Bruno wszedł do domu i od razu usiadł na krześle. Dawno nie siedział na prawdziwym krześle. Spojrzał na wszystkich z osobna. Prócz gospodarza domu najlepiej znał Aranela. Resztę widział może raz lub wcale. Dobrze rozróżniał rasy ale nie wiele go one obchodziły. Albrehta był jego najlepszym przyjacielem, a może po prostu znał go najdłużej z całego tego towarzystwa. Nie miał zbyt wielu przyjaciół. Nie miał zbyt wielu sposobności by poznawać nowych ludzi. Większość czasu spędzał w lasach, gdzie zastawiał pułapki na zwierzęta. W leśnych gęstwinach spędzał tak dużo czasu, że zapomniał już jak to jest spać w wygodnym łóżku, mieć stały dach nad głową. To jak żył było można było odczytać z jego wyglądu, którym sie zanadto nie przejmował albo zapomniał, że niektórzy zwracają na to dużą uwagę. Na sobie miał wytarte i pozaciągane kolcami leśnych roślin skórzane ubranie. Łuk, kołczan i topór położył koło krzesła. Miał 24 lata, lecz nie każdy by to odgadnął. Chaszcze, broniące się przed nim małe zwierzęta i te większe pozostawiły na jego twarzy kilka zadrapań. Włosy sięgały mu do ramion, opadały trochę na twarz i były splatane tak jakby długo nie były czesane. Wąsy i broda tak samo ciemne jak włosy były nierówno przystrzyżone.
- To, jak? Kto się wybiera? – zapytał wszystkich Albreht - Konie mam na zewnątrz.
- Jak mniemam Albrehcie, to było pytanie retoryczne? - rzekła ruda półelfka.
- Wiesz, że nie lubię podróżować konno Albrehcie. Wolę płynąć łodzią, po to ją mam - powiedział Bruno. - Jednak oczywiście wybiorę się z tobą. Dobrze wiesz, że zwierzęta w lesie nie są rozmowne. Będę miał okazję nadrobić trochę zaległości - rzekł miłym tonem i uśmiechnął się. Był zadowolony z wyprawy. Lubił podróżować. Nie sprawiało mu to żadnych problemów, a i zmiana otoczenia powinna dobrze na niego wpłynąć.
__________________ Nic nie zostanie zapomniane,
Nic nie zostanie wybaczone. Księga Żalu I,1 |