Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-08-2021, 15:09   #2
Ravanesh
 
Ravanesh's Avatar
 
Reputacja: 1 Ravanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputację
Ominęła mnie swego czasu dość spora część życia studenckiego. Nigdy nie mieszkałam w akademiku czy innym domu studenckim. Zawsze tylko sama w swoim własnym mieszkaniu bądź pokoju, na własnych zasadach. Bądźmy szczerzy studenci to jedna z bardziej nieodpowiedzialnych grup społecznych, nie mogłam liczyć na to, że będą traktować swoje lokum z takim pietyzmem i przezornością jak ja.

No teraz kiedy już byłam nieco starsza, życie w swoim własnym ironicznym stylu postanowiło zafundować mi nadrobienie tego co kiedyś udało mi się uniknąć. Musiałam mieszkać z trzema innymi osobami, w tym z Alą, która jak dla mnie była kwintesencją studenckiego życia. Imprez nie robiła chyba tylko dlatego, że żyliśmy w konspiracji. Poza tym był hałaśliwa, nieokiełznana, mówiła i robiła rzeczy, które wprawiały innych w zakłopotanie jakby testowała ich granice tolerancji. No i często wpierdalała się buciorami w twoje życie. Tak jak teraz.

Cholera ona naprawdę miała na nogach buty. Kto chodzi po mieszkaniu w butach? Czy to oznaczało, że zaraz będziemy musieli gdzieś jechać i coś załatwiać? Cholera. A może nie, może Ala dopiero skądś wróciła. Na pewno była podekscytowana nagłym powrotem O’Hary, ale oni zawsze lubowali się w takich ociekających dramatycznością sytuacjach. Usiadłam i wsunęłam stopy w klapki. Podeszłam do okna. Świetnie, nawet pogoda wpasowywała się w ten pełen dramatyzmu moment. Czyżby Finch czekał specjalnie, aby pojawić się nagle w środku w nocy i to podczas gwałtownej burzy czy to był zwykły pomyślny dla niego zbieg okoliczności? Cóż, pewnie nigdy się nie dowiem, bo on raczej się nie przyzna, jeżeli to sobie zaplanował. Porzuciłam te rozważania, bo szum wody za oknem zagnał mnie do toalety.

Po umyciu rąk i twarzy zastanowiłam się nad moimi snami. Takie koszmary miewałam dość często, ale nigdy chyba nie występowały aż tak regularnie. A teraz dały mi w kość już trzecią noc z rzędu. Ostatnio jak miałam tak realistyczny koszmar to następnego dnia grupa najemników zrobiła mi wjazd na chatę. Obecnie, póki co nikt mnie jeszcze nie napadł. Tylko co miał w takim razie oznaczać ten sen? Czy to markiz piekieł mi go zsyłał? Nie sądzę. Zabezpieczenia w domu i moje własne ochrony powinny temu przeciwdziałać. Poza tym po cholerę uprzedzać kogoś o planowanym ataku. Chyba, że chciał mnie w ten sposób nastraszyć. Tylko jakby miał ominąć moją ochronę. Może wpływał na mnie poprzez naszą, podobno wspólną krew. A może rozwinęłam zdolności Medium i sama siebie ostrzegałam przed nim. No to super, zabiorę Fury’emu fuchę. Poza tym Fajfus nie powinien stanowić w tym momencie zagrożenia. Jak dostajesz kurde dożywocie to siedzisz naprawdę długo, a jak jesteś pierdzielonym nieśmiertelnym bytem to siedzisz po kres czasu. A minęło dopiero kilka miesięcy.

Zacisnęłam lekko pięści, bo poczułam dreszcz niepokoju i zeszłam na dół. Uznałam, że to była wystarczająco długa chwila kontemplacji mojej obecnej sytuacji życiowej.

Na dole pachniało kawą i wilgocią. Finch siedział sobie przy stole, naprzeciw Kopaczki. Jak zauważyłam Ala miała na sobie piżamę, tak jak ja, więc chyba nie będzie trzeba nigdzie gnać. Chociaż rzeczywiście założyła buty. Po co? O’Hara za to wyglądał wyjątkowo źle, jakby coś go przeczołgało zarówno fizycznie, jak i psychicznie. Złapał tak głębokie cienie pod oczami, jakby mu ktoś wyrysował je ciemnym pisakiem. Twarz miał wychudzoną a policzki okropnie zapadnięte, chudymi jak patyki palcami obejmował parujący kubek. Jak nic tylko dzwonić po grabarza. Chociaż kiedy skierował na mnie oczy, gdy wchodziłam do kuchni wydawały się czujne i uważne, ale i w nich od razu zauważyłam jakiś niepokój czy wręcz ból, jakby Finch widział niedawno coś, co wypaliło mu w duszy niezmywalne piętno. Na mój widok jednak te wymęczone oczy wypełniło przez moment ciepło, a na pergaminowej, bladej twarzy pojawił się cień przyjaznego uśmiechu.

- Cześć Emm - powiedział odrywając usta od kubka z kawą. - Dobrze cię widzieć.
Głos O’Hary był cichy i wymęczony, podobnie jak jego właściciel. No jak nic zaraz się tutaj położy i umrze.

- Sprawy się skomplikowały. Z mojej winy, niestety. Siadaj. Musimy szybko omówić jeden temat i, być może, uda nam się jeszcze uratować kilka niewinnych żyć.

- Cześć Finch – odpowiedziałam zbywając jego wstępne tłumaczenia. Wiedziałam, że dla niego wszystko wydawało się bardziej posępne i takie ostateczne, a jak przychodziło co do czego to się okazywało, że przesadzał. Z kolei, kiedy coś bagatelizował to wtedy się bardziej pierdoliło. Chociaż czasami udało mu się trafić.
Zastanowiło mnie coś innego. Na zewnątrz lało a w kuchni czuć było wilgoć. Czyżby? Podeszłam szybko do O’Hary i złapałam go za kołnierzyk ubrania. Spojrzał na mnie zdziwiony i nieco zaskoczony, jakby się obawiał, że miałam no nie wiem zamiar go zlać, lecz był zbyt zmęczony, aby zareagować. No tak jak myślałam, ten jełop siedział w mokrym ubraniu.

- Siedzisz w mokrych ciuchach? - teraz ja zrobiłam zdziwioną minę.
- Przyniosę ci ręcznik, ale tak naprawdę to powinieneś się przebrać.

Finch zamrugał oczami zaskoczony, a Vorda zaczęła się śmiać, gdy tylko wyszłam po ten ręcznik.

Wróciłam i rzuciłam ręcznikiem w Fincha. Potem nalałam sobie wody do szklanki.

- Jesteś głodny? Chcesz coś zjeść? – zapytałam opierając się o blat kuchenny.
- Wiem, że oboje z Alą lubujecie się w takich dramatycznych gestach jak zjawienie się w środku nocy z sensacyjnymi wieściami. Nawet cholerna pogoda zdaje się z wami współpracować - zerknęłam przelotnie w stronę okna.
- Ale wiem też, że wtedy często zapominacie o tak prozaicznych sprawach jak jedzenie. – dodałam i zaczęłam popijać wodę ze szklanki.

- Wiesz. Emma może mieć rację - powiedziała Kopaczka. - Przebierz się może, a my w tym czasie podgrzejemy coś ciepłego. Wyglądasz jakbyś spierdolił z jakiegoś krucyfiksu w którymś z waszych irolskich kościołów. Ogarnij się trochę, zmień gacie, bo lekko od ciebie wali i pogadamy przy czymś ciepłym. Albo mocniejszym.

Szybko sięgnęła ręką do szafki, gdzie trzymała whisky.
Finch wstał. Zrobił to powoli, podpierając się dłońmi blatu. Dłonie drżały, jakby ten ruch stanowił dla niego nie lada wyzwanie. Na twarzy pojawił mu się grymas bólu. Kopaczka, zajęta wyciąganiem alkoholu z szafki, niczego nie zauważyła. Ja za to widziałam bardzo dobrze, że Finchowi zapłonęły w oczach iskierki bólu. Zacisnął usta w wąską kreskę i podpierając się najpierw o blat stołu, a potem o framugę drzwi ruszył w stronę wyjścia. Kroki stawiał powoli, z naprawdę dużym trudem.

- No ja pierdolę - powiedziałam cicho pod nosem.
- Na wszystkie popierdolone, posrane wróżki, pogrzanych fae i pochrzanione pomioty - Odstawiłam szklankę i szybkim krokiem podeszłam do tego debila. Starałam się wywnioskować, którą część ciała miał uszkodzoną i złapałam go za tę rękę tam, gdzie zdawał się być mniej uszkodzony. Przełożyłam ją sobie przez ramię przerzucając na siebie jego ciężar ciała.
- Zamierzałeś powiedzieć w jaki jesteś stanie, czy stwierdziłeś, że mam się sama domyślić jak już padniesz nieprzytomny na mordę? Co? - zapytałam z irytacją.

- Wyluzuj. Spokojnie. - Jęknął, gdy go przejęłam. - To tylko połamane żebra. Już się powoli zrastają. Ale dziękuję. Faktycznie, chyba przyda mi się pomoc. Kiedy siadłem na tyłku, wiesz przy tej kawie, tak mi jakoś mało sił zostało. Naprawdę, dobrze cię widzieć. Naprawdę.

- Ej. Emm. Daj mu spokój. Widzę, że się stęskniłaś, ale dawaj tutaj, ogarniemy jakieś żarcie dla durnia.
Kopaczka zauważyła nas idących korytarzem i wyciągnęła swoje własne wnioski.

- Ładnie pachniesz - mruknął Finch.
Nieco mnie to zaskoczyło i zbiło z tropu. Czy powinnam mu odpowiedzieć, że on z kolei nie bardzo. Teraz będąc bliżej mogłam poczuć, że dawał nie tylko wilgocią, ale potem i czymś, co kojarzyło mi się z zapachem zepsutej krwi i mięsa. Niezbyt intensywnym, co prawda, ale jednak. Podobnie to w sumie cuchnęły świeże zombie.

Nawet nie machnęłam ręką w stronę Kopaczki, żeby ją zbyć, z resztą i tak bym nie mogła.
- Dobra, dobra, ty mi tu nie czaruj tylko powiedz lepiej co żeś spierdolił? - zapytałam pełna obaw.
- No i najważniejsze pytanie na kogo za to zrzucisz winę? - powiedziałam nieco, ale tylko trochę złośliwie.

Spojrzał na mnie tak jakoś dziwnie. Smutno i zupełnie nie jak on. Jakby gdzieś odpłynęła ta jego pewność siebie.
- Na nikogo, Emmo. Na nikogo nie zrzuciłbym odpowiedzialności za to, co zrobiłem.
W tym krótkim czasie dotarliśmy do pokoju, w którym pomieszkiwał, gdy znajdowaliśmy się w tej kryjówce.
- Nie powinienem marnować czasu. - Wyraźnie się zawahał. - To w każdej chwili może się wydarzyć lub już się dzieje, albo wydarzyło.
Sięgnął dłonią do klamki.
- Wiesz. Popełniłem w życiu wiele błędów. - wyszeptał. - Ale to może być największy z nich.

Wkurzyłam się. Naprawdę się wkurzyłam.
- Przestań - stwierdziłam stanowczo - Nie wiem o co chodzi, bo jak zwykle zamiast odpowiedzieć prosto i konkretnie to mówisz pokrętnie, ale i tak z jakiegoś powodu czuję się winna.
Pokręciłam głową przecząco.

- To jak sam się ogarniesz, czy mam ci w czymś pomóc, żeby było szybciej? A jeśli coś złego się wydarzyło albo dzieje się właśnie teraz to i tak temu nie zapobiegniesz. - dodałam zdecydowanie.

- Ogarnę się. Dziękuję. Dziękuję ci za wszystko - wszedł do pokoju zamykając za sobą lekko skrzypiące drzwi.
- Hej. Emma. Chcesz drinka? – Kopaczka wydarła się z kuchni.

Postąpiłam kilka kroków w stronę Ali.
- Nie dzięki! - Odkrzyknęłam jej.
A potem po cichutku podkradłam się pod drzwi pokoju Fincha. Co on kombinował i o co tutaj chodziło? Czyżby zamierzał spierdzielić oknem, żeby jednak zająć się tą sprawą czy kłamał z tymi żebrami i tak naprawdę zamierzał tam wykorkować, skoro dziękował mi za wszystko? A może byłam zbyt dużą paranoiczką? Któż to mógł wiedzieć?

Najpierw usłyszałam jakieś szuranie, potem skrzypnięcie materaca, cichy jęk a po nim długi syk bólu. Potem przez chwilę nie działo się nic. W końcu ponownie dało się usłyszeć ciche kroki, skrzypiący dźwięk otwieranej szafy lub szuflady i coś upadło na podłogę. Czyżbym to przewidziała i rzeczywiście padł na twarz? Ale nie. To było coś mniejszego. Po chwili ciszy znowu wyłowiłam jakieś poruszenia.
Kopaczka w kuchni wydarła się na całe gardło.
- Finch. Jełopie. Mamy fasolę z wczoraj. Bez mięcha. Chcesz?!
- Może być.
- Super. To się pośpiesz. Bo szybko zacznie pyrkać! Emma jesteś tam z nim w pokoju?

- Kurde - zaklęłam cicho pod nosem, nigdy nie lubiłam jak ktoś mi spalił kryjówkę.

- Nie, czekam aż wyjdzie - odkrzyknęłam Ali.

- A to luzik. Chcesz też fasoli?

- Nie! Ja zjadłam wczoraj kolację. - odparłam. A na śniadanie jak na mój gust było jeszcze za wcześnie.

- Kurde. Nie będziesz miała siły. I będziesz zbyt chuda. Ale twój wybór. A kawy chcesz?

- Przecież jest noc. Śniadanie zjem rano i kawy też się napiję rano. – krzyknęłam.

- Jasne!

Drzwi od pokoju otworzyły się. Stanął w nich Finch. W czystych spodniach, dopinający koszulę. Przez chwilę widziałam jeszcze fragment tatuażu na jego wąskiej, wręcz chudej, klatce piersiowej. Lekko połyskujący sigil anielski. Pieczęć Jehudiela, którego znaliśmy jako Percivala Greya, założyciela Towarzystwa. Dziwne, ja nie miałam tego symbolu a i Kopaczka i O’Hara jak się regenerowali pod Stonehenge i widziałam ich niezbyt kompletnie ubranych też nie byli naznaczeni sigilem. To czemu teraz Finch był? Co się zmieniło? Czułam od O’Hary woń jego ulubionej wody kolońskiej. Dość intensywnie. Nie dałby rady się teraz wykąpać, ale przynajmniej tak zamaskował smród. A może to śmierdziało jego ubranie, a nie ciało? Jego przydługie włosy nadal były przetłuszczone, ale zaczesał je w tył.

- Dam radę dojść do stołu o własnych siłach - uśmiechnął się lekko. - Ale jeżeli chcesz, nie pogardzę pomocnym ramieniem.

- Nie ma sprawy - ustawiłam się tak żeby mu pomóc.
- Już myślałam, że miałeś zamiar tam dramatycznie kopnąć w kalendarz - wyznałam.

- Czemu? To pogruchotane żebra. No może z obrażeniami wewnętrznymi. Ale pieczęć działa. Percival nas nie porzucił. przynajmniej na tym polu. Wiesz, kto mnie tak pogruchotał? – zapytał. Czyżby też wiedział o moich budzących się mocach Medium.

- Forneus. – dodał szybko. Czyli jednak nie. To było tylko pytanie retoryczne.

- Jest w Londynie. I wiesz, chyba udało mu się otworzyć drzwi do więzienia Anderfallusa. Nie wiem jak. I nie wiem, czy na pewno. Ale tak sądzę. Wpadłem na niego przy ruinach Plum.

Zmroziło mnie. Nie cierpiałam tego miejsca. Po słynnych wydarzeniach z 2022, w których brałam udział koło Plum byłam tylko raz i do tego obejrzałam je sobie tylko z daleka.

- Po co się tam szlajałeś? – zapytałam, żeby ukryć swój lęk.

- Długa historia. Dotyczy całego mojego zniknięcia. Obiecuję, że opowiem ci wszystko. Znalazłem Vannessę, wiesz. Ona żyje. Grey … trudno w to uwierzyć… oszukał nas. I znalazłem drogę po dziecko Sinclaira. Nie dawało mi to spokoju. Widziałam, jak na mnie patrzysz. Jakbyś podejrzewała, że maczałem paluchy w jego porwaniu. Jakbyś mnie za to obwiniała. A to było … cholera, bo ja wiem… bolesne. Jesteś ostatnią osobą na tym świecie, którą chciałbym skrzywdzić lub obrazić. Teraz rozumiem to jeszcze bardziej. No, może przedostatnią. Tak szczerze.

No cóż, co miałam mu na to odpowiedzieć. Że mi wcale nie było w to trudno uwierzyć, że gdzieś to przeczuwałam, że spodziewałam się tego, że może rzeczywiście go o to obwiniałam i kto był w takim razie tą ostatnią osobą, skoro ja byłam przedostatnią. Spojrzałam na niego. Nie teraz nie było sensu tego wszystkiego mówić. Zamiast tego powiedziałam tylko:
- Uuuuu, ale dajesz mi wyzwanie. Zaraz chyba pobiję swój własny rekord w ilości zadanych pytań. Nie jestem pewna czy w tym stanie temu sprostasz.

- Oboje znamy odpowiedź na to pytanie, nieprawdaż - weszliśmy do kuchni.
Vorda patrzyła na nas z jakimś wrednym uśmieszkiem na twarzy. O co jej mogło chodzić? W ręce trzymała szklankę do połowy napełnioną bursztynowym płynem czy może raczej do połowy już opróżnioną. Przed sobą i na miejscu dla Fincha ustawiła miski z fasolą w sosie pomidorowym oraz kubki z kawą.
- Miło was widzieć tak blisko siebie - zaśmiała się.

Szybko puściłam Fincha i wróciłam do swojej szklanki z wodą. Popijałam dalej wodę, nie odzywając się ani słowem.

- Dzięki za opiekę, dziewczyny - Finch rzucił się na jedzenie, jakby nie jadł nie wiadomo, ile. - Miło znów być w domu.
- Trzeba było nie spierdalać od nas bez słowa, gdzie i po co, pajacu pierdolony - warknęła Kopaczka wypijając zawartość szklanki jednym łykiem. - Nie cierpię ciebie, gdy jesteś Finch, ale gdy cię nie było, to się po prostu, kurwa, martwiłam.
Potem spojrzała na mnie, jakby liczyła na to, że ją wspomogę.

- No - poparłam Alę - Było ciężko. Musieliśmy zdecydować kto co bierze w spadku po tobie gdybyś nie wrócił. - Ach ta ironia, zawsze przydatna w sytuacjach takich jak ta.

- No i kurde niemal kudłów Emmie nie wydarłam z głowy, żeby wygrać twoje dziurawe portki. A teraz żryj tę jebaną fasolkę, a gdy już się nią nażresz to będziesz się, kurwa, ostro tłumaczył panie O'Hara!
Alicja dolała sobie nowej porcji whisky i spojrzała z gniewem na Fincha, który - o dziwo - pokornie spuścił głowę i zaczął jeść. Powoli. Chyba specjalnie nie chciał się spieszyć. Pewnie liczył, że Kopaczce w tym czasie trochę przejdzie i nie obije mu jego już obitych żeber.

- Ej! - zawołałam z udawanym oburzeniem - Nie tak się umawiałyśmy Ala. Miałaś wziąć jego pokój, Fury zarost po nim a ja jego ciuchy.
Spojrzałam na Fincha.
- Ale tylko te ładne - dodałam wyjaśniająco.

- Uff - westchnął. - To przynajmniej niewiele bym stracił. Większość moich rzeczy to chłam z wyprzedaży.
- Żryj. - Kopaczka ucięła rozmowę.
Finch uwinął się szybko z jedzeniem. Odsunął miskę i popijając kawę, spojrzał na nas.
- Przepraszam - powiedział. - Że wam nie powiedziałem nic, co zamierzam. Nie byłem pewien, jak zareagujecie na to, co chcę zrobić, a musiałem to zrobić. Otworzyłem zwierciadlany Stonehenge. Chciałem wyciągnąć dziecko porwane przez tamtejszych rezydentów.
 
__________________
"Atak był tak zaskakujący, że mógłby zaskoczyć sam siebie."

Ostatnio edytowane przez Ravanesh : 26-08-2021 o 17:46.
Ravanesh jest offline