Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-08-2021, 22:12   #9
Bardiel
Interlokutor-Degenerat
 
Bardiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Bardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputację
Powiedzieć, że Bryan był tego dnia pobudzony, to jak nie powiedzieć nic. Chłopak rozglądał się nerwowo, od czasu do czasu warcząc coś w odpowiedzi. Wydawał się tak nabuzowany, jakby lada moment miał wybuchnąć.
- Spierdalaj, nie ruszałem tej małolaty - odgryzł się Teddowi co najmniej tak, jakby ten właśnie obraził nieżyjącą matkę Chase’a. Już od pewnego czasu Bryan był drażliwy na punkcie Mary… Wiedział, że niektórzy śmiali się za jego plecami, właśnie z powodu piętnastolatki. Wszystko zaczęło się od felernego dnia, kiedy popchnął tę szarą mysz… Annę? Anastasię? Biankę? Nigdy nie mógł zapamiętać jak jej tam było na imię. Stała mu na drodze jak typowa zawalidroga, a on nie miał czasu na takie popychadła. Zresztą popychadło nadaje się tylko do jednego: popchnięcia. To właśnie uczynił. Okularnica nie miała zresztą co narzekać. Jakby była chłopem to wylądowałaby na glebie, a nie na szafce.

Normalni ludzie wiedzieli, że do Bryana się nie podskakuje, ale nie cholerna Mary. Zaczęła mu udzielać reprymendy na korytarzu, prawie zrobiła wykład moralizatorski. Osiłek nie wiedział co zrobić z tym fantem. Nie miał nic mądrego do powiedzenia, a groźna mina z jakiegoś powodu nie zrobiła żadnego wrażenia na małolacie. Burknął tylko coś pod nosem i poszedł dalej. Koledzy nigdy mu tego nie zapomnieli i co jakiś czas musiał któremuś wypłacić solidnego kuksańca, aby przestał rechotać. Od tamtego czasu Bryan zachowywał się podejrzanie powściągliwie, kiedy w pobliżu znajdowała się Mary…

Dzisiaj Mary nie było już w szkole i miała nigdy nie wrócić.

Czuł narastającą wściekłość. Dzisiaj zażył ostatnie dziesięć miligramów Dianabolu. W zeszły piątek wuefista powiedział mu, że na razie nie ma więcej. Kretyn! Wraz z początkiem września rozpoczął się sezon highschoolowych rozgrywek futbolu. W piątek miał być kolejny mecz… Krople potu spływały po skroni Bryana na samą myśl o tym co się stanie, jeśli do czasu spotkania nie skołuje towaru. To samo miał rok temu, gdy odstawił środki po zakończeniu sezonu. Czuł się jak totalne gówno… Potrzebował swoich “odżywek”. Potrzebował ich natychmiast.

“To tylko takie odżywki, nic złego. Ale nie wspominaj o nich nikomu. Nie chcę, żeby ktoś pomyślał, że cię faworyzuję, byku. 50 dolców. Pamiętaj, łowcy talentów ciągle patrzą, a stypendia czekają na najlepszych.

Dureń. Pierdolony bęcwał. Słowa wuefisty rozbrzmiewały w głowie chłopaka.

”Bryan, zmniejsz trochę dawkę, chłopie. Ostatnio prawie rzuciłeś się na sędziego… Ściągasz niepotrzebną uwagę…"

- Bryan!
- CO?!
Tedd spojrzał zaskoczonym wzrokiem na kumpla.
- Słyszałeś co John powiedział? O Mary?
- Nie. Nie chcę już o tym mówić.

***

Gdy był już na sali gimnastycznej, obrzucił niespokojnym spojrzeniem dosiadającego się Barta. Rzeczywiście raz wziął od gościa trochę trawki. Tylko raz. Spinelli do dziś pamiętał, że to był chyba jedyny raz, kiedy nie widział na mordzie Chase’a gniewnego wyrazu. Szkolny osiłek przez moment wydawał się nawet sympatyczny.

I być może dlatego nigdy później nie chciał już dokładki.

- Musimy pogadać. Po apelu. Od razu - oznajmił Bartowi, nieznacznie się nachylając. Patrzył przy tym cały czas na dyrektora, tak jakby nie chciał zwracać uwagi, że rozmawiają. Ton Bryana nie brzmiał jak prośba. Prędzej jak rozkaz.
 

Ostatnio edytowane przez Bardiel : 29-08-2021 o 22:31.
Bardiel jest offline