Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-09-2021, 02:20   #244
Driada
 
Driada's Avatar
 
Reputacja: 1 Driada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputację
Wtorek; wieczór; garaż “The Palantas”; koncert

Wesoła wycieczka minibusem przez miasto wydawała się być odporna na kaprysy pogody. Dzień miał się już ku końcowi i wciąż lało jak z cebra. Ale mieszanemu towarzystwu kompletnie to nie przeszkadzało. Słychać było śmiechy i żarty nawet jak jeszcze nikt nie łyknął nawet kropli alkoholu. Jak Wilma zdała Eve relację jak się z Olim ustawiły na jutro ta właśnie siedziała frontem do Larysy i gościła między udami jej stopę. Ku obopólnej uciesze ich obu i satysfakcji reszty towarzystwa. Na wieści z szoferki krótkowłosa blondynka zamyśliła się na chwilę.

- To wiecie co? To ja też się jutro urwę i pomogę wam. Tylko będę musiała po Wild Water zajechać do biura aby im powiedzieć, że mnie nie będzie. A potem mogę jechać z wami. - powiedziała ochoczo zgłaszając się do planów na jutrzejszy dzień. Na razie jednak van minął miejski szpital w którym wcześniej leżała i Lamia, i Roy, i Dave a na co dzień pracowała pewna surowa siostra przełożona w okularach jaka trzęsła całym oddziałem rehabilitacji. Ale o tej porze pewnie już była w domu. Chwilę później van zjechał w jakąś boczną bramę prowadzącą do zdezelowanego magazynu. W oknach obiecująco paliły się światła. Ale, że były wysoko to nie dało się z ziemi zajrzeć do środka. Przed magazynem stało więcej wozów niż zazwyczaj a do wnętrza zapraszały otwarte drzwi i odgłosy muzyki. Czy raczej strojenia instrumentów.

W całym tym rozgardiaszu Lamia wydawała się zamyślona, patrząc gdzieś w dal poprzez szybę na garaż i chyba trochę poza niego. Dźwięki gitary coś przypominały, wspomnienia kotłowały się na krawędzi widoczności ale nie wychodziły. Ot siedziały nie dawały o sobie zapomnieć. Wypadało więc się skupić na czym innym, bardziej przyziemnym.
- Jechać po śniadanku na Tygrysku do ratusza żebyś dała DWŻ’ta? - spytała blondynki wciąż patrząc w ten sam punkt. Dobry pomysł, obecność blondi dużo ułatwi i pomoże.
- Do ratusza… - powtórzyła, a potem wciągnęła ze świstem powietrze, obracając twarz w stronę fotograf - To pójdziemy z Gwiazdką ci potowarzyszyć - przeniosła wzrok na Wilmę - Kociaczek ma jakieś prącia w robocie co tam potrzebują aby im podbić oczy argumentami coby łapy i wszelkie wypustki trzymali nam od Kociaczka z daleka bo kurwa łapy mu się odgryzą przy samej jebanej dupie - wyszczerzyła ząbki w uśmiechu - Odjebane jak woźne w dzień nauczyciela i tak będziemy, a spod ratusza blisko na bazar po klamoty i ten adres od Oliego.

- Taakk? - brwi rudowłosej skoczyły do góry słysząc co jej pierwsza dziewczyna powiedziała o drugiej. Druga zaś pocałowała stopę Larysy, puściła ją grzecznie i odwróciła się teraz aby być przodem do szoferki.

- Oj to tylko tam takie głupie gadanie. Nie ma co się przejmować. - fotograf w obroży wychyliła się przez ramę oddzielającą kufer od szoferki jakby nie chciała robić swoim dziewczynom jakiegoś kłopotu jutro rano.

- A chciałabyś, żebyśmy tam pojechały i poszły z tobą? - zapytała blada plama twarzy kierowcy która rozglądała się za miejscem do zaparkowania na tym zagraconym podwórzu.

- No tak. Byłoby mi miło. Pochwalić się z kim chodzę. Szkoda, że Steve’a nie będzie. On to w ogóle by wszystkim pozamykał gęby jakby się tylko pojawił. - blondynka uśmiechnęła się ciepło na taką myśl i chętnie przystała na taki pomysł.

- No tak. Pewnie tak. Na jego widok to nie tylko nam miękną kolana. Pewnie nawet by nie musiał wiele mówić. - głowa Wilmy pokiwała się gdy też się uśmiechnęła na myśl o wrażeniu jakie potrafił wywołać kapitan specjalsów z jakim chodziły. I zaczęła parkowac vana tuż przy wejściu. - Tu was wyrzucę a potem zaparkuję i do was dołączę. Szkoda byście mokły. - powiedziała zatrzymując się o dwa kroki od otwartych drzwi.

- Dzięki Gwiazdko - saper z wdzięcznością pocałowała kierowcę prosto w ten słodki dzióbek, ale zanim zaczęły wysiadać spojrzała na Eve.
- Steve kończy w piątek wieczorem - rzuciła patrząc na reakcję blondynki, a kątem oka patrzyła na rudzielca - Możemy się z nimi umówić pod ratuszem w lodziarni. Widziałam że mają też gorącą czekoladę. Zabierzemy nasze dwa bolty na lody i czekoladę, a potem na chwilę wpadniemy do ciebie do roboty przed zamknięciem redakcji - wzruszyła ramionami jakby to było całkowicie do ogaru, choć jeszcze nie gadała o tym z Tygryskiem. Czuła jednak że się zgodzi, był przecież taki kochany i dbał o te swoje babskie stadko.
- Poprosimy go o to jutro rano - teraz zaczęła się pełnoprawnie szczerzyć - Nie wiem jak wy, ale jakby trzy takie jak wy mnie zaatakowały z rana, wysiedziały jajka i do dziobka karmiły to by mi serduszko zmiękło. Poza tym… a chuj - machnęła ręką - Przecież to Tygrysek, na pewno się zgodzi.

- Ano tak! W piątek wieczorem! No racja! Jej, żeby tylko te moje głąby jeszcze byli w pracy! Ale Lamia, jesteś genialna! Kocham cię! - Eve krzyknęła zachwycona takim pomysłem, wstała na ile mogła, wychyliła się do szoferki aby objąć i uściskać swoją czarnowłosą dziewczynę i cmoknąć ją mocno w usta.

- Ciebie też! No i Steve’a oczywiście! - zaśmiała się ściskając też ich kierowcę i całując podobnie. A po chwili trzeba było otworzyć boczne drzwi i wyjść na ten deszcz. Jednak dwie parasolki i ledwo dwa kroki do otwartych drzwi to nie była wielka przeszkoda. Wilson jeszcze im machnęła rączką na pożegnanie i powoli ruszyła szukać jakiegoś miejsca do zaparkowania. Pozostała grupka skoncentrowała się przy wejściu i mieli już wgląd na to co działo się wewnątrz.

A to kiedyś był pewnie jakiś magazyn albo hurtownia. Długie pomieszczenie z małymi oknami pod sufitem. W większości obecnie nadal zajmowała go pusta przestrzeń. Pod ścianami i dźwigarami stały czasem jakieś graty. A tam, w przeciwnym końcu hali pęczniał pstrokaty tłumek. Może dwa lub trzy tuziny gości jakie zdołały jakoś się dowiedzieć i przybyć na ten improwizowany koncert. I gdzieś pomiędzy nimi widać było kawałek perkusji, ktoś tam chyba stał czy chodził. Wszędzie dominowały skórzane kurtki, podarte podkoszulki i parę nastroszonych irokezów.

- No! I to są moje klimaty! Wreszcie jak w domu! - zawołała wesoło motocyklistka chłonąc tą atmosferę nawet jeśli koncert się jeszcze nie zaczął.

- Co ty pierdolisz Di? W domu jeszcze trzeba było uważać na kule i czujniki blaszaków! - saper zaśmiała się wesoło, czując jak jej uśmiech zaczyna już przypominać uśmiech zębatego rekinka idąc śmiało przed siebie. Nie pasowały tu na pierwszy i nawet drugi rzut oka, z drugiej strony do cholery były na punkowym koncercie, gdzie raczej mocno wywalone ludzie mieli na konwenanse wszelkie.
- Spójrzcie na nich, już te druty szarpią chociaż jeszcze nie zaczęli - ciągnąć dziewczyny i chłopaków szła w kierunku sceny chcąc namierzyć palantów albo ironów i dalej zobaczyć czy przypadkiem im się żaden palant nad palantami nie zagubił.

Reakcja na pojawienie się grupki Kosmicznych Kociaków w pełnej krasie była bardzo podobna do tej jaką niedawno wywołały w domu weterana. Niedowierzanie i szok. Oraz zaciekawienie i fascynację. I jeszcze mieszaninę zazdrości i podziwu. Jakby skądeś na ziemię zstąpiły jakieś anioły albo diablice. I w drugą stronę też to działało podobnie. Byli pacjenci szpitala miejskiego czerwienieli jak indory z tej radości, że idą wspólnie z taką gorącą laską jak Diane. Larysa ponownie mogła się nacieszyć prowadząc Eve na smyczy a tej ponownie to cholernie odpowiadało. A i jeszcze obie kurierki poprzedzające Lamię i Olivera też dopełniały obrazu nawet machając komuś rączkami jakby naprawdę były gwiazdami jakiegoś show.

- Rozstępują się przed nami jak morze. - roześmiał się rozbawiony serwisant ale tak właśnie było. Weszli w sam środek tego tłumu a wszyscy im ustępowali z drogi. Ale reakcję były żywsze i bardziej spontaniczne niż w domu weterana.

- Hej, zobaczcie jakie foczki przyszły! - zawołał jakiś typ w skórzanej kurtce rechocząc się z dzikiej radości na te seksowne ślicznotki jakie przyszły na koncert. Ktoś gwizdnął ktoś to podchwycił.

- O. Tam jest Tina! - Di odwróciła się do nich pokazując na nową znajomą jaką poznały wczoraj w “41” a dziś po wyburzaniu ściany pojechała z chłopakami pomóc im z koncertem. A koncert był już chyba prawie gotowy. Nie było żadnej sceny ani barierek. Więc granica między muzykami a publicznością była dość iluzoryczna. Po prostu przy ścianie były rozstawione instrumenty a przy nich zasiadała mieszanina “The Palantas” i “Iron Fist”. No i był albo wylazł zwabiony przez te gwizdy, ochy i achy sam największy palant w tym mieście.

- No, no… Ale mieliście wejście. Lepsze niż my. A wydawało mi się, że to my mamy być gwiazdami wieczoru. Dobrze. Skupicie na sobie ich uwagę to może zapomną rzucać kamieniami i butelkami. - Rude Boy wyszedł im naprzeciw i zatrzymał się przy tej symbolicznej granicy estrady. Obrzucił ich ciekawym spojrzeniem i chyba mu się podobało to co widział jak można było sądzić po błysku w oku.

- Och RB nie przejmuj się! - saper oddała swojej siostrze smyczki i podeszła pod drugą stronę graniczną. Wyciągnęła rękę, kładąc ją na piersi muzyka i poklepała powolnym ruchem.
- Zanim zaczniecie szarpać te druty widownia już dawno się znieczuli na tyle, że twoja gra będzie im nawet przypominać coś jakby… - wydęła usta w dzióbek, udając że się zastanawia, a jej palce drapały skórę gangera przez koszulkę ni to celowo, ni to przypadkiem.
-.... muzykę - dokończyła wreszcie, chichocząc uroczo - Ale nie bój się, wszelkie nietrafione tony będziemy zagłuszać piskiem, bo co to za koncert bez rozpalonych fanek pod sceną piszczących do swojego idola… poza tym wyjdziesz się tu przywitać porządnie czy będziesz zgrywał systemowca co sie nie brata z plebsem z widowni? - zakończyła pytaniem raczej retorycznym, zapraszająco rozkładając ramiona.

Objął ją i uściskał mocno. Mogła poczuć bijące od niego ciepło rozgrzanego ciała i zapach papierosów. Trzymał ją mocno i bez oporów jakby pewnie każda jego fanka chciała aby się z nią tak właśnie witał. I to na oczach innych!

- Świetnie wyglądasz w tym czerwonym. I na górze i na dole. Ładny materiał. No ale nie tylko materiał. - powiedział jak puścił ją i przyjrzał się z bliska. Sprawdził na dotyk ten czerwony materiał. Jakimś dziwnym zbiegiem okoliczności na krańcach dekoltu więc przez chwilę Lamia mogła poczuć jego palce właśnie w tym miejscu. A on uśmiechał się bezczelnie jakby nic wielkiego się nie działo.

Potem niejako dostrzegł resztę grupki. To przywitał się ściskając Eve i Di. Chłopaków pytał jak leci i klepnął ich po przyjacielsku w ramię. Zaciekawił się Larysą jak się nieco zawstydzona przyznała, że pierwszy raz jest na koncercie i trochę tak zabrzmiało to niepewnie jakby nie wiedziała czego się spodziewać.

- Nie dygaj. Jak chcesz to możesz tam sobie klapnąć. Tam chodzimy na szluga i takie tam. - powiedział wskazując na boczną stronę “sceny” przy jednej ze ścian gdzie chyba było miejsce dla obsługi technicznej. A przynajmniej jakby to był bardziej oficjalny koncert to tak by było.

- Świetne kostiumy macie dziewczyny, naprawdę świetnie. Świetnie w nich wyglądacie. Bo wy chłopaki to takie brzydale jak my wszyscy. To wiadomo. - powiedział z bezczelną beztroską jak już mniej więcej ogarnął kto doszedł a w międzyczasie Wilma zdążyła do nich wrócić to też się przywitali.

- Ale z tym piciem to może być trochę ciężko. No mieliśmy trochę zajęty dzień to nie było co skołować. Iron z chłopakami pojechał do Garry’ego po browar. Powinni zaraz wrócić. Dlatego czekamy z koncertem. - wyjaśnił RB jak to się stało, że jeszcze nie zaczęli grać.

- A w ogóle co z tą ścianą? To tak miało być? Bo no ja z rana to trochę słabo pamiętam co tam mówiłaś do mnie. - zapytał ponownie zwracając się do Lamii.

Gdzieś podczas poznawania reszty oddziału Mazzi wyłapała wzrokiem wzrok swoich dziewczyn i czekała na dogodny moment a ten się wreszcie nawinął wraz z bezczelnie pozytywnym pytaniem punka.
- Oj RB, no właśnie tak, dokładnie tak to miało lecieć! Dziękujemy, zrobiliście kawał solidnej roboty - saper ucieszyła się wyraźnie i pełna werwy podkicała te dwa kroki, wieszając się mu na szyi i całując wdzięcznie w każdy z policzków.
Zaraz też z prawej flanki zaczęła go osaczać druga bękarcica.
- Słyszałyśmy że ich pogoniłeś i zainspirowałeś - dodała wdzięcznym i szczerze wzruszonym tonem, robiąc miejsce aby z lewej strony oflankowała cel Eve. Trzy pary kobiecych rąk jak na zawołanie zaczęły jeździć po torsie, ramionach i twarzy szarpidruta, a te które akurat nie całowały go grzecznie w policzek, całowały się między sobą tuż przed jego nosem.

- Jasne. Nie ma sprawy. Żaden problem. - gitarzysta i wokalista i lider “The Palantas” pokiwał głową ale te wszystkie rączki jakie lądowały na nim albo na tej drugiej tuż przed nim i jeszcze jak to Lamia się na przemian całowała z Wilmą lub z Eve i to tak na wyciągnięcie ręki sprawiło, że muzyk zrobił się jakiś taki jakby rozkojarzony. Za to widownia dała do wiwatu.

- Rude Boy, jesteś naszym największym i najlepszym idolem! - Eve oświadczyła uroczyście nim objęła go i ponownie nie pocałowała. Tym razem w usta. Chociaż był to całus a nie pełnoprawny pocałunek. Uwagę ich i widowni przykuło jakieś zamieszanie od strony miejsca gdzie stały instrumenty. Punkowiec odwrócił się a widownia zawyła z entuzjazmu.

- Piwo! Mamy piwo! Jest piwo! - wydarł się Iron trzymając dumnie aluminiową baryłkę z piwem. Po nim weszło jeszcze kilku innych mężczyzn każdy z jednym, podobnym pakunkiem. Przy nich drobna blondynka z dredami wydawała się jakby zagubiona i nie na miejscu. A na twarzy Val wykwitł uśmiech jak niespodziewanie rozpoznała nie tylko swojego idola punk rocku ale też i swoje kumpele jakie go otaczały.

- Cześć dziewczyny! Wow! Ale świetnie wyglądacie! - zawołała kelnerka z “41” podchodząc do nich bliżej i korzystając z chwili gdy beczki browara chwilowo odwróciły uwagę większości muzyków i publiczności.

Zaraz otoczył ją krąg roześmianych kobiet, ściskając po kolei, a gdy pierwsze powitania poszły im sprawnie, równie sprawnie przeszli do reszty.
Na pierwszy rzut poszła jednonoga weteranka, którą przy podejściu saper czule cmoknęła na powitanie.
- Zobacz Val jakie cudo się udało wykopać z kołchozu- powiedziała wesoło - Ma na imię Larysa i coś czuję że bardzo, ale to bardzo się polubicie - nachyliła się dredzikowi do ucha i dodała teatralnym szeptem - Uwielbia jak się jej dobrze dba o nogi i obuwie. Tego tutaj przystojniaka chyba nie muszę ci przypominać co - wskazała na Oliego i też dodała konfidencjonalnie - Ten po prawo to Rambo, po lewo jest Roy. Kumple ze szpitala i ponoć dobrze sobie radzą w duecie. Chłopaki, to moja ptaszyna Val - przedstawiła chłopakom spod dawnej trzynastki kolejną foczkę - Kręci kuperkiem w “41” więc jak nie będzie teraz mogli spać po nocach z wrażenia to wiecie gdzie jej szukać.

Val aż zamrugała rzęsami jak usłyszała na ucho co lubi ta zgrabna czekoladka jaką jej właśnie przedstawiono. I jakoś nie dała rady aby nie spojrzeć w dół w kierunku jej butów. Potem jednak jak Lamia przedstawiała jej resztę towarzystwa trochę ją to odciągnęło od tego interesującego celu. Ale i krótkowłosa weteran z jednym sztucznym okiem patrzyła z zaciekawieniem na kelnerkę.

- I ty jesteś Val? Miło mi cię poznać. Na żywo znacznie ładniejsza niż na zdjęciu. - wyglądało na to, że blond dredziara też przypadła drugiej stronie do gustu chociaż tym pierwszym wrażeniem.

- Robisz w “41”? To my wiemy gdzie to jest. To może wpadniemy tam. Dobrą szamę macie? - Rambo pytał jakby też mu się spodobała drobna kelnerka. Przy niej wydawał się znacznie większy. Jak zresztą taki się wydawał gdy stał przy większości kobiet.

- Tak, mamy bardzo dobrą szamę. I zapraszam was serdecznie. Zwłaszcza ciebie. Mamy otwarte do późna to nawet po północy możecie do nas przyjeżdżać. - pracownica Garry’ego wyróżniła w tym zaproszeniu Larysę ale nie pominęła też chłopaków.

Rozmowa z Val i o Val jeszcze chwilę trwała. Ona i Larysa tak się momentalnie zgrały ze sobą, że jak się okazało, że weteranka ma kłopoty z mobilnością i opuszczaniem domu weterana to kelnerka ochoczo zaoferowała się, że ją odwiedzi. O ile ją wpuszczą. No i w dzień bo wieczorami pracuje. I prawie od ręki obie się umówiły na jutrzejszą wizytę w pokoju Larysy przed robotą. Ale w końcu padło pytanie co sama Val tu robi.

- Garry mnie wysłał abym podłączyła te beczki. No i mam dopilnować aby wróciły do nas i nikt inny przy nich nie majstrował. - wyjaśniła kelnerka z wyczuwalnym żalem, że jest tu w sumie służbowo a nie dla przyjemności. A beczki ustawiono pod ścianą i tam też zaczęła się robić gęstwa jakby spora część widowni i muzyków chciała zamoczyć dzioba w świeżym browarze.

Kobieco-żołnierska grupa też udała się w tamtą stronę, ciągnąc do wódopoju jak po sznurku.
- To co, odstawisz beczki i lecisz z nami na afterek, co nie? - sierżant popatrzyła na kelnerkę radośnie - Moglibyśmy zrobić powtórkę… choć mniejszą … albo i zostać tutaj lub się do “41” przenieść. Garry na pewno by nie narzekał na bandę pianych punków kupujących u niego alkohol. Albo lecimy do nas na afterek - wzruszyła pogodnie ramionami. Dla niej każda opcja była spoko.

- Afterek? - szły we dwie ku gromadzie punkowców. Tym razem zaszły ich od tyłu ale też jakoś nikt im nie blokował drogi jak tylko zorientował się, że chcą go czy ją minąć. Kelnerka zaś zatrzymała się czekając aż Ironi i Palanty się nacieszą i nabajerują z tych browarów.

- Oj Lamia z wami to zawsze i wszędzie! I w każdej pozycji! - roześmiała się wesoło kelnerka a widząc, że to mierzenie sobie browarów jeszcze mężczyznom trochę zajmie ustawiła się frontem do Mazzi aby mogły swobodniej rozmawiać.

- To znaczy teraz to ja muszę być tu za barmankę i pilnować tych browarów. Garry mnie zabije jak nie wrócę z wszystkimi beczkami albo któraś będzie rozwalona. To tak trochę jestem tu uwiązana. Ale po koncercie… Możemy pojechać… Do was albo do nas… Tylko te beczki musiałabym jakoś odstawić do “41”. No albo gdzieś zamknąć tutaj. Będą już pewnie puste to nie będą takie ciężkie. I jak to będę miała z głowy to potem mogę z wami balować do białego rana! A kto to jest ta Larysa? Wygląda mi na bardzo gorący towar! - blondynka dumała na głos jak to można by zorganizować ten koniec wieczoru tak aby mogła wywiązać się ze zobowiązania wobec Garry’ego a jednocześnie załapać się na imprezę w swoim ulubionym towarzystwie. No i zapytała o nową koleżankę jaka na niej zrobiła bardzo oszałamiające pierwsze wrażenie.

- Pojedziemy do was, wszyscy razem i w jednym tempie - opowiedziała po chwili namysłu i dodała - Lepiej mieć kontrolę nad imprezą, a pamiętam że Garry ma całkiem wygodne zaplecze jakby ktoś się pointegrować bliżej. Zresztą da nam to kontrolę nad imprezą, choćby symboliczną. Rano musimy wcześnie wstać żeby jechać do Tygryska więc nie możemy chlać do czwartej rano bo tak siara jechać do niego ledwo się na nogach trzymając. - sapnęła krótko, a potem nachyliła się nad kelnerką - To weteran, z mojego kołchozu. Jeden z tych wyjątków potwierdzających regułę o tej geriatrii. Coś czuję że będzie się z nami bujać częściej, na imprezę Halloween też ją zaprosimy, no nie? - zawinęła dredziarę pod ramię - Cieszę się że do niej wpadniesz jutro. Niedawno dopiero wstała na nogi, przyda się jej pomoc przy rozchodzeniu protezy. Żeby potem śmigała niczym rącza gazela razem z nami wszystkimi, nie? Przyznaj, że zajebiście byłoby z nią balować regularnie.

- Oj tak! Ta buzia, cycuszki, nóżki no stóp jeszcze nie widziałam ale jak ma takie jak całą resztę no to mam cichą nadzieję, że już dzisiaj będę miała okazję się nimi pobawić bo ta nowa czekoladka wygląda na strasznie gorącą i słodziutką! - Val roześmiała się wesoło i sądząc po głosie, uśmiechu i spojrzeniu to zdążyła się nakręcić na te zabawy z Larysą i resztą imprezy na całego. Odwróciła się za plecy aby zobaczyć czy jest już potrzebna przy beczkach ale panowie chyba mieli etap profesjonalnej wymiany opinii o browarze. Czy tym co był w właśnie w beczkach czy innym to już nie dolatywało do blondynki i czarnulki.

- Dobra to po koncercie zwijamy się do Garry’ego. Zwiedzimy sobie pięterko. Ja zostawię te beczki to będę miała spokojną głowę. A to byście chciały wracać do siebie jakoś w nocy, rano czy od razu jedziecie na koszary? - kelnerka przyjęła plan działania Lamii jak swój i jeszcze tylko była ciekawa kilku porządkowych rzeczy.

- Tak, naprawdę gorący towar - saper skwitowała słowa Val kiwaniem głowy i zaśmiała się serdecznie. Tak oto przy następnym babskim spotkaniu u Betty pojawi się jeszcze jedna dusza, ku uciesze i radości obu zainteresowanych stron.
- Musimy się zwinąć w nocy, jakoś o 3 najpóźniej - dodała tonem wyjaśnienia - W domu mamy wszystkie ciuchy i mazidła, wannę do szorowania latawic. Alfa też lepiej żeby nie zostawał sam, jest jeszcze malutki. Od E jest bliżej pod jednostkę, a i tak będziemy nadkładać trasy żeby zajechać do Mario po odbiór zamówienia… no i jeszcze lody musimy z domu zabrać - jęknęła boleśnie, równie zbolały wzrok wieszając na blondynie - Wiesz ile misiakowe głodomory potrafią opierdolić, a jest ich dwunastka… nawet trzynastka bo Cesowi też coś zamówiliśmy u Mario żeby się pokrzywdzony nie czuł. Poza tym jeszcze się spakować trzeba i niczego nie zapomnieć, choćby zdjęć z imprezy. Parę ich już Kociaczek wydrukował to polecą na jednostkę. Niech sobie chłopaki przypomną nas i zatęsknią… a w niedzielę wieczorem i tak wpadamy na drinka do Honolulu, więc jak masz ochotę znajdziesz nas w tej sali co zwykle… ale to potem. Teraz chodź - pociągnęła ja w stronę beczek - Wiem że jesteś w pracy, ale praca na trzeźwo jest wbrew karcie praw obywatelskich i prawom człowieka.

- To was pracowita noc czeka. Ale nie sądzę aby koncert trwał do północy. Pewnie skończą wcześniej. - odezwała się dredziara współczującym tonem jak wysłuchała całej litanii jaka trójka dziewczyn Krótkiego miała do załatwienia na wieczór, noc i rano. Dała się złapać za rękę i razem podeszły do beczkowatej gromady. Z bliska kelnerka nawet przyspieszyła i wyprzedziła Lamię bo wyglądało jakby Iron coś kombinował z zamknięciem jednej beczki.

- Chyba mi tam nic nie grzebiecie co? - zapytała drobna blondynka z pogodnym uśmiechem i łagodnym tonem.

- O! Tu jesteś! No weź to otwórz bo ludzie czekają o suchym pysku. - Iron wstał i odsunął się od beczki.

- Dobra to Val już to ogarnie. - Rude Boy klepnął go w ramię dając znać, że jak przyszła specjalistka od takich spraw to beczki są w bezpiecznych rękach. A dredziara rzeczywiście zajęła miejsce Irona i całkiem szybko podpięła przenośny kranik pod beczkę i chwilę potem bar został otwarty.

- Panie i panowie! Punki i punk girls! Piwo za darmo dla wszystkich! - Iron wziął mikrofon do ręki i swoim ogłoszeniem wywołał kolejny aplauz publiczności. Val znalazła się w istnym oblężeniu pod zmasowanym atakiem wyschniętych gardeł. A gdy te zwilżane kolejnymi porcjami piwa nieco się rozwydrzyły rzuciły hasło jakie powtarzało się na wszystkich koncertach Rude Boy’a na jakich do tej pory była Lamia.

Punki grać! Kurwa mać! Punki grać! Kurwa mać!

Skandowało punkowe stadko. I to zmobilizowało muzyków do wyjścia na scenę. Czyli właściwie to stojących mikrofonów bo żadnej prawdziwej sceny nie było. Wszyscy stali na podłodze.

- Cześć wszystkim! Znacie mnie! Jestem największym palantem w tym mieście! - RB zrobił z tej pół żartem wymyślonej pewnej nocy ksywy swój popisowy numer. I wierna widownia z miejsca dała się porwać jego bezczelnej charyzmie wiwatując i drąc się na całego.

- Dziś niesamowity wieczór! Będziecie sędziami! Wydacie wyrok! Która z kapel jest lepsza! My, “The Palantas”?! Czy nasi dzisiejsi goście! Koledzy z naszego bratniego zespołu! Przywitajcie ich gorącymi brawami, gwiazdy prawdziwego punk rocka! “The Iron Fists”! - jak chciał to ten zblazowany grajek potrafił być prawdziwym wodzirejem. Tak podgrzał atmosferę tym krótkim wstępem, że jak Iron podszedł do drugiego mikrofonu dostał taki sam aplauz jak ulubiony punkowy band w tym mieście.

A w międzyczasie znalazły się Jamie i Kara. Przyszły w sam raz na początek koncertu. I nie było im trudno znaleźć grupkę rzucających się w oczy kobiet w bieliźnie.

- Cześć Lamia! I jak wyglądam?! Właśnie o tej kurtce myślałam! I obroży! - Jamie musiała mówić głośno do ucha Lamii aby przez wrzawę i muzykę ta ją usłyszała. A przyszła w czarnej, skórzanej mini i też czarnej, skórzanej kurtce. Ale damskiej bikerce. Zgrabnie wyglądała w tym zestawie a obroża na szyi pasowała do takiego klimatu a w połączeniu z mocnym makijażem sprawiała drapieżne wrażenie. No i pod podartą koszulką było widać płaski brzuch lodziary i kawałek napisu zrobionego markerem.

Po minie byłej sierżant łatwo dało się odczytać, że widok jej się podoba, a nawet bardzo. Z drapieżnym wyszczerzem przygarnęła do siebie lodziarę, łapiąc ją w pół ramieniem przez plecy i pociągnęła, aż ich fronty się zderzyły. Wtedy też zmrużyła oczy jak polujący kocur.
- No cześć maleńka, często tu bywasz? - zmrużyła jedno oko jeszcze mocniej. - Wyglądasz jak ktoś dla kogo serio przemyślałabym zostanie lesbą… albo chociaż bi. - ścisnęła pośladek latynoski - Może nawet na dłużej niż jedna noc.

- Ojej no popatrz! To zupełnie jak ja! To co? Jedziemy do mnie czy do ciebie? - Jamie chyba nie do końca spodziewała się tak frontalnego i łapczywego powitania ale odnalazła się w tym biegle. Dłoń Lamii miała za co ściskać te opięte skórzaną spódniczką pośladki a i Jamie reagowała na takie zabawy bardzo chętnie i wesoło. W rewanżu objęła mocno sierżant odzianą dziś w czerwienie i nie pozwalała na zwiększenie dystansu. Więc ich fronty ładnie spoczywały na sobie nawzajem i ocierały się przyjemnie. Zaś lodziara udała wdzięczną foczkę jaka poleciała na taki bajer od nieznajomej i teraz już tylko trzeba ustalić parę ostatnich detali przed skonsumowaniem tej nocnej przygody.

- A to musimy gdziekolwiek jechać? - spytała saper, przechodząc dotykiem prawej dłoni z pośladków na przód spódniczki, wślizgując palce pod jej dolną krawędź żeby zbadać cóż to druga brunetka ma pod spodem.
- Tu i tu za daleko - dodała dysząc jej w kark tuż przy uchu. - Zróbmy przystanek, przypuśćmy zwiad - przy tym palce z pomalowanymi na czerwono paznokciami wślizgnęły się pod bieliznę i dalej zaczęły zagłębiać się w ciepłym ciele - Zobaczymy na czym stoimy, hm?

- O… Tutaj? Właśnie tutaj chcesz? - Jamie czule obejmowała kark Lamii i patrzyła na nią zdradzając, że ta z tymi swoimi manewrami trafiła w sedno i ich zadeklarowana lesbijka jest w siódmym niebie. Jakoż akurat zapytała jak dłoń drugiej kobiety wślizgnęła się jej pod spódniczkę i bieliznę trafiając w to przyjemne, cieplutkie miejsce. Lodziara nawet starała się na ten moment wciągnąć swój płaski brzuch aby ułatwić jej te manewry. Sama przyjemnie gładziła palcami kark czarnuli wzrokiem, tonem i uśmiechem zachęcając ją do dalszych zabaw.

- Myślisz, że mają tu jakieś zaplecze? Kible czy coś? To może rzeczywiście byśmy się poznały lepiej. Dawno cię nie gościłam u siebie. - zapytała Jamie machajac głową gdzieś w bok gdzie może był jakiś ciąg dalszy w stylu zaplecza tego magazynu. Cholera wie bo żadna z nich tu wcześniej nie była. A Latynoska wyglądała jakby miała ochotę na Lamię jak najszybciej a najlepiej natychmiast.

- Zaplecze… - ta wytężyła mózg, a było to ciężkie. Dla ułatwienia polizała szyję lodziary- To chodź do fury, vana kupiłyśmy, stoi tu zaparkowany obok - zrobiła krok do tyłu, ciągnąc za sobą dziewczynę zakotwiczoną na jej dłoni i patrząc jej prosto w oczy, zagryzała pełne wargi. Ten van rzeczywiście nie był aż tak daleko…

Jeszcze tylko Lamia musiała wziąć kluczyki od Wilmy ale to trwało chwilę. I zaraz razem z Jamie przedzierały się przez tańczący i rozkrzyczany tłum raczący się darmowym browarem. Potem przez pustą raczej przestrzeń frontu magazynu i jeszcze przez zawalony różnymi pojazdami i ulewą parking. Ciemno było ale Wilma mówiła, że zaparkowała przy bramie. To było łatwo go namierzyć. A jak pogoniły pod tą zimną ulewą do wozu to już tam mogły się schować w bezpiecznej ciemności. Teraz to Latynoska wykorzystała Lamię gdy ta po ciemku gmerała aby wsadzić kluczyk w zamek. A dłonie lodziary chciwie zaczęły błądzić po jej pośladkach i biodrach. Aż nagle drzwi boczne się odsunęły i mogły wskoczyć do środka.

- Ślicznie wyglądasz w tym czerwonym. I w ogóle jesteś śliczna. - wyszeptała nakręcona na zabawę Jamie gdy popchnęła Lamię na boczną ławkę vana niedawno obsadzonego przez znacznie liczniejsze towarzystwo. Teraz jak miały ją tylko dla siebie było trochę wąsko ale w alternatywie była tylko zabłocona podłoga wozu. Jamie zaś chciwie po ciemku szukała ust kochanki aby się w nie wpić zaś dłonie zaczęły buszować po jej krągłościach okrytych czerwoną suknią starając się je wyzwolić z tego więzienia.

- Na pewno nie jesteś superbohaterką? - Mazzi sapała, pomagając na wyścigi rozbierać siebie i całować tak przyjemnie miękkie gorące usta. Wstała w pewnej chwili aby całkiem zrzucić sukienkę przez głowę i odłożyć na ławkę obok.
- Przyznaj się - wysapała natarczywie, podciągając koszulkę Latynoski i zaczynając sprawdzać wargami smak jej piersi - Wyszłaś z komiksu aby spełnić moje fantazje - dodała i zamilkła, zasysając lewy sutek między wargi. W międzyczasie namierzyła dłonią poprzednią pozycję i wznowiła zabawę.

- Tak, tak, właśnie tak… Jestem Lesbian Bitch… I jestem tu by spełnić twoje fantazje… - Jamie pod wpływem tego rozbierania się i zabiegów jakie na niej Lamia czyniła dyszała urwanym oddechem jakby miała już troszkę kłopotów z koncentracją. Ale dzielnie próbowała się trzymać roli swojej ulubionej superbohaterki. Sama ściągnęła sobie koszulkę i ta jako bezkształtna, jasna plama wylądowała gdzieś na kufrze vana. Zaraz potem chętnie podciągnęła do góry stanik aby oddać kochance swoje piersi do zabawy. A jak ta właśnie ponownie odkrywała u lodziary to rzeczywiście był atut i było się czym bawić ku obopólnej satysfakcji. W ciemnościach wozu czarnowłosa słyszała i czuła szybki oddech Latynoski. Jej dłonie zaś zaczęły błądzić po ciele Mazzi. Najpierw po włosach jakby chciała ją przytulić i zachęcić do zabawy swoimi piersiami. Potem po odkrytych plecach i pośladkach. Albo przesuwała je na przód aby odwzajemnić pieszczoty przednich atutów jakie serwowała jej Lamia.

Pachniała obłędnie, czymś słodkim czego saper nie umiała nazwać, choć nazwę miała na końcu języka. Niestety był on zajęty, więc pozostawało chłonąc smak rozgrzanej skóry, jej zapach i dotyk drugiego ciała tak kontrastującego do zimnych deserów zwykle przez Jamie serwowanych. Mruczała przy tym, czując na własnym ciele zręczne, miękkie dłonie.
- Już je spełniłaś - wyszeptała na sekundę odrywając się od zabawy i znów zaatakowała, schodząc coraz niżej wzdłuż mostka. Całowała skórę aż do pępka, znacząc jasne ciało czerwonymi śladami szminki aż doszła do końca tułowia i tam się zagnieździła, pomagając dłoni zatopionej w lepkim, gorącu.

Jamie co wydawała się taka oschła, wręcz zimna dla większości mężczyzn oraz myśl o kochaniu czy dotykaniu się z mężczyzną wydawała się jej wstrętna to w miłości z drugą kobietą zmieniała się nie do poznania. Była czułą, oddaną kochanką a jej zadbane i gibkie ciało wydawało się stworzone do takich zabaw. Teraz już właściwie rozebrana do rosołu poza samymi glanami położyła się na wąskiej ławce. Jedną nogę uniosła gdzieś wysoko do góry, drugą spuściła na podłogę aby dać kochance jak największe pole do manewru.

Lamia też miała wprawę w takich zabawach. Więc pomimo chłodu i ciemności świetnie wyczuwała, że kochanka jest rozpalona do czerwoności. Jej brzuch oddychał coraz gwałtowniej a z ust dochodziły stłumione jęki znamionujące potęgującą się rozkosz. Tam w środku lodziara też okazała się gorąco, mokra i gościnna. A zręczna stymulacja tego wrażliwego miejsca dawała słyszalne efekty. W pewnym momencie gdy zbliżała się koniunkcja tych zabaw Jamie przyszpiliła jedną nogą plecy Lamii do siebie a jednocześnie zanurzyła palce w jej włosy przyciągając ją do siebie. A chwilę potem wydała z siebie serię krótkich, spazmatycznych jęków zaś jej partnerka mogła z satysfakcją czuć i słuchać efekt swoich starań.

- Ojej Lamia… - wciąż zdyszana lodziara odezwała się po chwili łapania oddechu po omacku wyciągając rękę i trafiła na nadgarstek Mazzi. Pociągnęła ją na siebie tak, że znalazły się twarzą w twarz. Po ciemku Lamia widziała tylko blady owal twarzy Latynoski ale za to poczuła na swoich ustach jej całujące podziękowania.

- Jakbyś jeszcze gdzieś, kiedyś chciała tak w vanie czy gdzie indziej to na mnie możesz liczyć. Mam nadzieję, że jak najprędzej. Strasznie mi się podobało. - brunetka czule głaskała twarz i włosy swojej partnerki a ta mogła wyczuć, że Jamie w takim stanie błogostanu mogłaby pewnie z miejsca umawiać się na powtórkę gdziekolwiek by to miało nie być.

- Było świetnie… bo ty jesteś świetna - saper wtuliła się w drugie ciało, przygarniając je do siebie i trwały tak, czerpiąc ciepło z siebie nawzajem, jakby na przekór panującemu dookoła zimnu. Stan rzeczy nie mógł trwać długo, jednak jeszcze parę chwil powinny mieć. Nim trzeba będzie się zebrać i wrócić do reszty i całej palanciej imprezy z darciem mordy oraz szarpaniem drutów.
- W sumie Jamie, tak się spytam - zaczęła cicho - Nie chciałabyś w piątek wieczorem nam trochę pomóc? Nic wielkiego, zwłaszcza dla ciebie. Byłabyś jak prawdziwa Lesbian Bitch, uratowałabyś jednego kociaka z opresji… a nawet cztery kociaki. - westchnęła cicho, po omacku szukając paczki fajek.

- Ojej… To był mój pierwszy raz jako Lesbian Bitch! - w ciemnościach Lamia wyczuła drgania śmiejącego się pod nią jędrnego ciała. To chyba tak się Jamie spodobało, że ponownie objęła ją, przytuliła do siebie i pocałowała w usta w kolejnym podziękowaniu.

- I w piątek coś byś chciała? Też od Lesbian Bitch? No to brzmi super! A co takiego? - powiedziała przytulając ją do siebie i leniwie głaszcząc jej nagie ciało. Dłoń Lamii zaś znalazła jakiś obiecujący, pudełkowaty kształt gdzieś na zimnej podłodze.

- Nic wielkiego, Lesbian Bitch poradzi sobie z tym bez mrugnięcia okiem - odpowiedziała, wyłuskując fajka. Podpaliła go i zaciągnęła się po czym kontynuowała - Chodzi o zaopiekowanie się i uratowanie jednej uroczej pani komandos z opresji samotności i pustego domu gdy wróci z roboty na przepustkę weekendową. Chcę zrobić niespodziankę Eve i Tygryskowi i w piątek zabrać ich do “Olimpu” na obiad. Takie rodzinne wyjście, żeby było… chyba romantycznie. Taka odskocznia od codzienności i wiecznego chaosu jaki panuje przy naszych weekendach. Żadnego gotowania, po prostu najlepsza knajpa w mieście i godzina czy dwie żebyśmy się mogli sobą pocieszyć. No ale… Karen też wraca do domu. Nie chciałabym aby czuła się samotna i pominięta. Więc jakbyś nie miała planów na wieczór to wpadaj, zostawimy wam jakąś szamę i lody. Wydaje mi się, że dobrze się dogadałyście w niedzielę. Stąd pytanie i prośba w jednym.

- Ah, Karen! O to pewnie! Bardzo chętnie. To może Karę też zaproszę? O. Albo my też zaprosimy Karen do nas albo gdzieś na miasto. Karen jest świetna! Bardzo ją lubię. - Lamia nie widziała uśmiechu ale czuła po głosie, że lodziara się uśmiecha jak się dowiedziała kim ma się zająć w piątek. I pomysł na takie spędzenie wieczoru z panią snajper bardzo jej przypadł do gustu.

- I tak, rozumiem, wypad rodzinny. Dobry pomysł. I niezręcznie albo zabrać Karen albo ją zostawić samą. Ale mówię ja i Kara chętnie zadbamy o jej zachcianki i potrzeby. A “Olimp” dobry wybór. Spokojnie tam no i ten wasz Steve to oficer to dobre miejsce dla niego. Kiedyś też zabrałam taką jedną właśnie tam i było wspaniale. Można się tam poczuć jak prawdziwa dama i w ogóle ktoś z wyższej półki. I jedna kelnerka mi wpadła w oko. Ciekawe czy jeszcze tam pracuje. Irma się nazywała. - Jamie okazała pełne zrozumienia i aprobatę dla przyjaciółki w jej piątkowych planach. I cały czas promieniowała ciepłem tak z ciała na jakim się tak przyjemnie leżało jak i życzliwością jakiej się tak przyjemnie słuchało.

- Jak wygląda? Jeśli pracuje to się za nią rozejrzę i kto wie? Ściągnę nam na imprezę którąś albo przy weekendzie na lody do ciebie. Albo w ogóle do ciebie do domu. Albo do nas i tam się nią zajmiemy… tak. Brzmi jak plan, kelnerki są urocze. Lubię kelnerki, ale najbardziej panie z lodziarni. Te to mają złote łapki… i serduszka… i usteczka… i cycuszki… i wszystko, z dupeczką na czele. Czyste złoto - bękarcica odruchowo spytała o ważną informację, gładząc Latynoskę po twarzy i włosach aż w końcu pocałowała ją czule, wzdychając z ulgą - Dziękuję, naprawdę jesteś moją bohaterką… i jeszcze z Karą ją na miasto zabierzecie? Matko, Jamie… - przytuliła ją jeszcze mocniej - Nie noś peleryny bo kuperek i nogi zasłoni, ale na nią, cholera, w pełni zasługujesz.

- Ojej Lamia! Może chodź się zaczniemy ubierać bo jak tak mnie będziesz dalej bajerować to zaraz zrobimy to jeszcze raz! - pani reżyser widocznie znów udało się sprawić przyjemność tymi komplementami wobec swojej przyjaciółki i specjalistki od ról tylko z kobietami. Lekko klepnęła nagie pośladki leżącej na niej kobiety.

- A Irma ma świetną figurę i nogi do samej podłogi. Była w mini ale trochę dłuższej niż ta moja co teraz mam. I pończochy. I ciemne włosy. I rozpięte dwa guziki koszuli i ładny dekolt. I ładnie się do mnie uśmiechała. No ale nie byłam sama tylko z koleżanką a ona akurat to była strasznie zazdrosna o każdą fajną laskę w moim pobliżu. W końcu miałam jej dość a potem trafiła mi się Kara. No ale do “Olimpu” już jakoś nie wróciłam. Aha, warkocz miała. Irma. Taki długi jak Lara Croft. - szatynka zamyśliła się gdy próbowała przypomnieć sobie to przypadkowe spotkanie z jedną z kelnerek z restauracji o jakiej rozmawiały. I podała parę szczegółów jake mogły pomóc Lamii zidentyfikować ową kelnerkę.

Sierżant zaśmiała się na tego klapsa.
- Nie mam nic przeciwko repecie… ale tak. Lepiej się zbierajmy bo przyszliśmy na koncert, nie? - westchnęła teatralnie, ale zaczęła powoli rozglądać się za ciuchami - Dobra, jak się nawinie nam ta Irina to zagadam i zobaczę co z niej za ziółko - obiecała i dodała jeszcze raz - Dzięki Jamie, jestem twoją dłużniczką.

- Oj tam, zrobisz ten serial z Lesbian Bitch to będzie cacy. - Jamie zaśmiała się także, jeszcze raz uderzyła nagie pośladki Lamii skoro tak wdzięcznie przywitała poprzedni ale podniosła się do pionu. Po czym nastąpił mniej wdzięczny etap szukania swoich ubrań. Pomocna okazała się mała lampka pod sufitem wozu. Trochę gimnastyki i wróciły mniej więcej do poprzedniego wyglądu.

- Zabawne nie? Jak się rozbierasz to szast prast i gotowe. A jak się ubierasz to rany, z 10 razy dłużej. No i wszystko trzeba znaleźć. - zaśmiała się cicho lodziara bo ona w przeciwieństwie do partnerki nie bardzo dbała gdzie wylądują jej ubrania podczas gorączkowego rozbierania się to teraz miała nieco chodzenia i zbierania swojej skórzanej kolekcji. Ale wreszcie udało się znów wyglądać jak pełnokrwista Lesbian Bitch. Jeszcze trochę poświęcenia aby przebiec przez nocny parking zalewany ulewą i mogły wrócić do wnętrza nieogrzewanego magazynu punkowców. A koncert trwał nadal. Zaś pod sceną dalej gęstniał krzyczący i skaczący tłum. A w nim znajome sylwetki.

Zaczęły przeciskać się w ich stronę co nie było łatwe gdy miało się na nogach szpilki a okolica założyła glany. Na szczęście Jamie miała swoje cięzkie buciory, więc torowała drogą, a Lamia trzymała się jej w pasie i przeciskała się za żywym, bohaterskim lodołamaczem aż pod grupkę w skórzanych kieckach i obrożach. tam też szybko przykleiła sobie do boków swoje dziewczyny, całując każdą na powitanie.

 
__________________
A God Damn Rat Pack
'Cause at 5 o'clock they take me to the Gallows Pole
The sands of time for me are running low...
Driada jest offline