| - Wow… - wyszeptał Connor. Rezydencja nie przestawała go zadziwiać. Zombie, ogromny pająk i wampir to jedno, ale alternatywny wymiar wyglądający jak wyciągnięty z gry komputerowej to coś będące poziom wyżej na skali anomalii. Chociaż dobrze wiedział jak bardzo to ryzykowne, chłopak nie mógł się powstrzymać i przykucnął, żeby dotknąć ręką komputerowej trawy.
Jej powierzchnia budziła podobne wrażenia co dotykanie faktycznej trawy, mimo tego, że powierzchnia była płaska. Doznania wydawały się wywodzić nie z faktycznego fizycznego kształtu roślinności, a wyłącznie faktu tego, co ona symbolizowała.
- Idąc tędy, możemy dostać się do domeny w biurze. Lada moment będziecie bezpieczni. - obiecał Fritz, wskakując do środka, przerwał mu jednak nieznajomy głos:
- Nic z tych rzeczy! - krzyk wydobył się znad drzwi, moment później wyłoniła się znad nich kwadratowa twarz, przypominająca postać z gry komputerowej. - Jesteście w bańce.
Fritz cofnął się, powoli obserwując nieznajomego, który opadł łagodnie na ziemię.
- Pan Fritz, tak? Jestem Glitchem z pana wydziału.
- Oh, znamy się? Nie pamiętam waszego imienia?
Nieznajome wzruszyło ramionami.
- Nie do końca, ale wiem, jakie oglądasz porno.
- Oh.
- Zwykle operuję waszą siecią. - osobnik wyciągnął rękę, a przed Fritzem ukazała się drobna wizytówka. Mops ją przeczytał i przytaknął.
- Przynajmniej nie jesteśmy sami. Mówisz, że to bańka?
- Zgadza się, chwilowo był tutaj internet, może jak mieliście zasięg w komórkach, to wszedłem ją zbadać. Jest tu radio, które wysyła sygnał do mikrofonu podłączonego do jakiegoś starego komputera. W efekcie tworzy bezużyteczną i zamkniętą sieć.
Fritz westchnął. - To nic nam z tego.
- Niekoniecznie, to jednak oddzielna domena. Jeśli tylko chcecie się tu schować, myślę, że to miejsce jest bezpieczne. - ocenił Glitch. - Możemy znaleźć w tej domenie coś przydatnego? - zapytał Connor dziwnej komputerowej postaci. - Jakieś przedmioty z gier, czy użyteczne dane? A, i nie jestem pewny co do chowania. Znaczy możemy tu chwilę przeczekać, jednak generator w końcu przestanie działać, a Soichiro pewnie potrzebuje pomocy, więc nie możemy tu siedzieć za długo.
Istota pokręciła przecząco głową. - Przeczesałem całość. Nie ma tu nic ciekawego. Ktoś miał bezużyteczny pomysł, z którym nie wiedział co zrobić.
- Właściwie, to zła wiadomość. - stwierdził Fritz. - Jeżeli powstają tutaj subdomeny oparte o tak drobne detale, host musi być silniejszy, niż obstawialiśmy.
- Nie jestem tego pewien. Czytałem waszą dokumentację. Host raczej jest uziemiony w konkretnym punkcie posiadłości. Może mieć na nią wpływ w ramach rekompensaty.
- Faktycznie. - Fritz kiwnął głową, po czym odwrócił się do Connora i Miho. - Wewnątrz domen, można zwiększyć swoją moc, ograniczając ją na inne sposoby, trzeba się tylko stosować pewnych zasad. Możliwe, że host był w stanie nas uwięzić tylko dlatego, że samemu nie jest zbyt potężny. - wyjaśnił.
Miho westchnęła. - My możemy z tego jakoś skorzystać?
- Bez treningu, nie. Może poza zasadą chciwości. Mówi się, że jeżeli masz przy sobie mniej niż siedem unikalnych przedmiotów, to nie będą się psuć. - wyjaśnił Fritz. - Czy na was to zadziała, nie mam pojęcia.
Miho spojrzała na Connora. - Jak chcesz pomóc Soichiro z ogrodnikiem? Myślałam, że weszliśmy głębiej w posiadłość, bo pogodziliśmy się, że ta bestia przerasta nasze możliwości. O ile znam tego chłopaka, powinien był wziąć mój motor i odjechać. Najwyżej po nas wróci, jeśli uda mu się coś wymyślić albo znaleźć wsparcie. Connor podrapał się po głowie. - Chyba nie doprecyzowałem. Nie chodziło mi o walczenie z ogrodnikiem, z nim na pewno nie mamy szans, a po prostu dalsze eksplorowanie rezydencji i szukanie wyjścia, zamiast siedzenia z założonymi rękami. Możemy na przykład sprawdzić ten pokój, w którym ktoś spał. W razie niebezpieczeństwa możemy zawsze wrócić do naszej bezpiecznej subdomeny.
Fritz przytaknął skinieniem głowy. - Nie ma sensu odpoczywać, gdy nie jesteśmy zmęczeni.
Miho wzruszyła ramionami. - Jakiś plan? Choć jeszcze przed nami sporo posiadłości, nie wiem, czy jest sens rzucać się do walki nawet ze śpiącymi, gdy może to nie być potrzebne. Connor wzruszył ramionami. - Przeszukiwanie wszystkiego po kolei to chyba jedyny sensowny plan na daną chwilę. Ten śpiący to pewnie jakiś profesor, więc może mieć przy sobie coś przydatnego. - argumentował chłopak.
Miho zaprzeczyła kręcąc głową. - Zostawmy go sobie na koniec. Mamy tu jeszcze jeden pokój. Mogą też być gdzieś drzwi do wieżowca, może z wysokości uda się coś zobaczyć. - zasugerowała. -Masz rację. - przyznał Connor. - Dobra, w takim razie sprawdźmy ten ostatni pokój po tej stronie. - zdecydował i podszedł sprawdzić, czy drzwi są otwarte.
Drzwi były otwarte. Lekko uchylając je, Connor zobaczył po lewej stronie pokoju sterty książek, plakaty o ptakach, oraz papugę skaczącą radośnie w klatce. Connor rozejrzał się lekko po plakatach, po czym skierował się do papugi.
Mężczyzna nie znał się na ptakach. Zobrazowane zwierzęta wyglądały całkiem typowo, choć nie był w stanie zidentyfikować ich gatunków. Papuga, gdy Connor do niej podszedł, zaczęła jeszcze żywiej podskakiwać w klatce, głośno krzycząc: - GOŚĆ, NIEZNAJOMY GOŚĆ. DZIEŃ DOBRY. GOŚĆ. WYRUCHAŁBYM PTAKA. NIEZNAJOMY. - Świetnie, jesteśmy w pokoju zoofila… - wymamrotał Connor. - KTO. TU. MIESZKA? - głośno i wyraźnie zapytał ptaka.
- DZIEŃ DOBRY. NIEZNAJOMY GOŚĆ. MIESZKA. DOBRY MIESZKA. - podskakiwała wesoła papuga. Connor przewrócił oczami. - Ta papuga nic nam raczej nie powie. Miałem nadzieję, że została jakoś ulepszona przez domenę, ale coś na to nie wygląda. Chodźmy sprawdzić kolejny pokój.
- W pierwszym rzędzie? - spytała Miho, wychodząc z pokoju o zniszczonej ścianie. - To może być zły pomysł. Jakieś pokojówki chodzą teraz po parterze. - Co?! Wyglądają tak jak reszta? - zestresował się chłopak. - Na szczęście możemy ukryć się w domenie, gdyby szły w naszą stronę. |