Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-09-2021, 14:23   #9
Armiel
 
Armiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Armiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputację
EMMA

Deszcz zaczął znów padać, gdy dotarli na miejsce. Zatrzymali się przed wielkim, nieoświetlonym gmachem – mrocznym i w jakiś taki niepojęty sposób złowrogim. Emma szybko zorientowała się, że ulica przy której wybudowano sierociniec jest pozbawiona prądu, podobnie jak i inne ulice naokoło. Wszystko wokół nich tonęło w wilgotnej ciemności.

Gdy tylko znalazła się na zewnątrz poczuła zimno bijące od sierocińca. Nie chodziło tylko i wyłącznie o chłód deszczu i londyńskiej nocy. To zimno było inne. Oznaczało manifestację czegoś nieludzkiego, czegoś odrażającego, czegoś potężnego. Czegoś, co bez wątpienia musiało być demonem. Silnym demonem. Obecność Piekielnego Pomiotu odczuwana przez Emmę i każdego łowcę posiadającego dar wyczucia, jako lodowata emanacje oddziałująca na płaszczyźnie poza fizycznej.

Vorda pojawiła się obok Emmy z zaciętym wyrazem twarzy. Wpatrywała się w czarny gmach, jakby próbowała przewiercić jego mury wzrokiem.

- Cicho. Bardzo cicho – szepnął Aniołek, który szczękał cicho zębami – ze strachu, zimna lub odczuwanej demonicznej emanacji.

- Pod drzwi. W szyku. – Kopaczka przejęła dowodzenie w terenie. – Gładzik i Michael, oczy dookoła dupy, chronicie nas. Emm, Aniołek i Manda, wy blisko mnie. Ja spróbuję otworzyć drzwi wejściowe, jeżeli są zamknięte.

- Mamy towarzystwo – rzucił Gładzik kierując broń w stronę trzech niewyraźnych cieni przemykających w ich stronę pod murem. Cienie były lekko przygarbione i poruszały się jak żołnierze. Też musieli ich dostrzec, bo prowadzący cień zakrzyknął.

- Bastion Londyn. Towarzystwo?

- Tak – odpowiedziała Vorda wskazując ludziom by jednak nie opuszczali gardy.

- Zawiadomiłam ich również. Pomyślałam, że przyda się wsparcie tych Szkotów.

Mężczyźni podeszli bliżej. A na widok jednego z nich stojąca nieco w cieniu Emma poczuła, jak zimne kleszcze strachu i niedowierzenia szarpią ją w trzewiach. To był Duncan Sinclair. Ale nie ten Duncan, którego znała po Uzurpacji, lecz Duncan bez fizycznych zmian na ciele i twarzy. Ludzki. Jak wtedy zimą, gdy razem atakowali nekrofagii i Cashalla.

DUNCAN

Czekała ich krótka przebieżka w deszczu i niemal całkowitych ciemnościach. Najwyraźniej prąd w tej części Londynu był tak samo dostępny, jak w Nibylandii, w której, jak coś mgliście pamiętał, Duncan pomieszkiwał przez jakiś czas.

Ciężar broni i cel przed oczami – mroczny, rozległy gmach, dla Duncana był czymś, czego chyba mu brakowało. Czuł bijące serce, czuł hiper-adrenalinę budzącą się do życia w jego krwi. Wiedział, że jeżeli na to pozwoli, spuści ją „ze smyczy” stanie się maszyną do zabijania. Nadludzko silną, nadludzko szybką i nadludzko wytrzymałą. Był Egzekutorem. Strażnikiem Muru. Zabójcą potworów. Pieprzonym Duncanem Sicnlairem.

Samochód i grupkę osób, które właśnie się przy nim zebrały zobaczył mniej więcej w tym samym czasie, co reszta.

- Bastion Londyn. – wydarł się Murdock przy jego uchu. – Towarzystwo?

- Tak – odpowiedział mu kobiecy głos.

- To ta ognista laska, o której ci mówiłem - w mroku i przez deszcz Duncan ujrzał, jak Murdock szczerzy do niego swoją krzywą gębę. – Urodzi mi dzieciaki. Zobaczysz.

Uciekaj tato!

Wizja uderzyła znienacka. Bez ostrzeżenia!

Duncan płynął. Unosił się w czymś, co było zimne, czarne, wirujące i na pewno nie było wodą. Ale mimo wszystko Duncan płynął w tym czymś, całkowicie oślepiony i zagubiony, zdezorientowany. Potem zimno ustąpiło miejsca innemu zimnu, takiemu bardziej realnemu czy fizycznemu, a on płynął w wodzie, takiej prawdziwej, mętnej i śmierdzącej mułem i rybami. Machał rękami wściekle, wynurzając głowę nad powierzchnię. Ujrzał brzeg i stojącą na nim jakąś postać. Postać świeciła, jasnym, niemal oślepiającym blaskiem, niczym latarnia morska lub ludzka pochodnia. Jakaś fala zalała Duncanowi oczy, a kiedy woda spłynęła mu z twarzy nie widział już ani brzegu, ani postaci ze światła. Widział tylko mur przy którym biegł z Jełopem i Murdockiem.

- Miło was widzieć – powiedział Murdock kierując się w stronę postaci.

-Was też. Cieszę się, że na Bastion można liczyć.

EMMA i DUNCAN

Wymiana uprzejmości nie zdążyła nawet przebrzmieć w ciemnościach deszczowej nocy, gdy nagły rozbłysk krwiście-czerwonego światła rozpalił blask w całym sierocińcu. Przez okna wylała się rzeka czerwonego światła rozświetlając nie tylko sam ponury gmach, ale również teren przed nim i sąsiednie ulice. Wyglądało to tak, jakby w budynku wybuchł ogromny pożar, albo ktoś odpalił tysiące czerwonych rac sygnałowych jednocześnie.

Duncan poczuł, jak w środku budzi się do życia cholernie groźna siła. Przypomniał sobie, że posiada dar, który ostrzegał go przed zagrożeniami i niebezpieczeństwem, a teraz ten zmysł bezpieczeństwa wywalił poza skalę. Cokolwiek właśnie pojawiło się w sierocińcu było kurewsko groźne, złe i mordercze.

Emma, w tej samej chwili, gdy sierociniec zapłonął krwawą luminacją, jak wnętrzności skręcają się jej w ciele. Wyczucie śmierci uderzyło w nią z subtelną siłą arktycznego huraganu. Spowodowało, że poczuła się nagle słaba, bezbronna i wystawiona na żer tego, co właśnie przebiło się do ich świata. Tego czegoś, co wdarło się do środka, drąc i gwałcąc rzeczywistość, rozdzierając ją na strzępy.

- To jakiś demon i to wyjątkowo potężny – wykrzyknął Aniołek. – Musimy …

Ale nie udało się usłyszeć, co musieli, ponieważ wszystkie szyby w oknach wyleciały w ułamku sekundy, z potwornym trzaskiem i hukiem. Siła wybuchu była tak potężna że szklane odłamki, niczym szrapnele, doleciały nawet do nich. Część uderzyła w samochody, część rozbiła się na chodniku, część spadła na ludzi.

Emmę jakiś nieduży kawałek drasnął po skroni. Poczuła, jak przecina jej skórę i jak ciepła krew wypływa z rany. Duncan też oberwał, ale szkło nie przebiło kurtki, którą nałożył w vanie. Dolatując na tę odległość nie miało już takiej siły rażenia.

Emma przeklęła w duchu i zobaczyła Aniołka. Ojczulek wybałuszył oczy, a z jego policzka wystawał kawałek szkła. Z ust i rany Ojczulka wylewały się strugi krwi, dziwnie czarnej w czerwonej, piekielnej luminacji sierocińca.

- Nic ci nie jest? – Vorda znalazła się przy niej. – Krwawisz. Idę wyciągać dzieciaki. Manda! Czujesz to coś.

- Tak, Jest poza moim zasięgiem. Nie ta liga.

- Dobra. Zajmijcie się Aniołkiem. Ty i twój brat. Będziecie przejmować dzieciaki. Emma, ja, Gładzik i twardziele z Bastionu idziemy do środka. Tam jest kurewski demon – rzuciła w stronę Szkotów. – Naszym zadaniem jest zabranie tylu dzieciaków, ile się uda, i wypierdalamy stamtąd w podskokach. Idziecie, czy zabezpieczacie dzieciaki?
 
Armiel jest offline