt Geniusza zwany Eidolonem należało zachować dla siebie i nie było to mile widziane.
Bob zachęcała też Mervi do zwiększania jej aktywności społecznej. Pomiędzy kolejnymi wynalazkami, (chociażby apkami wspomagającymi proces nauki poprzez odpowiednie dźwięki w tle czy lampkami emitującymi poświaty niesamowicie uspokajające myśli) wypytywała ją czy ma kogoś na oku, jak wyglądają jej relacje z innymi studentami. Bob miała też personalne teczki studentów…

Mervi wyraźnie speszyła się na pytanie o to, czy ma kogoś na oku. Opuściła wzrok, nie wiedząc jak podejść do pytania.
- Może... Trochę... - utkwiła wzrok w swoich dłoniach - No bo... On jest już doktorem... I... No... - zamilkła, zupełnie nie wiedząc co z tym fantem zrobić.
- I nic z tym nie zrobisz? - Bob zapytała z wylewaną szczerością - jak się nazywa, co wykłada?
- Doktor Ensio Rantanen, Technologia Budownictwa z drugiego roku... - przeniosła wzrok na ścianę po boku - A... co mam robić? Miałam z nim ćwiczenia z matematyki przez pół roku... To tyle... - po tym dodała ciszej - Co w sumie robi się w takiej sytuacji…
Bob zamyśliła się chwilę, popijając drinka.
- Zorganizuję ci spotkanie na imprezie - dodała po chwili.
Mervi spojrzała na Bob szeroko otwartymi oczami.
- ...co? Ale... Po co... Znaczy... Czemu...
- A po co cię ciągam do barów - Bob zaśmiała się - trochę pewności nabierzesz. Albo coś wyjdzie i zyskasz, albo zbierzesz trochę informacji i przeanalizujemy czy doktor byłby dobrym sympatykiem - Bob stwierdziła rzeczowo.
Dziewczyna milczała dłuższą chwilę, tylko patrząc na Bob z taką... bojaźliwością.
- ..ale co miałoby.... Wyjść?
Bob pokręciła głową.
- A jaka jest spodziewana konkluzja posiadania kogoś na oku?
Mervi nie odpowiedziała, a jedynie skryła twarz w dłoniach.

Jak można było się spodziewać, dla Mervi nie przyszło nic nowego z jej ulotnej miłostki, mimo szczerej pomocy Bob oraz aranżacji kilku pomyślnych sytuacji. Tym bardziej, gdy po kilku miesiącach Ensio opuścił uczelnie zmieniejać instytucję naukową. Bob twierdziła, że Unia nie miała z tym nic wspólnego.

Kawałek ciasta raz po raz dźgany był widelczykiem w złości.
- To musi być super dla was, co? - dźgnęła ponownie - Całość mojej uwagi wasza? -puściła widelczyk i położyła głowę na stoliku.
- Mogę próbować go sprowadzić - Bob powiedziała ze współczuciem - ale uważam, iż z tego nic dobrego by nie wyszło. Wiesz sama, że to się nie kleiło. Kiedyś podkochiwałam się w nauczycielu matematyki, i co, też miałabym obwiniać za to świat lub dążyć do tego po latach?
- Nigdy wcześniej tego nie czułam... - Mervi mruknęła rozchwianym głosem, nie podnosząc głowy skrytej w ramieniu.
- Nie ten, to następny. Ale, rozchmurz się, za tydzień dostanę feedback z centrali - Bob powiedziała z krzywym uśmiechem - a coś mi mówi, że masz naprawdę dobre wyniki.




To spotkanie było wyjątkowe. Mervi to czuła, a nawet gdyby jej intuicja nie podpowiedziała, to kolorowe piksele na skraju pola widzenia nie pozostawiły złudzeń.
Mogła iść na spotkanie z Bob rozważając na temat intuicji. Z tego co już się dowiedziała, Unia nie pochwalała intuicji, jeśli ktoś twierdził, iż ma przeczucia, to znaczy, iż nie uśwadomił sobie pełni procesów decyzyjnych.
Wszystko miało odbywać się w czystym, świadomym intelekcie.
Gdy to czytała, czuła niemal jej jej eliodion zanosi się ze śmiechu.
Nie chciała przyznać, iż i ją to bawiło…




Bob czekała w prawie pustej, nowej knajpie, wzięła stolik na boku.
Mervi omiotła wzrokiem zbyt pustą przestrzeń. Ciekawa miejscówka na spotkanie.
- Nie oceniaj swoich rozmiarów tak srogo. - dziewczyna podeszła do stolika, który zajęła Bob - Nie trzeba tyle miejsca, aby nas pomieścić. - wypaliła nim zdążyła przemyśleć co mówi - ...przepraszam. - usiadła naprzeciw kobiety.
Bob uśmiechnęła się lekko.
- Mam duże ego… i mam większe cycki - zażartowała do “płaskiej Mervi” - mam też twoje wyniki.
Mervi skrzywiła usta na słowa o biuście, ale ugryzła się w język nim za dużo powiedziała.
- Moje przynajmniej nie są z dodatkami. - spojrzała zaciekawiona - A wyniki? Jakie są wyniki? I kto w sumie to sprawdzał?
- Czekaj, czekaj, muszę zanotować, że nie chcesz implantów - Bob zaczęła pisać w notatniku ewidentnie drocząc z Mervi.
- Hej! Oczywiście, że chcę! - zaprotestowała finka - Dobry metal i inne nieożywione dodatki nie są złe.

Bob podsunęła Mervi papiery.
- Tutaj są skierowania i dokumenty, pilnuj ich do przeczytania, potem spal, wszystko jest i tak w bazach danych. Rozważano czy cię nie chcieć do Wieży z Kości Słoniowej...
Bob igrała z Mervi. Myśli zaczęły płynąć w głowie finki. Zatem NWO?
- ...ale zrezygnowali. Witam w Operatorach w funkcji analityka wywiadu.
Dziewczyna spojrzała to na Bob, na dokumenty i znowu na Bob.
- Och. - uśmiechnęła się - Czyli będziemy obie rządzić światem?
- Tu się nasza współpraca zakończy - Bob stwierdziła ze smutkiem - masz przydział do konstruktu w USA. Zorganizujemy stypendium, masz trafić do Yale. Tam też przyczusz się do właściwej pracy. Jest też plan terapii dla ojca - dodała wiedząc o czym Mervi myśli - z racji na rozłąkę przewidują miesiąc wakacji tutaj, do tego czasu tatko będzie zdrów jak ryba. Mamy terapię genetyczną, sama się zajęłam papierami - Bob dodała.
- Dzięki… Serio. - Mervi wyraźnie ulżyło, gdy ojciec został wspomniany - Czyli przyjadę do Finlandii na miesiąc? W sumie… Myślisz, że będę mogła przyjeżdżać co jakiś czas?
- Sądzę, że w dłuższej perspektywie, tak… Ale - Bob zamyśliła się - ...na początku licz na krótkie wizyty. Jak się dobrze otrzaskasz w strukturach, to uda ci się zakombinować, może bliższy konstrukt, może coś innego… Zobaczymy. Plan jest taki, iż masz jednocześnie kończyć studia i zacząć pracę operacyjną. Twoje pierwsze zadania będą raczej proste i rutynowe, jednocześnie więcej nauczysz się od innych analityków i operatorów. Chcieli Cię wrzucić jeszcze do Obserwatorów, ale twoje ślinienie się na myśl o implantach przeważyło - Bob zaśmiała się szczerze.
- A co, tutaj implanty będą? - dziewczyna wyglądała na zadowoloną z rysującej się przed nią sytuacji. Wszystko się układało!
- Na pewno zobaczysz ludzi z implantami, jak wiesz, Operatorzy pracują na polu, ty masz robić za ich zaplecze podczas akcji.
- Brzmi świetnie. - finka uśmiechnęła się prawdziwie zadowolona - No i pomożecie tacie, to najistotniejsze. - chwyciła dłonie Bob - Naprawdę zrobiłaś dla mnie dużo, nie zapomnę.
- Nawet nie wiesz ile - Bob burknęła cicho pod nosem - masz w papierach kartę dostępu z ID. Jutro podjadę do ciebie z chipem, trzeba ci zastrzyku. Dostaniesz od razu z nim drobną korektę genową, nie będziesz mieć tych problemów co ojciec w przyszłości.
- A w sumie co będzie robił ten chip? Nie mów tylko “pływał w krwi”. - zapytała.
- Lokalizacja i identyfikacja.

- Więc… Kiedy będę miała opuścić Finlandię?
- Jak tylko zamkniesz sesję, załatwimy i bilety i lokum.
- To mam czekać po prostu aż do mnie przyjdziesz?
- Zadzwonię - Bob powiedziała - teraz będziemy w kontakcie. Potrzebujesz pomocy z wytłumaczeniem tego ojcu?
- Byłoby nie najgorzej. - odparła - Och, matka nawet nie wie co straciła odchodząc!
- Próbowałaś już pisać kody memetyczne poziomu drugiego?
- Uhm… -speszyła się - Nie… Wtopiłam się w pierwszy poziom, aby łatwiej poszło z nauką języka i takich tam… - wolała nie mówić o pomocy w studiach, to by było jeszcze widziane jako oszustwo!
- Szkoda, to ja ci pomogę. Chciałam zasugerować, abyś trochę uspokoiła odpowiedź behawioralną ojca na najbliższe tygodnie.
- Pokazałabyś mi jak to zrobić? - zainteresowała się - Bo to zawsze może się przydać, co?
- Nauczą Cię w USA, ja używam innego zestawu procedur od tego, z którym ty zaczęłaś - Bob powiedziała szczerze.
- A to nie działa tak samo? Przy różnych procedurach? - zapytała.
- Możesz rzeźbić kamień dłutem laserowym lub sonicznym, różnie się je obsługuje - Bob wyjaśniła.
- Jasne.

Mervi wzięła dokumenty i schowała do teczki. Ciągle czuła się trochę dziwnie z tym stylem, ale zaczynała się przyzwyczajać.
- Zapoznam się i usunę. Jutro zastrzyk. - skinęła głową na znak zrozumienia i wstała z miejsca - Więc… To tyle, co? - westchnęła odstawiając teczkę na ziemię. Zawahawszy się sekundę po prostu podeszła do Bob i przytuliła kobietę z uczuciem - Dziękuję… Patronie.
Bob odwzajemniła uścisk, jakby sama planując zrobić to samo co Mervi. Poklepała Mervi serdecznie po plecach. Gdy się rozłączyły, kobieta trzymała chwilę Mervi za ręcę, z lekkim uśmiechem, lecz dziewczyna czuła, iż jest w tym coś poważnego. Bob patrzyła jej w oczy.
- Jeszcze jedna, krótka lekcja. Poza procedurami. Zapamiętaj to uważnie, nie daj się im tam zjeść. Nie każdy jest taki jak ja. Rób swoje i zawsze miej plan - powiedziała na odchodne i wyszła. Nigdy nie wróciły do tego tematu.



- Przecież zobaczymy się za jakiś czas.
Ojciec zatroskanym wzrokiem patrzył na córkę. Mimo zadowolenia z rozpościerających się przed nią sukcesów, czuł zaniepokojenie. To wszystko wyszło tak nagle... Czy Mervi była gotowa na takie zmiany? Nigdy nie lubiła na długo opuszczać domu, a tu nagle musi polecieć za ocean... chociaż może jego ojcowska troska jest na wyrost? W końcu to już nie dziecko, ale...
- Będziesz zdrowy, gdy się znów zobaczymy! Wierzę w to!
Niepokój już ogarnął go, gdy Mervi nieoczekiwanie zmieniła styl. Nie była może wcześniej wyluzowanym nastolatkiem, ale teraz wyglądała i zachowywała się... jakby już została wchłonięta przez biurokratyczną maszynę.
Nie, nie wiedział jak powinien się z tym czuć, ale coś w nim spinało się z niepewności.
- Nie martw się, będzie dobrze, nie rozstajemy się na zawsze, a ja dam radę, obiecuję!
Może i przesadza. Może to naprawdę wielka szansa, której nie wolno zmarnować.
- Poszukaj kogoś w tym Yale, co? Nie chcę byś była tam sama.
Chciał zatrzymać ją na zawsze przy sobie, utulić dziewczynę na wieczność, nigdy już nie puszczać. Gdy Mervi przytulała go, czuł skrywany smutek, bo wiedział, że zaraz to straci. Zacząłby próbować ją przekonać do zmiany zdania, ostrzegać ją, ale...
- W końcu chciałbym zostać dziadkiem.
...zaczął się droczyć z dziewczyną rozładowując napięcie.


 
__________________
Writing is a socially acceptable form of schizophrenia.

Ostatnio edytowane przez Zell : 21-08-2021 o 19:51.
Zell jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem