Wątek: WFRP 2ed - III
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-09-2021, 15:53   #1
Bielon
 
Bielon's Avatar
 
Reputacja: 1 Bielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputację
WFRP 2ed - III

III








Wusterburg
południe Wissenlandu, 2524,
10 Vorhexen - 32 Festag


W Wusterburgu nastały ciężkie czasy. Początek buntu nie zapowiadał takich zniszczeń. Wszystko zaczęło się w hucie szkła Brucknera, ale wnet rozlało się na całe miasto. Wpierw zdawało się nawet, że spisek mieniących się Wyzwolicielami zostanie błyskawicznie zdławiony, bo w hucie gotowi na to byli a Bruckner wynajął ludzi do ochrony. Tyle, że tylko on był na to gotów. A i tak nie przewidział zacietrzewienia tłuszczy i jej żądzy niszczenia. Wyzwoliciele odparci za pierwszym razem przegrupowali się a dołączać do nich zaczęli robotnicy i biedota dowodzona przez podżegaczy mających rozeznanie jak uderzyć by bolało. W ruch poszły zapalające koktaile a gdy jeden z nich trafił na skład siarki z regularnej obrony huty nie zostało nic. Niedobitki pierzchły w różne strony uciekając przed wściekłym tłumem. Huta płonęła na całego. To był początek.

Później przyszła kolej na manufaktury Burro&Caserta gdzie wytwarzano meble, warsztaty Huffmana słynące z przedniego oręża. Składy handlowe kupców oraz manufaktury i warsztaty pośledniejszych przedsiębiorców. Płonęło niemal całe miasto. Zwłaszcza, że niszcząca wszystko tłuszcza niemal nie napotykała oporu. A że do wszystkiego Wyzwoliciele przygotowywali się skrupulatnie to i bramy miejskie obstawiono, by nikt się z miasta nie wymknął. Kto nie miał glejtu od dowództwa nie miał prawa wyjść a tych co próbowali wieszano bez sądu. Mury miejskie, zwłaszcza bramy, usiane zostały kleconymi na prędce z byle czego szafotami. Zresztą i tak ucieczka skazana była na porażkę, bo trwała jedna z cięższych zim jakie widziano od lat. Uciekać w takiej sytuacji w leśną, zasypaną śniegiem głuszę, to było skazywać się na powolną śmierć. Z tego też względu ilość próbujących tej drogi wyjścia z opresji malał z każdym dniem. Ale murów pilnowano. Tak kazał Głosiciel. Naczelny wódz Wyzwolicieli. A jemu nie odmawiał nikt.

Opór nielicznej straży miejskiej i kupieckich najemników zdławiono błyskawicznie, tym bardziej że widzący skalę buntu sami przechodzili na stronę buntowników. Dom handlowy Russnela spalili właśni jego strażnicy. Wieszając całą rodzinę kupca na rosnących przy wejściu cisach. Teraz rozdziobywały ich wrony. A tych w mieście zebrało się ostatnio całkiem sporo. Miały żer. Rajcy miejscy i burgrabia Fluck skryli się ze swoimi rodzinami w zamku burgrabiego. Tyle, że okazało się iż jednym z przywódców buntu jest Joachim Kopp, rajca. On wraz ze swoimi ludźmi otworzył nocą Wyzwolicielom boczną furtę i potem sam uczestniczył w rzezi. Mówiło się, że wyszedł ze spalonego zamku z rękoma unurzanymi we krwi po łokcie i sam zgładził całą rodzinę Flucka. Na jego oczach. Nim w końcu nie kazał burgrabiego nadziać na pal. Wyroki jego były nader surowe, ale przydały mu miano Prokuratora K. I pod takim mianem teraz wydawał wyroki w mieście.

Spalenie zamku burgrabiego rozochociło tłuszczę do tego stopnia, że złapała za pochodnie i paliła już wszystko, co kojarzyło jej się z kupcami, przedsiębiorcami, handlarzami i wszelkim przemysłem. I w ten sam sposób traktowano ich i ich rodziny. Miasto spłonęło i spłynęło krwią. Spłonęły nawet miejskie bramy i krużganki na murach. Zresztą i mury w wielu miejscach zniszczono. Jako przypominające dawny ucisk i jego narzędzia. Płonęło wszystko co się paliło a resztę rozbijano kilofami i młotami. Dymy nad miastem unosiły się dobre dwa tygodnie. A potem nastały dla Wusterburga jeszcze cięższe czasy. Okazało się bowiem, że rozwścieczona tłuszcza w szale niszczenia zniszczyła również składy żywności. Gdy płonęły fabryki i manufaktury a krew przelewała się ulicami miasta nikt nie przejmował się takimi drobiazgami, ale gdy opadły popioły zniszczenia okazało się, że miasto czeka głód. Ci, którzy mieli coś w piwniczkach a ich domostwa ocalały z pożogi, bronili ich zaciekle przed szabrownikami, którzy wśród zgliszcz szukali czegokolwiek, co nadawało by się do zjedzenia. Wszystkie zamordowane w trakcie walk truchła koni, szczęśliwie zmrożone zimową porą, urastały do rangi rarytasów. Ale nikt się nie obrażał na zjadanie choćby i psiego mięsa. Trzeba było przyznać, że bardzo nieliczne czworonogi ostały się w tym czasie w mieście. Polowano nawet na szczury. I przekopywano zgliszcza. Każda zawalona piwniczka mogła być źródłem bogactwa. I sposobem na przetrwanie.

Miasto umarło, ale i odradzało się na swój sposób. Wyzwoliciele i wszyscy ci, którzy zostali w mieście co rusz zbierali się na wiecach i spędach, gdzie głoszono nowe zasady ujęte w Zbiór Tez. Byli ślusarze, szewcy, węglarze i zwykłe obiboki przekrzykiwali się w swoich żądaniach, bez których realizacji ludzie ruszą z żagwią pochodni dalej. Do innych miast i wsi. Głosiciel zaś wygłaszał płomienne mowy po których ludzie rozumieli, że walczą i cierpią w słusznej sprawie. Porywał tłumy. To on zaproponował zmianę nazwy ich wolnościowego ruchu na Odnowicieli. Niosących nowe zasady światu. Gdy zaś komuś przez myśl przemykał cień wątpliwości zawsze był jeszcze Prokurator K i jego oprawcy, których dobrał sobie spośród najplugawszych zbirów. Z tego też względu nawet wśród schlanej jakimiś bełtami bandzie biedaków koczujących wśród zgliszcz dawnej miejskiej chwały nie znalazł by się jeden, który by powątpiewał w słuszność rewolucyjnego dzieła. Nie na głos.

W końcu, kiedy zima zaczęła puszczać, wysłano nawet zaufanych dla Głosiciela emisariuszy do okolicznych wsi, miasteczek i osad. Z odezwą do podjęcia wspólnego dzieła. Dzieła dobrego dla wszystkich ludzi pracy. Dzieła, które zmieść miało wszelką niesprawiedliwość i pomóc w równym podziale fruktów pracy. Jej początek brzmiał mniej więcej tak:

„Wyklęty powstań ludu ziemi,
Powstańcie których dręczy głód…”

To była pieśń Odnowicieli. Ich hymn z którym na ustach chcieli ponieść światu nowy ład.

A potem w mieście gruchnęła wieść, że miasto jest otoczone przez wojska okolicznych Lordów. I że szykują się one do szturmu. I nastrój rewolucyjny srodze osłabł.


***



Wusterburg
południe Wissenlandu, 2524,
32 Festag , wieczór ok. 22.00




Piwnica w dawnej kuźni Jonasa Ghotte była najlepszą spośród tych, jakie udało im się w zmielonym rewolucją mieście znaleźć. Najsuchszą i mającą kilka pomieszczeń dających odrobinę prywatności. Grube skórzane kotary znalezione w niej nietknięte zastąpiły porąbane na opał drzwi. Palenisko, które z jakichś powodów kowal wybudował w piwnicy, było luksusem, na jaki nie mogła sobie pozwolić zdecydowana większość koczujących w mieście Odnowicieli. Odnowicieli, bo poza nimi w mieście nie przeżył niemal nikt. Każdy, kto choć szepnął komuś słowo zwątpienia w rewolucyjny czyn, mógł zostać potraktowany jako wichrzyciel i zdrajca. A dla tych Prokurator K wymyślał coraz bardziej wymyślne sposoby zejścia z tego świata. Z tego też względu, niezależnie od własnego dystansu do „sprawy”, chodzili na wiece i zgromadzenia i społem z innymi krzyczeli. Nigdy jednak najgłośniej, by nie wyłowiono ich z tłumu jako nadmiernych apologetów i nie przydzielono do jakichś ważnych zadań, za które później by należało odpowiadać. Większość czasu jednak szabrowali po ruinach spopielonego miasta szukając czegoś do żarcia lub mającego jakąś wymierną, wymienną na pożywienie wartość. Bez tego nie przeżyli by w mieście tygodnia. Może dzięki temu udało im się ze sobą zżyć co nieco. Łączył ich wspólny cel. Pełny brzuch.

Semen z rozrzewnieniem wspominał chwile w piwnicy Oberży Lagera. Spędzone w cieple i ze swobodnym dostępem do zapasów. I kompanów, którzy mu wówczas towarzyszyli z których pozostał tylko Aureolus i Cyril. Ten ostatni zresztą teraz zwał się Cyryl. Co nie dziwiło nikogo, bo obcokrajowców w mieście traktowano niemal tak samo jak handlarzy. Lepiej mu było uchodzić za mrukliwego milczka, niż przyznawać się do obcych korzeni. Nie on jeden jednak się ukrywał. Tupik, który wyprowadził ich z bitewnego zgiełku pod hutą Brucknera, teraz ubierał się jak człowiek. Lepiej mu było uchodzić za karła niż za nieludzia. Nieludzi w mieście powieszono niemal wszystkich. Grube buciory jakie ukradł jakiemuś wielkoludowi, a w zasadzie zdarł je z niego, gdy ten już był martwy, kryły jego włochate stopy. Ciężki płaszcz z kapturem pozwalał kryć niziołcze oblicze. Był jako tako bezpieczny. Ale uważał. Każdy z nich uważał. Na wszystko. Edgar Gudrun wciąż nieufni wobec obcych starali się swoimi umiejętnościami zwiększyć szanse grupy na zdobycie pożywienia. Mieli łuki i posługiwali się nimi wcale sprawnie. Kilka razy udało im się upolować jakieś zwierzę. A to bezpańskiego psa a to kota. To znów wrone. Te najczęściej lądowały w ich wspólnym kociołku. Ich umiejętności sprawiały, że nikt nie miał słowa zastrzeżeń, gdy dołączyli do Semena i jego pozostałych towarzyszy. A potem już zostali. Wspólne nieszczęście jednoczy bardziej, niż wspólne zyski.

Każde z nich na swój sposób zastanawiało się, co teraz będzie? Wiadomym było, że miasto jest otoczone a zniszczone mury zawalane są w wyłomach uczynionych rękoma samych Odnowicieli barykadami z czego się tylko dało. Sami cały dzień zwalali jakieś rupiecie, kawałki gruzu, żelaznych prętów i krokwi usypując prowizoryczną zaporę. Zaporę, która miała dać im szansę oporu w nadchodzącym szturmie. Po dniu ciężkiej harówki od świtu do zmroku teraz niemal słaniali się ze zmęczenia, czekając na pyrkający w kociołku rosół na upolowanej wczoraj przez Gudrun kurze. Żaden z nich nie zrezygnował by z ciepłego, być może ostatniego, posiłku. Północna Brama, miejsce gdzie o świcie zluzować mieli chłopaków Małego Thomasa. Tego samego, u którego zaraz na początku buntu melinowali. Do czasu, kiedy tłuszcza nie spaliła niemal całego nadbrzeża, co zmusiło ich do zmiany lokum. Kontakt jednak pozostał a Mały okazał się przyzwoitym bandytą. Honornym. Nie wziął za opiekę nad nimi ni złamanego grosza. Wspólna obrona Północnej Bramy była jego inicjatywą. Ta sama Północna Brama, którą w pierwszych dniach rewolucji chcieli się wymknąć z miasta, ale w porę się wycofali. Ta sama Północna Brama, której skrzydła rozbito i spalono a mur i blanki wraz z obronną wieżą zwalono przy użyciu zaprzęgu wołów. Które to woły później zabito, jako narzędzia przewoźników. O które to woły później jeszcze toczono boje zakończone w końcu interwencją zbirów Prokuratora K. Który kazał je „skonfiskować dla dobra ładu społecznego”. Nie protestował nikt.
Do obrony Północnej Bramy, niegdyś zwaną Imperialną, zgłosili się na ochotnika, gdy tylko Mały Thomas to zaproponował. Woleli by grzać się w cieple piwniczki, ale z drugiej strony lepiej było się zgłosić. Ci, którzy uchylali się od swojego obywatelskiego obowiązku, też nie kończyli dobrze.

Ich przykolacyjne rozmyślania przerwał podmuch wiatru, gdy ciężką zasłonę z wołowej skóry uchylił nocny gość. Który wypełnił swą posturą niemal całe wejście. Mały Thomas. We własnej, ogromnej, osobie.

- Witajcie dobrzy ludzie. - powiedział wesoło się uśmiechając. Uśmiech nie sięgał oczu, które zawsze pozostawały martwe. Nie zyskał sobie sławy w dokach tym, że jest żartobliwym wujaszkiem. Zasłonił starannie uchyloną kotarę, staranniej nawet niż była wcześniej i rozejrzał się uważnie po zgromadzonych przy palenisku, zmęczonych obliczach. - Co tam pichcicie?

- Przyszedłeś na kolację? Siadaj, podzielimy się. - odezwał się po chwili niechętnego milczenia Semen. Czuł się w obowiązku tak powiedzieć, w końcu Mały karmił ich przez dwa pierwsze tygodnie rewolucji. Ale nikomu z nich nie przypadła do gustu myśl o dodatkowej gębie do wyżerki.

- Nie, ja tylko na chwilę. A że się znamy, też wam coś przyniosłem. - wyjął zza pazuchy solidny bukłaczek i położył na prowizorycznym stoliku z jakiejś skrzyni. - Sprawa jest…

- Mów, wszyscy tu jesteśmy przyjaciółmi. - Tupik nie mógł nie włączyć się w dyskusję. Lubił gadać a widok gąsiorka tylko wzmógł jego… czujność.

Mały odsunął poły płaszcza i przysiadł na jakiejś pace, bliżej ognia. Ręce miał fioletowe z zimna. Rozcierał je teraz starannie skupiając uwagę wszystkich na poobijanych knykciach i bliznach. Namyślał się. Jakby ważył w myślach słowa. - Wiecie, że w mieście jest ciężko. Ludzie zżarli już niemal całe zapasy. Są tacy co na drewnianych wiórach warzą swoje żarcie. Najsłabsi już zdychają z głodu. Jak tak dalej ta rewolucja się będzie toczyć, pożremy sami siebie. Coś tu „nie pykło”. Trzeba to skończyć, tak sobie miarkuję. I myślę sobie, że dzisiejsza noc to dobra na to pora.

Jego słowa były może i prawdziwe, ale pachniały trupem. Trupem każdego, kto by się do nich przyłączył. Kto by nie zaprotestował. Kto by nie doniósł o nich Prokuratowi K. Każdemu kto by ich słuchał. Ale słuchali. W końcu wszyscy tu byli przyjaciółmi…

- Wiem o tym, że przed świtem wojska Lordów uderzą na miasto. Lord Eryck z Treoffen wiedzie prawie dwustu zaprawionych w bojach z klanowymi weteranów. Już tego by pewnie starczyło na tę naszą hałastrę, ale są i inni. Lord Ademar z Eidenhof ma koło stu ludzi w tym dobrych łuczników. Inni, pomniejsi też pewnie są w jakichś komunikach. Do tego wolni, których powołali ze swoich ziem. A ilu my mamy ludzi pod bronią? Całe to miasto to jeden wielki burdel. Ale Lordowie woleli by nie musieć wykrwawiać swoich drużyn. Tak sobie miarkuję, że z radością przyjęli by, iż jest część murów, gotowa poddać się bez walki i wpuścić ich do tego burdelu. Już nawiązałem z nimi kontakt, bo i w mieście są tacy, którym nie w smak obecna sytuacja. I jest ich całkiem sporo. Chcę byście ze mną i moimi ludźmi stanęli na murach i przyłączyli się do szturmu na miasto, gdy przyjdzie na to pora. W nocy. Dziś jesteśmy może biedakami, ale jutro nas za to ozłocą.

Teraz już nie było wątpliwości, że słowa które wypowiedział, oznaczały śmierć. Kogo, zależało w znacznym stopniu od tego, co sami chcieli mu odpowiedzieć…


***


Reguły sesji:


* Prowadzący: Bielon
* Kwestia konwencji: BielHekowy heros-slowfood. WFRP. Wissenland.
* Kwestia zgodności z settingiem: Wszelkie materiały kanoniczne zachowują ważność, data rozpoczęcia przygody to zima/wiosna 2524. Moja interpretacja settingu jest moją interpretacją settingu. A świat jest taki, jaki jest, sami wiecie lekko nie ma.
* Kwestia zastosowania mechaniki: W tej sesji opieramy się na logice i zdrowym rozsądku, wszystkie rzuty wykonuje MG lub zdesperowany Gracz. Gramy korzystając z mechaniki. WFRP 2ed. Mechanika rozstrzyga kwestie sporne, przy czym spory z MG rozstrzyga MG. O konieczności odwołania się do niej decyduje MG.
* Kwestia kontroli MG nad poczynaniami graczy: Gracze mają nieograniczoną swobodę, jednak opis konsekwencji ich czynów leży w gestii MG. W niektórych (sami sprawdźcie jakich) sytuacjach gracze wchodzą w interakcję za światem na opisanych zasadach i sami opisują skutki niektórych swoich czynów. Proszę, na bazie doświadczeń z sesji poprzednich, o wstrzemięźliwość. By nie było tak, że Wy opiszecie mi świat tak bardzo, że ja będę musiał dać Wam bobu tym światem bardziej.
* Kwestia relacji wewnątrzdrużynowych: To jest życie, więc konflikty w drużynie są akceptowane, choć nie patrzę już na nie tak przychylnym okiem jak niegdyś. Fabularnie uzasadnione są zawsze zasadne. W sumie zaś radzę pamiętać, że to nasze sesje. Drużyny tu wszak nie ma…
* Kwestia częstotliwości postowania: Tempo postowania ustalamy na jak najczęstszą. Dbajcie o nie spowalnianie rozgrywki. W niektórych sytuacjach zdarzyć się może, że częstotliwość postów będzie jeszcze większa niż standardowo. Lub mniejsza. Myślę więc, że 2 posty/tydzień to odpowiedni, minimalny rytm. Nie bądźmy minimalistami. Jak damy radę gęściej, to fajnie. Ja postaram się nie być minimalistą. Wolał też będę postować krócej a częściej. Prosił bym o zachowanie tej rytmiki: post MG, dwa dni (48h) na odpowiedź Graczy, post MG w przedziale 48h-72h po poście ostatniego Gracza. Zwykle szybciej niż później.
UWAGA: Gdyby ktoś nie mógł pisać, proszę o krótkie info w komentarzu. Zdarzyć się może każdemu. Byle nie stało się to nałogiem. Brak posta Gracza w wyznaczonym terminie i brak informacji o przyczynie równoznaczne może być z zejściem postaci. Zwykle bywa.
UWAGA 2: Przez 48h każdy z Graczy pisze ze spokojem. Jednak po upływie owych 48h postać każdego z niepiszących może zostać przez innych Graczy wykorzystana; z uwzględnieniem jej charakteru i natury; bez prawa kwękania „Ja bym tego nie zrobił”, „Ja bym tam nie poszedł”, „Ja bym tego nie powiedział”. Pamiętajcie o tym i zmieśćcie się w tych 48h. Albo ryzykujcie…
* Kwestia preferowanej długości postów: Długość się liczy mniej, ważniejsza jest jakość a najważniejszy MG. Gracze piszący posty jednolinijkowe są mile widziani, w charakterze mięsa armatniego. W końcu trzeba zapracować na tytuł "Rzeźnik". Jednak 5 stron opisu blasku księżyca lub wariantowych przemyśleń czy też ekwipunku jest widziane równie mile.
* Kwestia poprawności i schludności notek: Żadnych emotek, psują mój nastrój. Polski język zawsze mile widziany. Starajcie się nie linkować jakichś głupot. Postarajmy się pobawić w klimacie.
* Kwestia zapisu dialogów: Dialogi piszemy. Kursywą oraz poprzedzamy myślnikiem. Najlepiej.
* Kwestia zapisu myśli postaci: Jeżeli znajdzie się postać decydująca się na myślenie to myśli postaci zapisujemy wybranym przez MG kolorem czcionki - czarnym. Myśli poza tym zaznaczamy z obu stron tyldą oraz piszemy kursywą. Lub inaczej, choć lepiej nie.
* Kwestia podpisy pod notkami graczy: Wyłączamy podpisy w notkach sesyjnych. Jeśli to możliwe. Lub nie, jeśli nie. Wówczas można umieszczać w podpisach pochlebne opinie na temat MG i Forum. Lub inne. Pochlebne mniej.
*Walki w grze: Rzecz bardzo ważna. Chciałbym byście pamiętali, że walka to ostateczność. To sposób rozwiązania konfliktu, gdy wszelkie inne metody zawiodły. A walkę wygrywa nie ten który zabije przeciwnika, tylko ten, który przeżyje. W walce można wszak zginąć i wierzcie mi, może się to stać waszym udziałem w tej sesji. Nie życzę wam tego. Wy sobie, jak sądzę, również tego nie życzycie. Pamiętajcie więc o tym dobywając broni. Bo moi NPCowie dobywając jej iść będą zwykle na pewniaka. Bo też chcą żyć. Czego i wam życzę z całego serca…


*************************************


Opiszcie się na starcie tak, jak by Was towarzysze przez te kilka tygodni we wspólnej piwnicy poznali. Bo tyle mniej więcej wspólnie klepiecie rewolucyjną biedę.

Powodzenia

.
 
__________________
Bielon "Bielon" Bielon
Bielon jest offline