Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-09-2021, 22:39   #241
Driada
 
Driada's Avatar
 
Reputacja: 1 Driada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputację
- Cześć Lamia. - Oli uściskał ją i przytulił do siebie. Widać było, że ta niespodziewana wizyta zaskoczyła go ale w ten przyjemny sposób. I dało się wyczuć, że lubi Lamię. - I macie coś dla mnie? - zapytał dziwiąc się jeszcze bardziej. Spojrzał na dwie pozostałe kobiety jakby próbował po nich odgadnąć o co może chodzić.

- No jasne że mamy, przecież ci obiecałyśmy coś, prawda? - saper dalej radośnie ćwierkała, wyciągając w jego stronę kopertę z szarego papieru - Z pozdrowieniami od Eve, Val i Di. Nie mogły wpaść bo ogarniają koncert i parę innych rzeczy, ale kazały cię pozdrowić, przytulić i ucałować - cmoknęła go soczyście w czubek brody - Oraz dać to… - dźgnęła paczuszką jego klatę.
- Oli jako jedyny tutaj miał tyle jaja by się zająć odpowiednio damami w potrzebie - wyjaśniła kumpelom.

- O, naprawdę? No to Oli, prawdziwy rycerz z ciebie. Skoro moja dziewczyna tak mówi to na pewno tak było i też chciałabym ci chociaż w ten skromny sposób podziękować. - słysząc to Wilson podeszła te dwa kroki co ich dzieliły i obdarowała serwisanta całusem w policzek.

- No to ja też nie wiedziałam, że z ciebie takie koło ratunkowe. - Larysa zawtórowała nowym koleżankom i dokuśtykała do technika całując go w podobny sposób. A ten się roześmiał a w międzyczasie zdążył przyjąć i otworzyć kopertę. Jak wziął do ręki fotografie z nim samym i składem dziewcząt z poprzedniej wizyty to się roześmiał serdecznie.

- Jej naprawdę zrobiłyście te fotki! I to dla mnie? Jej no nie wiem co powiedzieć. - śmiał się i cieszył jak mały chłopiec po otrzymaniu nowej zabawki. Z uśmiechem na twarzy oglądał te pozy i sceny uwiecznione na zdjęciach.

- No dzięki wielkie. Nie spodziewałem się, że na serio zrobicie te fotki. - powiedział już bardziej przykuwając uwagę do Lamii i jej towarzyszek niż dam uwiecznionych na fotkach.

- To my dziękujemy - Lamia powiedziała uroczyście - Uratowałeś wtedy nasz dzień, a teraz… ej, chodź Oli - pociągnęła go za rękę - Zrób sobie przerwę na obiad. Posiedzimy chwilę na stołówce, pogadamy. No i Roy z Davem tam czekają już i zajmują miejsce aby nas nikt nie podsiadł. - puściła mu oko - Słyszałam jakieś plotki o foczkach na smyczach. Ponoć trochę tu huczało… więc dawaj, idziemy coś zjeść, a przy okazji pogadać bo będziemy potrzebować pomocy, ale spokojnie. Nic wielkiego i jak mówiłam, obgadamy przy żarciu… no chooodź, nie daj sie prosić.

- Dobra. Ale poczekajcie chwilę. Muszę tu pozamykać. Nawet nie macie pojęcia na jakie “genialne” pomysły potrafią wpaść wojacy jak mają za dużo wolnego czasu na głupoty. - technika jakoś zbyt długo nie trzeba było namawiać. Właściwie wcale. Zgodził się od ręki. Tylko tak jak mówił wrócił do wózkowego podnośnika aby coś tam poprzestawiać. I po chwili we czwórkę szli korytarzami dawnej bursy zbliżając się do stołówki. Spacerowym tempem bo ani im się nie spieszyło a i Larysa miałaby kłopot aby iść szybciej. Przy okazji ją widocznie też Oli rozpoznał bo zapytał o tą klamkę w jej pokoju. Ciemnoskóra roześmiała się też chyba ciesząc się, że o tym pamiętał ale dała znać, że w porządku i jest dobrze jak jest.

Wkrótce znaleźli się na stołówce i tam zamachały do nich dwie znajome gęby. David i Roy już okupowali dwa złączone stoły więc nie było obaw, że dla kogoś zabraknie miejsca. Czwórka jeszcze musiała sobie coś wybrać z menu i jakoś nawet nikt nie pytał Lamii o kartę pobytu, przepustkę czy co. Wilmy też nie ale ona przynajmniej wyglądała jak żołnierz. Kucharze podali im to co sobie wybrały i po chwili siedzieli już razem przy wspólnym stole.

- A teraz nie macie żadnych lasek na smyczy? - zapytał Rambo po tym jak już Roy przywitał się z Lamią, poznał z Wilson no i rozpoznał Larysę. Widocznie znali się z widzenia ale dotąd nie zawierali bliższej znajomości. A ten poprzedni numer ze smyczami chyba był tak rozpoznawalny, że trochę jakby chłopaki spodziewali się po cichu, że teraz już za każdym razem Lamia będzie przyprowadzać jakieś fajne laski na smyczy.

- No nie tym razem. Tak załatwiamy dzisiaj z Lamią różne sprawy, furę nową kupiłyśmy dziś rano no i nie miałyśmy za bardzo jak z tymi smyczami i resztą. Ale widzę Rybka, że ci reputacja na dzielni spadnie jak się tu jeszcze kiedyś nie pokażesz z foczkami na smyczy. - Wilma podjęła się obrony i wyjaśnienia dlaczego dzisiaj Lamia jest tylko z nią i to bez żadnych gier i zabawek. Ale pozwoliła sobie na mały żarcik w tej sprawie. Za to chłopcy pokiwali głowami, że rozumieją i tylko tak z ciekawości pytali.

- No właśnie widzę… trzeba będzie zacząć wozić rezerwową foczkę na smyczy na pace bo bez niej chłopaki jeszcze nas następnym razem pogonią bo przecież nic ciekawego im nie wnosimy - łypnęła wymownie na wielką, pękatą torbę położoną obok nóg Willy i pokiwała powoli głową, udając że się nad czymś zastanawia. Pomysł wpadł jej do głowy ot tak, z przysłowiowej dupy… jak to najlepsze pomysły mają w zwyczaju.
- Wiesz Willy… - zaczęła niezobowiązująco, bawiąc się włosami. Skręcała lok na palcu i rozkręcała go powoli - Skoro już siedzimy w takim zacnym gronie wypadałoby walnąć kolejkę. Za zdrowie, spotkanie i piękne foczki nie tylko na smyczach… nie uważasz? - patrzyła na rudzielca z udawaną powagą - Niestety pierdoła jestem, zapomniałam szkła, a tak nie wypada damom pić z gwinta przy ludziach. Myślisz że kolejka jak ta pierwsza w niedzielę byłaby odpowiednim rozwiązaniem na nasza sytuację?

- Mhm. Taka jak ta pierwsza w niedzielę? - brwi Wilmy uniosły się z namysłem gdy widocznie załapała o co chodzi. Reszty domowników nie było z nimi wówczas więc patrzyli wyczekująco bo po minach dwóch uczestniczek tamtego spotkania i przyjemnie wibrującym, niskim głosie zapowiadało się na coś ciekawego. Zwłaszcza jak przecież mieli tylko zwykłe kubki z kompotem lub herbatą.

- Tak, myślę, że to dobry pomysł. Chętnie bym się tak napiła. - kobieta w mundurze uśmiechnęła się niewinnie i zachęcająco do swojej dziewczyny dając jej zielone światło ze swojej strony na taki numer. Reszta jednak dalej czekała na to co się stanie i to czekali z zapartym tchem wyczuwając, że zaraz coś się będzie dziać. I to coś pewnie porównywalnego z foczkami na smyczy.

Na twarzy saper pojawił się czarujący uśmiech. Przygryzła wargę, pochylając się w kierunku dziewczyny i pocałowała ją czule.
- Ale bedziesz musiała mi pomóc - wymruczała wstając z krzesła i lekko je odsunęła. Przytrzymując się dłoni Wilmy weszła wpierw na nie, a następnie na stół, stąpając ostrożnie aby nie rozgnieść talerzy albo się nie poślizgnąć. Nucąc coś pod nosem, zaczęła się kołysać sennym ruchem, wodząc dłońmi po swoich bokach, poprzez żebra i brzuch, aż po piersi i wyżej, gdzie płynnym ruchem odrzuciła włosy, stając frontem do swojej dziewczyny.
- Musisz mi z tym pomóc kochanie - powiedziała niskim, nosowym głosem, świdrując oczy tamtej własnym spojrzeniem. Powoli uniosła lekko jedną stopę pozwalając aby trzymana przed chwilą kobieca dłoń wylądowała akurat w miejscu,gdzie zaczynała się tasiemka od pończochy. - Chyba że wolisz zębami.

- Wolę. - Wilma okazała się partnerką w sam raz na takie numery. Najpierw pomogła zająć swojej dziewczynie miejsce stojące na krześle a potem na stole. I sama też wstała. Pozostali przy stole patrzyli z zapartym tchem. Cała czwórka bezpośrednio przy stole i reszta stołówki też. Nie co dzień jakaś laska w kusej sukience wiła się zmysłowo stojąc na krześle. A już na pewno nie co dzień jakaś druga podciągała jej tą kieckę jeszcze wyżej i zaczynała całować jej udo.

Wilson zaczepiła zębami górną krawędź pończochy swojej kochanki i zaczęła zsuwać ją na dół. Gdzieś z sali rozeszły się pierwsze zaskoczone “ochy” i “achy” jakby wciąż nie dowierzali co tu się wyprawia. A specjalistece z Zielonego Gekona udało się dotrzeć zdejmowanej pończosze do kolana. Tam musiała sobie pomóc dłońmi.

- Zjedziesz tak do samej stopy? - Larisa zapytała z fascynając w głosie i spojrzeniu. Jakby na jej oczach odbywał się jakiś jej ulubiony spektakl. Wilma pozezowała na nią i puściła jej wesołe oczko. Ale dalej zsuwała czarną, ozdobną pończochę na dół. Aż dotarła do kostki aż wreszcie oswobodziła ją i z buta na wysokim obcasie i z samej pończochy.

- A jak ja ubiorę pończochy to też mi będziesz ją tak ściągać? - Larisa przygryzła wargę wcale nie ukrywając, że kręcą ją właśnie takie zabawy.

- No jak już byś była u nas w gościach i miałabyś na to ochotę… - Wilma posłała jej całusa dając znać, że taki wariant nie jest niemożliwy dzisiejszego wieczoru. Sama zaś sięgneła po butelkę jaka do tej pory kisiła się w torbie z łakociami i podała ją stojącej nad nią dziewczynie.

- Polej Rybka bo mnie jakoś tak dziwnie rozgrzało, że mnie strasznie suszy. - zamruczała do niej patrząc pod górę i całując jej stopę. Widowisko zrobiło się na całego. Nie tylko dla Larisy i Oliego co siedzieli najbliżej. Także i Roy oraz David mieli pierwszorzędne widoki. No a i reszta stołówki kibicować zaczęła i zachęcać obie bekarcice na rozkręcenie tej zabawy.

Mazzi przyjęła szkło, z czułością obserwując poczynania partnerki. Zagryzała wargi i mruczała zadowolona, a w miarę jak materiał ściągał się z jej nogi, jej oddech przyspieszał. Wreszcie otworzyła butelkę, odrzucając korek gdzieś za plecy.
- Skoro takie jest twoje życzenie - odpowiedziała niskim pomrukiem, nie przerywając kontaktu wzrokowego. Pożerała drugą kobietę spojrzeniem, ocierała palcami stopy o jej policzki, brodę i włosy, a potem podstawiła butelkę ponad obnażoną nogę i polała alkohol po jasnym udzie, aż stworzył ścieżkę ściekającą wzdłuż łydki aż do kostki i niżej, gdzie stopa i usta rudej żołnierki.

Wilma zwinnie złapała ściekający strumień ustami i językiem. Spijając je z palców, stopy i pięty Lamii. Bezczelnie korzystając z okazji aby ją przy okazji wycałować. Gorączkowe napięcie narastało błyskawicznie a dwie bękarcice wydawały się być jego epicentrum. Mazzi wyczuwała, że w kochance narasta burza emocji i to chyba nawet bardziej niż niedawno w recepcji przy starym Fredzie.

- To jak takie drinki będziecie serwować u siebie to zostaję do rana. - wysapała nie mniej podniecona Larysa. Miała minę jakby sama chętnie dołączyła do tego show i skonsumowała tą nową znajomość.

- Właściwie to mnie też nieźle suszy. - Rambo przypomniał o sobie dając znać, że też chętnie dołączy do takiej metody serwowania drinków. A i Roy coś mruknął podobnego chociaż mniej wyraźnie.

Przez huk krwi w uszach Mazzi ledwo słyszała padające słowa, potrzebując na nich się naprawde mocno skupić co było trudne gdy Wilson działała. Dopiero po skończonym drinku wydobyła z siebie zadowolony pomruk.
- Och Willy, ty zawsze wiedziałaś jak traktować porcelanę - zaśmiała się, pacając mokrym palcem czubek bękarciego nosa. Posłała jej całusa i obróciła się odrobinę, tym razem frontem do Davida.
- Nie możemy pozwolić abyś nam tu taki byczek schnął bezpodstawnie - dorzuciła, puszczając czarnulce oko - Trzymamy za słowo… na razie tylko za słowo.

Zabawa zaczęła się na 102. Rambo chciwie spijał drinka ze stopy Lamii i chętnie się nią zajął. Pożądanie biło po oczach od każdego z uczestników tej zabawy. Oli i Ray też zachowywali się podobnie. A na końcu krótkowłosa Larisa też obdarzyła stopę bękarcicy swoimi ustami i językiem. Panowie w końcu podnieśli się i pomogli zejść swojej ulubionej barmance w tym lokalu. Zaś od reszty sali dobiegły wiwaty, okrzyki zachęty i gwizdy a nawet oklaski za ten krótki ale jakże podniecający spektakl który był najsłodszym deserem na dla wojskowych zmysłów.

- A bardzo się spieszycie? Bo mamy całkiem wygodne łóżka w pokojach. - rozpalenie było widoczne i czytelne na twarzy Davida i wcale nie było trudno się domyślić po co chciałby zaprosić bękarcice do siebie.

- Ja też! A mieszkam sama! - zawołała Larysa jakby obawiała się, że może zostać wyłączona z takiej zabawy.

W głębi pokręconej duszy mało wojskowa sierżant jęknęła przeciągle. Najchętniej zawinęłaby ekipę pod pachę i przeniosła zabawę piętro wyżej… ale brakowało pewnego szczegółu by to uczynić. Takiego jednego kluczowego elementu szerokiego w barach i z tym, zdawać się mogło, niezmąconym spokojem.
- W takim razie jest pomysł na mały kompromis - dziewczyna oparła się o swoja kobietę, przyklejając się do jej boku - Panowie bądźcie dżentelmenami i zaproście Larysę. Lepiej się poznacie akurat przed wieczorem, kiedy po was wszystkich wpadniemy i zabierzemy do nas na koncert. Dużo alko, tłumy kociaków w obrożach i dobra zabawa gwarantowana… i tak, oczywiście aferparty na backstage’u zagwarantowane. Oli, ciebie się też to tyczy - pacnęła technika palcem w czubek nosa - Jebniemy nie jedną taką kolejkę, a moje foczki też będa. Chyba je jeszcze pamiętacie - rozejrzała się po samcach z szerokim wyszczerzem.

Trójka domowników i jeden technik popatrzyli na nią i na siebie nawzajem trawiąc jej słowa i propozycję. Wilma położyła dłonie na ramionach swojej kobiety dając jej tym wsparcie i poczucie bezpieczeństwa. Pozostała czwórka miała miny jakby zdecydowanie woleli się bawić przede wszystkim z bękarcicami co dopiero co tak rozgrzały atmosfere nie tylko przy ich dwóch, złączonych stołach.

- To ja miałabym bzykać się z nimi trzema na raz? - zapytała ciemnoskóra w niebieskich szortach i białym podkoszulku. Panowie popatrzyli teraz na siebie bo w szóstce przy stole było akurat po równo trzech na trzy. Jakoś tak to zgrabnie samo się ułożyło. Ale jakby obie bękarcice odpadły z tych rachunków to rzeczywiście robiła się jedna kobieta na ich trzech.

- Dobra! Dawno tego nie robiłam z trzema na raz! Cholera! W ogóle tego dawno nie robiłam! To panowie, idziemy do mnie! Aha i lubię jak ktoś się zajmuje moimi stopami. Bierzcie przykład z Lamii. - niespodziewanie Larysa zgodziła się i to w buńczuczny sposób wybuchając wesołym śmiechem. Postawiła dwa dość symboliczne warunki jakie dla całej trójki mężczyzn sądząc po ich minach i okrzykach były jak najbardziej do zaakceptowania.

- No dobra to my będziemy lecieć na górę. I dzięki za wizytę dziewczyny! I za fotki! I widzimy się wieczorem! - Ray, David i Oli podeszli do obu bękarcic i uściskali je na pożegnanie ciesząc się, z takiego zakończenia spotkania. Zwłaszcza jak zanosiło się, że wieczorem znów się będą widzieć i to w jak najbardziej towarzyskich celach. Larysa też pokuśtykała do obu nowych koleżanek aby je uściskać, wycałować i pożegnać.

- A jak dacie radę to interesowałaby mnie jakaś foczka na smyczy. Same widzicie jakie robią furorę. Też tak chcę. Najlepiej taka co się umie zajmować stopami. - powiedziała cicho do obu bękarcic niby składając zamówienie ale brzmiało raczej żartobliwie. Wyglądała na ucieszoną, że wraca do towarzyskiego życia i to tak zaraz na chwilę z kolegami jak i wieczorem z nowymi koleżankami.

Po wyściskaniu, wyklepaniu i wycałowaniu nadszedł czas chwilowego rozstania, gdy Mazzi i Wilson dopingowały gwizdami i zachętami oddział do wspólnej zabawy. Przypomniały im o torbie z wałówką, posłały parę całusów i wydzieliły sprawiedliwie po siarczystym klapsie na rozpęd.
- Do wieczora, sprawdzimy czy się spisaliście przed koncertem! - Patrząc na nich obu cieszyły się pyski i zęby szczerzyły się po ósemki. To teraz tylko załatwić na mieście reszcie spraw i podjechać z powrotem pod kołchoz…
- Ciekawe ile smyczy uda się zorganizować - saper wymruczała prosto w szyję Wilmy, gdy ona też zaczęła ją ciągnąć z powrotem do stolika, gdzie przysiadła na chwilę, aby unieść nogę i założyć na nią utraconą pończochę. Następnie szybko wstała i kąsając usta swojej dziewczyny, ze śmiechem ruszyła do wyjścia, mijając po drodze tłum stołówkowych gapiów. Była w tak dobrym humorze, że nawet im pomachała, rzucając “to do wieczora”, nim nie wypadły obie z Willy prawie z drzwiami na korytarz, na wyścigi ciągnąc się do fury i rozbierając praktycznie po drodze.




Półciężarówka mimo swojej masy i gabarytów oraz lat i zgrzytania kierowana wprawną ręką Wilmy przemierzała ulice Sioux Falls o wiele sprawniej niż drobna osobówka Eve ostrożnie przez nią kierowana. Dynamiczny styl jazdy jaki preferowała Wilson bardziej przypomniał tak jak lubili jeździć Steve lub Ramsay. Teraz na koniec jazdy van zgrabnie i z werwą zaparkował przed apartamentowcem. A po trzaśnięciu drzwiami znalazły się między nim a cukiernią Mario. Już nawet było widać balkon okularnicy na pierwszym piętrze ale w tej chwili był pusty.

- Chcemy coś? - Gwiazdka zapytała Księżniczki wskazując kciukiem na cukiernię.

- No ba - ta potwierdziła zarówno słowem jak i gestem, kiwając krótko głową - Trzeba zamówić dla misiaków słodycze na jutrzejsze śniadanie. Puszczą nas te Bolty z torbami - pomarudziła tradycyjnie, zanim nie podjęła lekkim tonem - Poza tym coś dla Smoka do tej whiskey. I dla twojej ekipy. Złożymy zamówienie, zostawimy talony i szuramy po Amy. Chyba że masz ochotę na pączka przed lodami?

- Nie. Obżarłam się na stołówce. - rudzielec obeszła ich nową furgonetkę i wzięła swoją dziewczynę pod rękę jakby obie były małymi dziewczynkami i tak wesoło weszły do cukierni. - Te whisky to można kupić jak będziemy wracać od Betty. A ja dla swoich to już coś kupię. - powiedziała gdy znalazły się w środku i mogły oglądać co tam się dzieje. I niespodziewanie przy jednym ze stolików rozpoznały Amelię. Siedziała razem z jakąś dziewczyną i indyjskiej urodzie. Rozmawiały o czymś przy porcji kupionych ciastek i serników. A w samo południe to cukiernia była raczej pusta i gości było niewiele.

Obie bękarcice lekko zamurowało. Popatrzyły po sobie, potem po blondi naprzeciwko, ale to nie były zwidy.
- Siema maleństwo! - szybko podbiły do kumpeli, a Lamia objęła ją od tyłu, przytulając mocno i całując w policzek na przywitanie. Potem praktycznie się przykleiła do jej pleców, biorąc w klatkę ramion - pocierała policzkiem o jej policzek - Przeszkadzamy?

- O. Lamia? Cześć. - blondynka wyglądała na zaskoczoną tym nagłym przywitaniem się. Ale wydawała się ucieszona. Po przyjacielsku pocałowała policzek Lamii i przy okazji dało się zobaczyć, że na drugim wciąż nosi spory opatrunek. Chociaż i tak mniejszy niż na początku. Za to druga z dziewczyn jaka siedziała na przeciwko patrzyła jakby nie wiedziała co zrobić. Albo nawet trochę speszona.

- Nie byłam pewna o której przyjedziesz. A chciałam pokazać Shauri tą cukiernię. - powiedziała wskazując na swoją nową koleżankę o ciemnych włosach. Wilma podeszła do stołu ale na razie trzymała się trochę z boku.

- To jest Shauri. Betty ją wczoraj wieczorem do nas przywiozła. Teraz mieszka z nami. Ze mną, w moim pokoju. Bo w twoim to teraz mieszka Madi i Lana. Ale teraz żadnej z nich nie ma tylko my z Shauri zostałyśmy. To zaprosiłam ją tutaj na ciastka. - drobna, młoda blondynka streściła Lamii aktualną sytuację jaka panowała w mieszkaniu okularnicy. W środku dnia nie było się co dziwić, że kobiet pracujących nie ma teraz w domu. Wszystkie kończyły albo po południu albo później.

- Shauri to jest moja koleżanka Lamia. Ona też była w tym samym szpitalu co my. I wcześniej mieszkała z nami tam gdzie teraz mieszka Madi i Lana. - Amy przedstawiła Lamii swojej koleżance. A Mazzi rzuciło się w oczy, że mówi powoli i wyraźnie. Tak jak zwykle mówiło się do małych dzieci albo osób w szoku. Ciemnoskóra dziewczyna wciąż obdarzyła Lamię nieufnym spojrzeniem jakby nie wiedziała czego się po niej spodziewać.

Drugim dzwonkiem alarmowym, a nawet pierwszym w kolejności był sam początek wywodu “jej” blondyny. Ukrywając zdziwienie pod miłym uśmiechem saper przypatrywała się obcej lasce. Lasce, która zamieszkała z Betty u Betty i jeszcze spała z Amelią, więc była bardziej delikatna jak Amy, inaczej wparowała by z buta prosto do dawnego pokoju Mazzi i pary masażystek.
- No hej maleńka, miło cię poznać - uderzyła w wesoły ton, próbując pozbyć się nieufności. Nowa pacjentka w potrzebie, ciężki przypadek. Betty wszak ratowała te najcięższe.
- Masz piękne oczy, mówił ci to już ktoś? - spytała i zaśmiała się wesoło - No pewnie, takie ślepka to jak para diamentów. Nie musisz ich mrużyć, najpiękniejsze będa kiedy się uśmiechniesz o tak - zademonstrowała na sobie pogodny uśmiech po czym nagle poklepała Amelię po ramionach.
- Maleństwo, muszę ci kogoś przedstawić - dodała z przejęciem, odwracając dziewczynę twarzą do rudzielca - To moja kochana Willy, byłyśmy razem na Froncie. Też… też przeżyła i teraz jesteśmy razem, tutaj. Mieszkamy z Eve i Stevem… i - przełknęła ślinę - Pokochasz ją, jest taka jak ty. Jeden z niewielu jasnych punktów które zawsze rozświetlały mi największy mrok spierdolenia jaki mnie otaczał. - wyprostowała plecy, wyciągając do bekarcicy rękę - chodź Willy, chciałabym abyś poznała Amy. To moja młodsza siostra ze szpitala. Ogarniała mnie tutaj na samym początku i gdyby nie ona wolę… nie myśleć gdzie i jak bym teraz wylądowała. I gdzie, ale pewnie gdzieś na cmentarzu. A jakby tego było mało jest najlepszą kucharką po tej stronie pieprzonego Ścieku i jeszcze ani razu nie dostałam od niej patelnią gdy próbowała mnie nauczyć gotować, a to już sukces!

- Cześć Wilma. Miło mi cię poznać. - Amelia po przyjacielsku wyciągnęła dłoń do wojskowej techniczki i przywitały się ze sobą miło. Shauri zaś wyglądała na zdziwioną słysząc komentarz o swoich diamentowych oczach. Miała minę jakby się zastanawiała co to ma znaczyć. Ale skoro trójka kobiet poznawała się i wymieniała się uśmiechami i uściskami to ciemnoskóra nie odzywała się i siedziała cicho jak mysz pod miotłą.

- Ah, coś słyszałam. Lamia mi mówiła i Eve. Same dobre rzeczy. - Wilson uśmiechnęła się odwzajemniając przyjacielski uśmiech dziewczyny z bandażem na połowie twarzy.

- Ale nie będziesz chciała wydłubać mi oczu? A zostawisz mi chociaż jedno? - Shauri odezwała się cicho jakby bała się odezwać głośniej. Ale wszystkie trzy ją usłyszały bo były blisko. Wilma wybałuszyła swoje oczy i zamrugała kompletnie zaskoczona takim pytaniem. Amelia chyba nie była aż tak zdzwioona bo szybko przystąpiła do działania.

- Nie, nie Shauri, spokojnie. Nikt ci nic nie będzie już dłubał ani nic takiego. To jest Lamia. To z nią miałyśmy jechać na lody. Lamia jest przyjaciółką moją i Betty. I dziewczyn też. - blondynka znów mówiła powoli i chyba chciała uspokajająco położyć dłoń na dłoni tej drugiej ale ta cofnęła swoją jakby obawiała się dotyku. Pokiwała głową do słów blondyny ale nie skomentowała ich. Dalej patrzyła na całą trójkę jakby nie wiedziała co jej z ich strony grozi.

- To ja pójdę teraz z Lamią coś zamówić dla nas. A potem pojedziemy na lody. Poczekasz tu na mnie? Wilma z tobą posiedzi. Podejdziemy tylko do lady, nie zostawimy cię. - powiedziała niezmiennym tonem czekając na jakąś reakcję brunetki. Ta wpatrywała się najpierw w nią, potem w pozostałą dwójkę. W końcu skinęła głową. Amelia powoli wstała jakby nie chciała jej spłoszyć i poprosiła Wilson aby zajęła jej miejsce. Coś jej szepnęła do ucha którko a ruda głowa kiwnęła.

- Dobre te ciacha? Mogę jedno? - Wilma wesoło zagadała do Shauri a ta patrzyła na nią i na wskazane ciastka jakby nie bardzo wiedziała o co chodzi. Zaś Amy poprowadziła Lamię do baru jakby miały wybierać kolejne słodkości ale szybko wyjaśniła jej w czym rzecz.

- Betty ją wczoraj do nas przywiozła ze szpitala. Ramsey ją przywiózł. Wiesz który, ten gliniarz co prowadził moją sprawę. Odbił ją z rąk jakichś zwyrodnialców! Oni ją więzili i maltretowali! Używali jak sex lalkę! I Ramsey podejrzewa, że to może być ta sama szakjka co próbowała porwać was. Zanim się Steve i reszta nie wtrącili. No i jak wczoraj Ramsej ją przywiózł to Betty się bała, że weźmie się za przepytywanie jej. To na wszelki wypadek przywiozła ją do nas. No fizycznie to nic jej nie jest. Nie wymaga leczenia. Ale psychicznie to ona się boi oddychać bez pozwolenia. Cały czas mówi, że jest Świnia 28. Wytatuowali jej tak na tyłku! Liczbę! To straszne! Cały czas z Betty i dziewczynami mówimy do niej po imieniu, żeby się przyzwyczaiła. Betty prosiła mnie abym się nią zajęła. Bała się ją zostawić w domu samą aby nie uciekła albo czegoś nie odwaliła. Dobrze, że jesteście. Zabierzemy ją na lody. Od rana gadałam jej o tych lodach aby się przyzwyczaiła. No ale sama widzisz. Aha. Ramsey też przywiózł tego fiuta co ją trzymał. Ale Betty mówiła, że “torchę przedobrzył” jak go stłukł. Więc nie wiadomo czy będzie nadawał się do mówienia. Dzisiaj miał przyjechać albo po nią albo po niego. No i dlatego też Betty zabrała Shauri do nas. - Amelia mówiła cicho ale szybko co jakiś czas zerkając na rozmawiające ze sobą kobiety jakie zostały przy stole. Właściwie to z nich dwóch jak już to Wilma coś mówiła. A Shauri jakby nie była pewna co powiedzieć albo czy w ogóle coś powiedzieć. To milczała.

- Betty ci powiedziała że to o nas chodziło w tym środowym porwaniu, czy Ramsey wyszczekał? - saper ścisnęła kąciki oczu palcami jakby nagle dostała ataku migreny. Pomyśleć że próbowali chronić Amy, a tu chuj. Prychnęła, walczac z ochotą aby wyciągnąc fajka i go zapalić tu i teraz, ale niestety za bardzo szanowała Mario.
- Typ o ksywie Świniak, który lubi blondynki - mruknęła cicho, patrząc na młodszą dziewczynę spokojnie - Dlatego się oszpeciłaś? Aby ktoś taki jak on cię nie porwał? Bo to nie jest dobry czas i świat dla ładnych dziewczyn, pamiętasz? Powiedziałaś mi to w szpitalu pierwszego dnia kiedy zawarłyśmy rozejm i stworzyłyśmy oddział - mówiła nie przestając się patrzeć jej prosto w twarz - Twój były cię wciągnął w kłopoty, czy przez przypadek czy rozmyślnie, a potem spierdolił… chciałabym abyś mi o tym powiedziała - zrobiła krok do przodu - kładąc jej dłonie na ramionach i ściszyła głos - Mnie, nie temu gburowatemu burkowi w zdezelowanej suce. Proszę Amy, jeśli cokolwiek wiesz, albo masz podejrzenia… albo w ogóle uważasz że to niepowiązane, chciałabym abyś mi o tym opowiedziała. Kto wie, może w tym będzie jakiś ślad… do innych takich jak Shari. Ukrytych gdzieś, Bóg wie gdzie, i torturowanych w nieludzki sposób. Powiesz mi, a Ramsaya biorę na siebie, obiecuję.

- Ah, tamto… - Amelia chyba nie spodziewała się, że Lamia wróci do ich pierwszego spotkania na trzeźwo. Gdy obie były już wolne od prochów i mogły ze sobą rozmawiać. Uciekła wzrokiem gdzieś w świat makówek i drożdżówek cieszących oko na wystawie Mario.

- To nie to. To było… Co innego… To przez moją pracę… Ja się tak starałam a oni mnie zostawili… Nawet nikt z nich mnie potem w szpitalu nie odwiedził. Kij im w oko. Zamknęłam tamten rozdział. - wymamrotała markotnym tonem jakby to nie był jej ulubiony temat do rozmów i wspomnień.

- Ale nie Lamia. To są ludzie stąd, z firmy, nie mają nic wspólnego z tymi porwaniami. Przynajmniej ja w to nie wierzę. Ta sprawa z wami i z Shauri to co innego. Ten Ramsey jest jaki jest. Ale myślę, że jest dobrym człowiekiem na dobrym miejscu aby pociągnąć tą sprawę. Jak pitbull. No ale nie kosztem Shauri. Dlatego zgadzam się z Betty, że trzeba jej pomóc i zająć się nią. Można zacząć od tych lodów. - powiedziała już raźniej odwracając się w stronę dwóch kobiet o kilka kroków dalej jakie wciąż siedziały przy ciastkach i stole. Wilma chyba próbowała rozbawić Shauri robiąc jakieś sztuczki z ciastkami obracanymi między palcami. Całkiem zgrabnie jej to wychodziło i rzeczywiście skupiła na sobie uwagę swojej niemej rozmówczyni.

- Firma? Przez pracę? - saper powtórzyła niczym echo i westchnęła - To zostanie między nami, obiecuję. Muszę wiedzieć o co chodzi, aby mieć pełen obraz. Nikt się nie dowie, a ja będę wiedziała co mówić Ramsayowi… i spokojnie, tak jak nie dałam po twoim trupie rozwiązać sprawy, tak nie pozwolę aby po trupie tej biednej dziewczyny ktokolwiek zdobywał punkty w psim wyścigu za złoczyńcami.

- To z moją pracą to nic wspólnego z tymi skurwielami od Shauri. Miałam dobrą pracę. Starałam się. Miałam chłopaka. Przystojny, ambitny, samodzielny. Koleżanki mi go zazdrościły. Miałam dobrego kierownika i szefa co mnie szanowali i liczyli się z moim zdaniem. Doceniali moją pracę. Wszystko było jak w bajce. - blondynka wzruszyła chudymi ramionami a głos ociekał jej cichym smutkiem i autoironią. Jakby już teraz wiedziała, że to była tylko bajka i się otrząsnęła z tych złudzeń.

- Byłam ambitna, pracowita i zaangażowana. Zostawałam nadgodziny byle dokończyć projekt. I liczyłam na awans. Chciałam zostać kierownikiem. Wszystko się zgadzało. Miałam dobrą opinię, podejmowałam samodzielne decyzję, nie popełniałam rażących błedów, konsultowałam się z innymi działami. Wszystko się zgadzało. No i jak się zwolniło miejsce to byłam pewna, że to ja zostanę nowym kierownikiem. A został nim Adrian. Mój chłopak. - powiedziała cichym tonem i mimo to nadal gdzieś pomiędzy słowami dało się wyczuć tą ogromną żółć i złość jaka ją musiała wówczas ogarnąć gdy się o tym dowiedziała.

- Nikt mnie nie rozumiał. “O co ci chodzi Amy? Przecież Adrianowi się to należało. Jest dobrym kierownikiem. Nadaje się. I chodzicie ze sobą. Nie cieszy cię jego awans? Przecież wszystko zostaje u was w rodzinie.”. I tak dalej. Bo byliśmy już zaręczeni. Mnie się nawet ślub roił. A się mnie tak pytali jakbym była małą, zawistną, zimnokrwistą suką chciwą władzy. Zwisa mi to stanowisko. Ale mogli mnie nie mamić, że jak będę się starać i będę pracowita to dostanę tą fuchę. Więc jak się starałam i byłam pracowita uważałam, że mnie to się należy. Bo tak jakby mnie to obiecali. A nie Adrianowi. - powiedziała z wyrzutem i widocznie nadal nie zmieniła zdania w tej kwestii. Nawet jeśli już tamte emocje mocno zbladły i mogła mówić o nich spokojnie. W miarę spokojnie.

- Pytam się szefa działu co tu jest do cholery grane. Wściekłam się. Wygarnęłam mu. A im bardziej się wściekałam t docierało do mnie, że tylko potwierdzam ich opinię. Że mają mnie za jakąś szurniętą. Więc wściekałam się coraz bardziej. W końcu szef działu powiedział mi, że jak mnie “motywował” to ja kiedyś tam otrzymam to stanowisko. No ale po prostu nie teraz. Teraz dostał to Adrian. Pytam się chujka czemu jak mnie motywował to mi o tym nie powiedział. A on się tak do mnie mentorsko uśmiechnął z wyższością jakby był nie wiadomo jakim mądralą i powiedział, że tak działa system. Tak działa firma. I jak popracuję tu dłużej to zrozumiem. Docenię. I sama będę tak robić. Dałam mu w pysk. I wyszłam. Potem w domu rozmawiałam z Adrianem. Przekonywał mnie i przepraszał. Wściekł się, że uderzyłam szefa. Ale właściwie mnie przekonał. Potem kochaliśmy się. Szybko i gwałtownie. Jak na początku. Poprosiłam go aby mnie obsikał. Kręci mnie to. Zrobił to. I był pod wrażeniem. Nie spodziewał się tego po mnie. Ale spodobało mu się. Mnie też. No i myślałam, że jednak to tylko kryzys. Że będzie dobrze. Że zostanę tam i będę taką cwaną suką jaką tam trzeba być aby do czegoś dojść. - Amy mówiła szybko i cicho. Emocje stopniowo przejmowały nad nią kontrolę i znów dawała znaki wzburzenia, rozpaczy i desperacji jakie wówczas nią targały. Tylko teraz jak już znała koniec tej historii to była ona podszyta gorzką autorionią.

- A potem był ranek. Ubieramy się do pracy. Ja mu robię jajecznicę, kanapki i gofry na drogę. Bo on miał wtedy wyjazd w trasę. Dużo jeździ za miasto. Często go nie ma. No i się ubieramy i ja coś tam zaczęłam mówić. Już nawet dokładnie nie pamiętam co. Coś o tym awansie. Kiedy bym mogła na to liczyć, że jak on teraz został kierownikiem to może by nam było łatwiej. Przecież wie, że ja się nadaję na to stanowisko. I jestem w te klocki lepsza od niego. Bo on właśnie dużo wyjeżdża a ja nie więc na miejscu mam lepszą orientację. A on się tak do mnie ładnie uśmiechnął, pogłaskał mnie po twarzy, pocałował i myślałam, że powie mi coś miłego. Albo chociaż takie “no zobaczymy”. Cokolwiek. A on powiedział, że jestem tylko ładną laleczką i żebym się nie wychylała i robiła to co mi każą. On i kierownik. I, że kierownicze stanowiska nie są dla bab i żebym nie robiła więcej histerii jak wczoraj. I wyszedł. I pojechał. A ja zostałam sama. No jakby mi zdzielił w żołądek. Czułam się taka pusta, że nawet się nie wściekałam. Już nie pamiętam jak ale wróciłam do kuchni. Ta gofrownica jakoś wpadła mi w oko. Wciąż była gorąca. Więc zabrałam im tą ładną laleczkę. To nie jest świat dla ładnych laleczek. Więc nie chcę tam wracać. Olać ich. Ale to nie oni Lamia. Sama to sobie zrobiłam. Ale przez nich. Rozumiem, że Ramsey mógł podejrzewać Artura albo kogoś z nich. Ale to nie oni. I nie wierzę, że wyłapują jakieś dziewczyny aby robić z nimi to co z Shauri. To co innego. - powiedziała na koniec jak to było z jej historią po jakiej wciąż miała zeszpeconą twarz. I chyba jej ulżyło bo spokój znów wrócił na jej lico. Popatrzyła jeszcze dookoła jakby zastanawiała się czy coś jeszcze dodać ale chyba nie znalazła. Bo wzruszyła swoimi ramionami i uśmiechnęła się blado do swojej szpitalnej kumpeli.

Nastała cisza, przedłużająca się do tego kulminacyjnego momentu, kiedy w starszej sierżant coś zwinęło się i pękło z hukiem, sypiac szrapnelami dookoła. Sama nie wiedziała co się stało najpierw: czy jęknęła z ulgą że jednak żaden pierdolony zwyrol nie polował na jej maleństwo, czy ze smutku ile maleństwo wycierpialo przez bandę zjebów, choć nie takiego kalibru jak skurwysyn polujący na dziewczyny i zmieniający je w cholernie wieprzowe numery. A może najpierw porwała drobniejszą dziewczynę w ramiona i nie przycisnęła do siebie, chcąc schować przed zewnętrznym światem. Oparła czoło o jej ramię, zaciskając palce na drobniejszych barkach. Trochę trwało nim nie podniosła głowy i nie pocałowała Amelii w środek czoła.
- Dziękuje że mi powiedziałaś - wymruczała jej gdzieś w czubek jasnowłosej głowy, kołysząc ją w ramionach. Masz całkowitą rację, jebać ich. Jesteś od nas, któryś z tych cweli do ciebie podbije to się im zrobi zbrodnię wojenną. Jezu Amy… - westchnęła, a potem wyprostowała się, patrząc z uśmiechem prosto w twarzyczkę blondi - To co, pomożesz mi wybrać coś dla misiaków i Tygryska? Rano jedziemy do Waters na środowe śniadanie… i tylko z tygodnia na tydzień coraz więcej Boltów mamy wbitych w książeczkę wojskową - uniosła teatralnie oczy ku niebu miną “puszczą nas z torbami” - Zamówimy i lecimy na lody. Bez obaw, będę delikatna.

- O. No tak. Bo wy w środy jeździcie do Steve’a. No tak. To chodź, coś mu wubierzemy. - Amelia dała się wyściskać i wycałować. Jak kochana młodsza siostra starszej kochanej siostrze. Potem jakby nigdy nic zaczęła wybierać makowce, ciastka i drożdżówki jakby właśnie po to tu przyszły. W końcu wróciły do Wilmy i Shauri a ruda pochwaliła im się, że Shauri pozwoliła jej wziąć jedno ciastko. Ta zaś chyba chociaż z Wilmą się oswoiła na tyle, że nie miała już miny jakby dumała czy już zrywać się do ucieczki czy jeszcze chwilę poczekać. Ale dalej dało się wyczuć, że jest nieufna i spięta. Bliskość drobnej blondynki wydawał się uspokajać.

- Chodź Shauri teraz pojedziemy na lody. Tam pracuje nasza koleżanka. Jamie. Ona też jest naszą przyjaciółką i Betty. Jest bardzo miła i sympatyczna. I serwuje najlepsze lody na mieście. - Amelia wskazała na furgonetkę dziewczyn za oknem jak już wiedziała czym będa jechać. Ale pytała ciemnoskórą dziewczynę o zdanie. A na niej imię okularnicy zdawało się działać jak talizman. Jakby pielęgniarka ze szpitala miejskiego co była wręcz znana ze swojej surowości i oschłości kojarzyła jej się z czymś kojącym. W końcu Shauri skinęła głową i Amelia ostrożnie wzięła ją za rękę i poprowadziła jak młodszą siostrę w stronę vana. I chwilę później już we cztery jechały przez miasto. Tym razem Wilson chyba już wyczuwając sprawę jechała znacznie wolniej i łagodniej jakby nie chciała wystraszyć Shauri jakimiś gwałtownymi manewrami. Aż zajechały przed najlepszą i najsławniejszą lodziarnię w mieście. A tam niespodziewanie spotkały za ladą Jamie. Chociaż ta powinna tu pracować tylko w weekendy.

- O! Cześć dziewczyny! - długowłosa Latynoska preferująca tylko kobiety przywitała ich od progu ledwo przeszły przez drzwi.
 
__________________
A God Damn Rat Pack
'Cause at 5 o'clock they take me to the Gallows Pole
The sands of time for me are running low...
Driada jest offline