Duncan od jakiegoś czasu zdawał się ni to drzemać, ni to medytować. Półprzymknięte oczy celowały gdzieś w sufit pojazdu, jedyną oznaką życia była dłoń od czasu do czasu wyciągająca papierosa z ust, by strząsnąć popiół.
- Nie próżnowaliście, chłopcy. - Oszczędnym ruchem przekręcił głowę o jakieś trzy stopnie w stronę Murdocka - Pytania? Setka, zadam za miesiąc jak przetrawię dotychczasową dawkę odpowiedzi. Po prostu pojedźmy tam i spuśćmy komuś staroszkolny wpierdol, myślę że to pomoże uporządkować myśli.
Samochód jechał, światła i cienie grały w środku swój taniec, deszcz znów bębnił po karoserii, a koła rozchlapywały wodę z szumem słyszalnym we wnętrzu pojazdu. Murdock zapalił kolejnego szluga. Widać było, że czymś się denerwuje. Jechali dobry kwadrans gdy samochód zwolnił, potem zatrzymał się.
- Sierociniec jest ulicę dalej. Nie chciałem podjeżdżać bliżej.
Murdock spojrzał na Duncana.
- Jak działamy, szefie?
- “Kurewsko silne” Towarzystwo potrzebuje wsparcia, zgaduję że im szybciej tym lepiej. - Duncan wysiadł z pojazdu machinalnie sprawdzając zamek karabinu - Na dobry początek podejdźmy jakoś dyskretnie i zobaczmy co tam się dzieje.
__________________ Show must go on! |