Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-09-2021, 15:19   #250
Driada
 
Driada's Avatar
 
Reputacja: 1 Driada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputację
Pusta foremka została mu odebrana, a w jej miejsce kobiece dłonie wcisnęły mu ostatnią porcję kawy z termosu. Pod saperską kopuła za to zaczął układać się kolejny, szalony pomysł. Popatrzyła po dziewczynach, z których jedna zaczęła kompletować ubrania żołnierza, a druga ich własne. Wszystkim oczka się śmiały po opowieści rodem z zachodniego wybrzeża.
- Widzę tylko jedno rozwiązanie - Lamia przekrzywiła główkę, mrużąc do kompletu lewe oko i tak się ich mężczyźnie przyglądała zanim nie wypaliła - Ty załatwiasz sobie dłuższy urlop, a my ci ogarniemy wodoodporne nokto i razem kopniemy się do Kalifornii. Pokażesz nam podstawy surfowania, my ci nagonimy foczek i będziemy biegać topless po plaży, a wieczorem umyjemy ci plecki w oceanie - powiedziała to takim tonem, jakby mówiła o wyprawie po nowy zapas bułek do Mario. Zupełnie jak o czymś do ogarnięcia na miękko, a nie podróży przez pół kontynentu.
- Nie wiem jak kociaki, ale ja nie przypominam sobie abym widziała ocean - rozłożyła ręce z parodią smutnego uśmiechu - A ty śmigający na falach to musi być widok dla którego warto oddać ostatnią parę stringów i kamaszy.

- Mielibyśmy pojechać do Kalifornii? - pomysł musiał się wydać brunetowi kompletnie z czapy. Bo zginając się nieco aby naciągnąć z powrotem swoje spodnie spojrzał zdziwiony na pomysłodawczynię.

- Do Kalifornii? - Wilson też zamrugała oczami chyba zastanawiając się czy i tym razem Rybka przypadkiem sobie nie żartuje.

- Ja też nie widziałam nigdy oceanu! Ani nie byłam w Kalifornii! - za to Eve niewiele się zastanawiając z miejsca podchwyciła pomysł swojej pierwszej dziewczyny i aż klasnęła w dłonie z uciechy.

- Cholera… - Steve zaczął dopinać sobie spodnie i chwilę główkował nad tym wszystkim. Usiadł na ławeczce aby ubrać skarpety a potem buty.

- U mnie ciężko z urlopami. Zwłaszcza z dłuższymi. Same rozumiecie. Trochę trudno tu znaleźć drugiego takiego kapitana specjalnej troski jak ja. - zaśmiał się wesoło unosząc do góry głowę. Ubierał się szybko i machinalnie. Jak żołnierz zawodowy.

- Ale jak nie będzie żadnego syfu na święta to zwykle dają nam ze 2 tygodnie wolnego. To kto wie… - powiedział błaznując nieco głową gdy nakładał brązową koszulkę.

- Pojechałbyś z nami do Kalifornii? Przecież to pół mapy stąd. - Wilson jako kierowca i to wojskowy chyba aż za dobrze mogła sobie wyobrazić jak długa i niebezpieczna może to być podróż.

- Jak nie z wami to z kim? Jak nie na te święta to kiedy? - zapytał ją z prostotą i łagodnym uśmiechem. Po czym ją objął i pocałował w usta.

- Ojej naprawdę?! Naprawdę byśmy pojechali do Kalifornii?! - Eve mimo wszystko też chyba była zaskoczona takim pomysłem. Ale tak ją ucieszył, że uściskała Lamię a potem Mayersa i też za to dostała całusa w usta. Na koniec ich kapitan specjalnej troski pocałował swoją czarnowłosą autorkę tego szalonego pomysłu.

Autorkę, której pierwszą myślą było "gdzie ja, cholera, znajdę wodoodporne nokto?" Następnie przed oczami stanął jej obraz sklepu firmowego Posterunku, gdzie i tak miała przecież dziś iść się podpytać czy może przypadkiem mają już gotowy zegarek. Przy okazji się spyta o ten szpej, a jak nie zawsze idzie zamówić.

"Do świąt się wyrobimy, na spokojnie" - pomyślała, gdy pierwsza fala technicznych szczegółów przetoczyła się przez jej głowę. Dopiero gdy zaczęła się zastanawiać czy w bibliotece dadzą jej skopiować mapę, czy lepiej iść po prośbie do Rodneya lub nawet spytać Gwiazdki... wtedy do niej doszło.

- Jedziemy? - powtórzyła i gdy głowa Mayersa odsunęła się, dopiero się zaśmiała w głos, rzucając do przodu aby wpaść na niego. Po drodze zgarnęła też Eve i razem we trójkę wylądowali z powrotem bardziej w poziomie niż pionie.

- Jasne, że jedziemy, do diabła! - zarechotała, ciągnąc Wilmę za rękę. - Będzie zajebiście! Foczki, plaże i złote piaski. Drinki z palemką i zero kamaszy! To nie może się nie udać!

- O tak! Zero kamaszy! Na bosaka, w klapkach no może w jakichś tenisówkach. Ale zero kamaszy! - pomysł przypadł do gustu Mayersowi i znów okazało się, że jak nie musiał i miał czas wolny to omijał mundur i pochodne szerokim łukiem. Radość zapanowała niesamowita. Wszyscy zdawali się mówić coś na raz, żartować, śmiać się i błaznować jakby już w następny weekend mieli jechać do tej Kalifornii a w ogóle to była ona zaraz za zakrętem niknącym na rogatkach miasta. Ale teraz nikt tym się nie przejmował i radość trwała w najlepsze.

- No dobra, dziewczyny. Ale ja muszę dokończyć ubieranie się. Już zaraz 8-ma będzie. - powiedział ich mężczyzna ściskając jeszcze każdą z nich ale sam podniósł się i sięgnął po bluzę. Już był prawie ubrany jak do wyjścia.

- Oj Tygrysku! Ale tak wyglądasz lepiej! - Mazzi zachichotała jak mała dziewczynka i przekręciła się tak, że zamiast na materiale ciucha, jego dłoń zacisnęła się na jej stopie. Nie była jednak świnią i drugą stopę wsadziła w rękaw bluzy i podniosła mu ją na wysokość oczu.
-Niech będzie, ale musisz nam obiecać, że przez większość weekendu będziesz chodził bardziej bez, niż w ubraniu i dasz sobie porobić fotki - dała swój warunek, sięgając po płaszcz. Szukać własnych ciuchów nie zamierzała, będzie na to czas gdy już pójdzie a one ruszą do miasta.
- I umyjesz nam plecy, bo same mamy problem aby tam siegnąć - szczerząc się, przekręciła ciało na kolana. - Pozdrów od nas Karen i chłopaków, i o Cesie nie zapomnij. I bułki i ciasto niech zjedzą, chyba jeszcze będą lekko ciepłe. Jak chcą to koncert RB i Ironów będzie chyba koło 20, ale wcześniej idzie się tam dobrze zbetonić… poza tym kojarzysz Olgę, tę królową śniegu co była… wtedy w niedzielę na seansie? Ma całkiem ciekawy pokój w piwnicy, jeśli zagadamy to go udostępni przed koncertem, albo po. A w ogóle masz każdego ucałować z misiaków, albo chociaż grabę im uścisnąć! Spytamy się jak ich zobaczymy, nie ma przebacz!

- Mam się z nimi całować? Z tymi włochatymi brzydalami? No chyba serca nie masz Lamia. Karen mogę pocałować. - Steve popatrzył z góry na prawie nagą Lamię u jego stóp co go tak ciekawie zaczepiała i spowalniała. Sam stał nieco przygięty bo było zbyt nisko aby mógł się wyprostować. Zadumał się nad tą całuśną propozycją ostatecznie zgadzając się na kompromis co do Karen. I na koniec pocałował stopę Lamii.

- To jak ją będziesz całować to powiedz, że to od nas! - Eve roześmiała się gdy kolejny pomysł wpadł do jej blond głowy.

- Dobrze, przekażę. A mam jej mówić o Jamie i tej drugiej w piątek? - zapytał głaszcząc stopę saper w stanie spoczynku.

- A co to za ciekawy pokój co chcesz nas tam zabrać? Gdzie to jest? Albo dobra, potem pogadamy. - Wilmę zaciekawił ten trop ze specjalnym pokojem o jakim wspomniała jej czarnulka.

- To chyba w starym kinie. Tam gdzie będzie koncert Palantów i Ironów. A Olga nie jest taka zła. Właściwie to poznałyśmy się z Lamią dzięki niej. - fotograf starała się jakoś nakreślić specjalistce od elektroniki kim jest szefowa ochrony starego kina skoro nie spotkały się wcześniej.

- Tak? Jej ale ja już muszę lecieć. W piątek mi opowiecie. - Steve ostatni raz pocałował stopę Lamii nim ją puścił. A sam jeszcze objął jedną i drugą swoją dziewczynę i rozejrzał czy czegoś nie zostawił.

Na razie miał wszystko, ale zaraz musiał zostawić za sobą trzy elementy wyposażenia, z których co najmniej jeden starał się nie wygladać jakby mu miało zaraz pęknąć do końca serce. Niby niewiele, dwa i pół dnia, a znowu go zobaczą. Tylko przez ten czas mogło dużo się zdarzyć.

- Daj spoko, misiaki nie są aż tak bardzo owłosieni, brzydcy tym bardziej - mówiąc to Lamia wzuła buty i widząc że pozostała część rodziny jest już ogarnięta, otworzyła drzwi, wytaczając się na zalany wrześniowym słońcem parking.

- Co prawda do takiego jednego kapitana specjalsów spoorooo im brakuje, ale tragedii nie ma. Zresztą nie dziwota, bo takiego drugiego się nie znajdzie - wzruszyła ramionami, chowając smutek za maską szerokiego wyszczerzu. Wyciągnęła ręce po partnerów - W piątek ci wszystko opowiemy ze szczegółami. O której się pod lodziarnią umawiamy?

- O której… - Mayers też wysiadł z wozu i stanął na słonecznym, porannym asfalcie parkingu. Pomimo słonecznego blasku początek dnia był dość chłodny. Przez tą godzinę ruch się zrobił większy, ktoś parkował, ktoś wjeżdżał na jednostkę, zaczynała się codzienna rutyna w koszarach.

- Jak mi nic nagle nie wyskoczy to postaram się być na 16-tą. - powiedział jakby musiał w głowie coś tam sobie policzyć i poukładać.

- Dobra. To widzimy się w piątek. - powiedział ściskając się z nią i całując po raz ostatni. Potem Eve. I wreszcie Wilmę. To mu o czymś przypomniało. - Aaa… Ciebie nie będzie… No to może za tydzień Willy. Zapraszam serdecznie. - powiedział gdy uświadomił sobie, że jak jego nie ma w ciągu roboczego tygodnia a ruda bękarcica wyjeżdża z miasta na weekendy to nieco komplikuje to możliwości ponownego spotkania.

- Jasne, nie przejmuj się. Też jestem trepem. W środę za tydzień brzmi świetnie! - Wilson roześmiała się wesoło, objęła go i ucałowała. On poklepał ją po tyłku, ona jego, oboje znów się roześmiali no i odkleili od siebie. Machnął im jeszcze posyłając swój zadowolony, ciepły uśmiech i odwrócił się w stronę jednostki ruszając do wartowni.

Nie uszedł daleko, gdy za plecami usłyszał krzyk saper.
- Ej Tygrysku, nie pomyliło ci się coś? - razem ze słowami zlało się szybkie stukanie obcasów po chodniku, a gdy się odwrócił coś czarnego i koronkowego oplotło mu się wokół karku. Coś, co przy bliższym zapoznaniu okazało się pończochą. Mazzi trzymała za jeden koniec, właśnie łapiąc drugi i pociągnęła mocno przyciągając jego kark do siebie. Sama stanęła na palcach, więc spotkali się w pół drogi zderzając ustami. Tym razem mało było w tym subtelności, więcej głodu i kotłujących się tuż pod skórą emocji i hormonów parujących z jeszcze nie przetrzeźwioniej głowy.

Chyba nie do końca tego się spodziewał chociaż odwrócił się na ten krzyk i stukot zbliżających się obcasów. Ale tej pończochy to chyba się nie spodziewał. Jednak jak przystało na komandosa szybko się znalazł właściwą strategię działania. Na tak napastliwy atak odpowiedział własnym. Złapał za kobiece udo unosząc je gdzieś do swojego biodra a drugą dłonią objął kark i zanurzył palce w czarnych włosach. Całował mocno, zdecydowanie i szaleńczo jakby się mieli spotkać nie wiadomo jak i kiedy. Gdy Lamia zakotwiczyła się swoim udem gdzie trzeba złapał ją jak jakiś filmowy amant, przechylił w pół i całował do końca. Do utraty tchu. Po czym przestał, z bliska puścił jej oczko i uśmiech.

- No. I taką chcę cię zapamiętać. - powiedział cicho, pacnął ją palcem w czubek nosa i się wyprostowali. Zarzucił sobie pończochę na szyję jakby to był elegancki szal po czym cofnął się tyłem krok i drugi nim się odwrócił i pewnym krokiem ruszył ku wartowni. Dopiero gdy zniknął za załomem rudzielec razem z blondynką wzięły saper pod ramiona i poprowadziły tę trzecią z powrotem do vana aby już nie szczerzyła się i nie machała w próżnię.


- Ty to masz rękę ja to bym to przegapiła. - zaśmiała się Wilma jadąc już przez miasto. Już nie było tak wcześnie jak jechały do jednostki to i gwarniej i tłoczniej się zrobiło na ulicach. A i trójka dziewczyn Krótkiego miała jeszcze czas aby się pozbierać na parkingu po jego odejściu a potem przez drogę powrotną do miasta. No i jak już były z powrotem ubrane w swoich płaszczykach i tak siedziały znów we trzy obok siebie to okazało się, że Eve nie na darmo jest fotografem i operatorem kamery a nawet reporterką. Starczyło jej refleksu i trzeźwości umysłu aby nagrać to pożegnanie Lamii i Steve’a przed bramą no i co chwila je oglądały przed ruszeniem w drogę i po. No Wilma z racji tego, że prowadziła to najmniej ale pozostałe dwie jej dziewczyny mogły się cieszyć tym nagraniem do woli.

- Oj po prostu miałam smartfona pod ręką, żadna sprawa. - powiedziała skromnie blondynka ale chyba przyjemnie jej się zrobiło, że rudzielec to doceniła.

- To jak będziesz jechać to się zatrzymaj przed ratuszem. O. Albo przed lodziarnią! To ja tam szybko skoczę do swoich, powiem, że spadam i tyle mnie będą widzieć. - powiedziała szybko i gładko jakby to jej parę chwil miało zająć w tej redakcji i potem znów mogłaby wrócić do swoich dziewczyn.

- A nie chcesz żeby się z tobą przejść, Kociaczku? - Mazzi przetrzeźwiała na tyle, by nie gapić się już w ekran jak ciele na malowane wrota, tylko po prostu sobie tak o, patrzyła na ich żołnierzyka z pończochą na szyi i dodatkiem z weterana na przodzie munduru...eh, Steve.
Westchnęła, wracając do mniej więcej realiów aktualnych i odpaliła dwa papierosy. Jeden z nich wylądował u rudzielca na wardze.
- Może masz coś do przeniesienia, albo zobaczymy potem czy ten twoj spec od radia znalazłby dla nas chwile jakoś w nastęnym tygodniu czy coś - łypnęła na drugą bękarcice z ukosa - Zresztą lać mi się chce, a nie będziemy tak Willy samej zostawiać.

- No właśnie. Bo znasz się na radiach? - Wilma skinęła głową potwierdzając słowa czarnowłosej bękarcicy a blondynka roześmiała się i potrząsnęła głową, że nie. - No właśnie. To my to mamy z Lamią obcykane to sobie z nim pogadamy. Będziemy wiedzieć co mówi. Mówiłaś, że jak on się nazywa? - kierowca spojrzała w bok na siedzącą z drugiego brzegu reporterkę. Już wjeżdżały na ulicę jaka prowadziła na plac.

- Sean. Lubię go. Tylko… No wiecie on to chyba nie wszystko ma tam na tip top z prawem. Mówił, że wojsko czy policja to by mieli wąty jakby się dowiedzieli, że ich podsłuchuje. - blondyna pokiwała głową ale dała znać, że jest pewne “ale” co do tego radiowego tematu jej kolegi z pracy.

- Spokojna głowa. Nam potrzebne tylko radio. Zwisa nam co on tam ma i kogo podsłuchuje. Nawet nie musi nam swoich dawać czy pokazywać, możemy kupić od niego czego nie potrzebuje albo niech nas podeśle do kogoś. Bo byśmy miały jedno CB tutaj, drugie w domu no i zobacz, już byśmy mogły sobie nawijać do siebie. - Wilson gładko zagadała Anderson tak, że ta ze zrozumiem kiwała blond kędziorkiem dając znać, że to ją uspokaja i ma do nich zaufanie.

- Dobrze to was przedstawię. Powinien już być. On właściwie to jest u nas dozorcą. - dała znać, że się zgadza a kierowca zaczęła szukać miejsca do parkowania. Znalazła gdzieś w połowie drogi między lodziarnią a ratuszem.

- Dozorca? - uniosła pytająco brew i pokiwała głową zadowolona - Czyli ma gdzieś swoją cieciówkę, aby zejść ciekawskim z oczu i uszu, zajebiście! - zatarła ręce, puszczając chmurę dymu pod sufit i potarła ramię obejmowanej blondynki - To pójdziemy z tobą na górę jakby się jakiś frajer miał sapać to dostanie kolanem w wątrobę i się go zglanuje - wzruszyła ramionami z miną że żaden problem - A potem zajdziemy do Seana... i w sumie jak jesteśmy w okolicy to zajrzymy jeszcze do sklepu ze szpejem Posterunku, dobrze? - łypnęła po obu dziewczynach i dodała - Miałam wpaść w środę bo może już będzie gotowy jeden gambel co go zamówiłam i przy okazji byśmy się spytały o te wodoodporne nokto, skoro i tak jesteśmy w okolicy - pyknęła znowu fajkę i dmuchnęła dymem do góry - A w ogóle to co dalej robimy? Gwiazdka odwozi swoje foczki na kwadrat, Kociaczek zostaje aby pokazać Oliemu i jego kumplowi na czym sytuacja stoi, a jeden czarny kurw idzie robić dobre wrażenie pod Hammond? Czy chcesz sama jechać? - tu popatrzyła na rudzielca - A my w tym czasie z Kociaczkiem ogarniemy Oliego i pojedziemy na ten budowlany targ kompletować szpej do remontu i meble?

- Oj nie mów tak brzydko o sobie Lamia. Jesteś najpiękniejsza na świecie! I najbardziej fotogeniczna! - Eve prychnęła jakby chciała się nadąsać za taki język ale zaraz objęła mocno czarną bękarcicę i pocałowała też mocno.

- No i ty też Willy! Ciebie też kocham! - szybko dodała jakby sobie uzmysłowiła, że są we trzy a nie dwie.

- Ja was też moje wy śliczności. A teraz wysiadka, muszę zamknąć furę. - ruda pogoniła je z auta aby mogła je zamknąć i chwilę potem szły we trzy stukając obcasami po placu.

- Myślę, że do tego sklepu budowlanego to lepiej pojechać naszą furą. To może ja pojadę z Lamią. A ty Eve ich przypilnujesz na chacie. Będzie pewnie trzeba coś załadować z tych farb i resztę to fura jest w sam raz. - zaproponowała swoje rozwiązanie spoglądając w bok na obie kobiety.

- No dobrze to ja zostanę z Olim a wy jedźcie. Jak będziecie wracać z Hordmodon to możecie zajechać do tego sklepu. - fotograf zgodziła się na taki plan ale jeszcze spojrzała na tą trzecią jak ona się na to wszystko zapatruje.

-Jezu, Ev...i jak ja mam mieć przy tobie kompleksy? - saper zaśmiała się, mocno obejmując blond słoneczko i naprawdę zrobiło się jej miło. Stały tak wklejone w siebie póki Wilson nie zakluczyła klapy i nie dołączyła na trzecią do grupowego przytulasa.

-Dobra, może być. Dla mnie w porządku - pocałowała obie dziewczyny i dodała do tej jaśniejszej - A ty w tym czasie poszukaj mi pędzli, farb i płótna, mówiłaś że są gdzieś w rupieciarni przy studio. Wrzucimy do pustego pokoju obok tego Tygryskowego. Przydadzą się... i więcej farb - westchnęła - Zdecydowanie więcej farb, ale to potem. Teraz, kompania, cycki do przodu i wymarsz! Kierunek ratusz!

- Ta je! - Wilson zawadiacko zasalutowała i faktycznie wyprężyła swoją klatkę piersiową. Widząc to Eve postąpiła podobnie i w takiej wesołej atmosferze wspięły się po kilku schodkach jakie prowadziły do głównego wejścia ratusza. Potem był hal jaki Lamia poznała bo tutaj też przychodziła po swoje tygodniówki jako emerytowany weteran wojenny. Tylko szło się tam dalej po schodach. Blondynka co powinna się najlepiej z ich trójki orientować w tym lokalu zatrzymała się jednak rozglądając się gdzieś po kątach.

- O! Jest Sean! To tamten w gablocie. Chodźcie, przedstawię was. - powiedziała raźno biorąc każdą z nich pod ramię i prowadząc do jakiejś przeszklonej budki wyglądającej jak okienko informacyjne no albo cieciówka. Anderson jednak podeszła do drzwi omijając okienko i zapukała. Już przez szyby widać było mężczyznę. Niezbyt duży ani mały. Nieco pulchniutki o szatynowych włosach i łagodnej twarzy. Pomachał do Eve gdy ta go mijala jeszcze przez szybę ale widząc, że coś chce wstał, podszedł do drzwi i szczęknął zamkiem. Po chwili stał w progu naprzeciwko trójki młodych kobiet w kusych płaszczykach, pończochach i szpilkach. I chyba usilnie próbował się nie gapić zbyt nachalnie i być naturalnym.

- Cześć Eve. - przywitał się chyba nie bardzo wiedząc na co się zanosi. Spojrzał na dwie jej towarzyszki po każdym jej boku.

- Część Sean! Poznaj moje dziewczyny. To jest Lamia a to jest Wilma. Widzisz? Mówiłam ci, że mam kogoś! No Steve’a nie ma bo jest w pracy. Ale właśnie od niego wracamy, nic mu nie jest, dobrze go było znów zobaczyć! Aha, Sean my szukamy jakiegoś radia. Coś byś wiedział jak można jakieś znaleźć gdzieś? Dziewczyny ci to dokładniej powiedzą bo ja akurat na radiach to się nie bardzo znam a one wiedzą o co chodzi. - blondynka ćwierkała rozkosznie i radośnie. Widać było, że ten niepozorny mężczyzna musiał jakoś zdobyć jej sympatię jak się tak śmiało chwaliła i swoimi dziewczynami i chłopakiem nawet jak go teraz z nimi nie było. A Lamia złapała dyskretne, ulotne spojrzenie drugiej bękarcicy gdy Eve tak radośnie podkreśliła, że jednak kogoś ma.

- Aha. Radia? Aha. No tak. A to co właściwie szukacie? - Sean chyba próbował jakoś wyjść na prostą od tych rewelacji bo zaczął od tematu w jakim czuł się pewnie najlepiej. Trochę się zarumienił i przeczesał palcami rzedniejące włosy zerkając po trochu na całą trójkę jakby nie był pewien do której powinien mówić.

-Oczywiście że nic mu nie jest, przecież to nasz Tygrysek. Zawsze spada na cztery łapy i pręży dumnie ogon - Mazzi mruknęła do blondyny, pocierając nosem jej skroń, a potem założyła najbardziej czarujący ze swoich uśmiechów i wychyliła się, cmokając dozorcę w policzek.
-Miło cię poznać, Eve nie mogła się ciebie nachwalić. Bardzo cię lubi, chyba wiem dlaczego - zmrużyła jedno oko - Wyglądasz na porządnego gościa, do tego z głową na karku. Słuchaj, jesteśmy w rozjazdach, takie życie i niestety nie zawsze dajemy radę się spotkać w jednym miejscu. Na przykład Willy często wypada z konwojami w trasę, więc by się nam przydało mieć ze sobą kontakt. Krótkofalówki odpadają bo to badziew i na większe odległości nie zdają rezultatu, ale radio cb, albo plecakowe lub radiostacja pokładowa byłyby jak znalazł. Coś o zakresie częstotliwości pracy 30,000 – 87,975 MHz i mocy 25, albo i 50W. - westchnęła cicho - Wiemy że do tego są potrzebne papiery, pozwolenia i inne pierdoły, ale przychodzimy z przyjacielską prośbą. Poratujesz damy w opresji? - spytała patrząc mu prosto w oczy - Wiesz jakie mamy czasy i jak to jest jak się nosi na grzbiecie mundur. Bywa różnie, a tak przynajmniej byłybysmy spokojniejsze, wiedząc że wszystko u nas po obu stronach gra i buczy.

- Aha. Takie coś. - Sean skinął głową gdy rozmowa wróciła na bardziej stabilne i znajome tematy. Spojrzał na roześmianą blond koleżankę z pracy co wyglądała jak najszczęśliwsza blondynka w mieście. A ta chyba nieco opacznie zrozumiała jego spojrzenie.

- Dobrze to wy tu sobie pogadajcie o tych radiach a ja szybko skoczę na górę, powiem, że mnie nie będzie i już do was wracam! - oświadczyła radośnie cmokając w policzek każdą ze swoich dziewczyn a Wilma szybko rzuciła kontrolne pytanie na Lamię.

Nigdzie jednak daleko nie udało się jej odskoczyć, bo po błyskawicznej wymianie spojrzeń obie bękarcice zakleszczyły ją między sobą, obejmując w pasie i przyciskając do swoich boków.

- No chyba cię gnie Kociaczku jeśli myślisz że cię puścimy gdzieś samą... zwłaszcza w tym co masz pod spodem. - saper wymownie łypnęła w dekolt kusego płaszczyka blondyny, ściągając usta w dzióbek i marszcząc nos - Jesteś naszym słodkim milionem gambli, nie możesz się tak bezpańsko szwendać. Jeszcze się jakiś szmaciarz nawinie i nie da spławić, to go będzie trzeba obić. A dopiero co rano paznokcie robiłam, poza tym Willy musi odpocząć przed trasą i nie mamy odpowiedniego obuwia żeby delikwenta zglanować to się jeszcze bidulka spoci i po co? - pocałowała ją czule i domruczała - Poczekaj chwilkę, nie pali się. Ogarniemy tu z Seanem i pójdziemy na górę. Może po drodze pokażesz nam gdzie ta toaleta, hm? - nachyliła się, doszeptując resztę - Taka odpowiednio brudna.

- Oo, taka? Aha, no taka… No tak to… No dobra to ja tu z wami poczekam, nie pali mi się, mogę tam pójść za chwilę. - Lamia miała wrażenie, że od jej słów, dotyku i spojrzenia Eve daje się jej lepić ja rozgrzany wosk. A w oczkach pojawiło się takie mokre spojrzenie sugerujące, że może nie tylko w oczkach zaczyna jej się robić mokro. Zwłaszcza, że Wilma też ją przytuliła od tyłu więc się blondynka zrobiła w samym ich środku. I zdradzała takie podekscytowanie, że musiało jej się to strasznie podobać.

- Ano właśnie… Bo tym razem zapomniałyśmy zjechać na pobocze. Jak ostatnio. No ale to z tą toaletą to tak, ja wam wszystko dam i pokażę. - sapnęła Eve zerkając obiecująco to na jedną to na drugą swoją partnerkę. Trochę tak jakby nawet była gotowa spławić Seana i właściwie całą resztę byle tylko zostać sam na sam ze swoimi dziewczynami. No ale Sean był i patrzył i słuchał i znów nie wiedział gdzie oczy ponieść.

- To miałbyś coś takiego Sean? - zapytał rudzielec widząc, że już ich blondyna opanowała się na tyle by zamilknąć i tylko cieszyć się ich bliskością i dotykiem.

- Eee.... Tak, chyba tak… To rozumiem byście chciały coś tak na całe miasto? I może okolice? - zapytał na wszelki wypadek a Wilson skinęła głową zerkając na drugą bękarcicę.

- Tak, chodzi nam o radio. Jakąś antenę to najwyżej same z Rybką zmontujemy. Nic trudnego. No ale musimy mieć radio. Miałbyś coś takiego? - rudzielec złapała blondynę w opiekuńczych objęciach splatając swoje dłonie na jej brzuchu.

- Musiałbym zobaczyć. Mógłbym mieć. - bąknął radioamator znów przeczesując swoje przerzedzone nad czołem włosy.

- No byśmy mogły odkupić od ciebie jakby ci to nie było potrzebne. - zaoferowała Eve nie chcąc chyba aby pomyślał sobie, że chcą od niego coś wyłudzić. Wilson gładko potwierdziła jej słowa kiwaniem głowy. To samo zrobiła Lamia.

- Aha. No ja mam jedną. Ale to dawno jej nie używałem. Musiałbym sprawdzić czy działa i czy się nadaje. To nie wiem… Może na jutro? Jakbyś Eve przyszła jutro to bym ci powiedział czy z tego radia coś będzie. - wieść, że nie chcą tego za darmo chyba go uspokoiła i zwrócił się do nich pytająco czy mogą pójść na taką opcję o jakiej mówił.

Brzmiało legitnie, czarnowłosa głowa pokiwała powoli na zgodę.
- Super, będziemy wdzięczne. - Zobacz co tam masz, nawet jak nie będzie w pełni sprawne to sypniesz garść części i same je już w domu naprawimy. Jesteś kochany, dzięki - dziewczyna wyszczerzyła się do Seana i łypnęła na rudzielca - W razie czego pokombinujemy na spokojnie z szyfrowaniem, ale to w swoim czasie. Jutro podejdziesz tutaj, dobrze? - następnie zwróciła się do blondynki, głaszcząc ją wierzchem dłoni po żuchwie - Odstawimy Gwiazdkę do jednostki i przyjedziemy obie. Skoczę przy okazji do porucznika zdać mu papiery. Tylko mi przypomnij, bo wiesz że mam dziurawą pamięć.

- Dobrze, to przyjedziemy razem. - grzecznie zgodziła się reporterka “Daily Sioux” promieniując swoim blond szczęściem.

- Dzięki Sean. Bardzo nam pomogłeś. To dziewczyny wpadną do ciebie jutro. A my musimy już spadać bo nas strasznie ciśnie w kroku. - elektronik powiedziała wdzięcznie i wymownie spięła ze sobą kolana i wsadziła pięść w podołek jakby ją już strasznie spinało w tym kroku. Chociaż może niekoniecznie to co zwykle się określało w takich sytuacjach.

Pomachały mu jeszcze na pożegnanie i raźno ruszyły strzelając obcasami do góry. Tam Eve przejęła rolę przewodniczki i skierowały się jakimiś korytarzami do drzwi z napisem redakcji w jakiej pracowała.

- To tutaj. Tu pracuję. To tylko im powiem, że spadam na miasto i pocztę zobaczę czy coś jest i już jestem wasza! - Anderson machnęła pokazując jedne z wielu drzwi na tym korytarzu. A, że było to jej biuro potwierdzał napis z jej nazwiskiem. Otworzyła je i weszła jak do siebie. Zachłysnęła się i podskoczyła trochę gdy Lamia trzepnęła ją znienacka w jej zgrabny tyłeczek. Aż się odwróciła do niej uśmiechając się z zadowolenia. Ale już były w środku. Wilma zamykała ich mały pochód i została przy drzwiach. W środku nie było to pokaźne pomieszczenie. Do tego centrum było zajęte przez cztery złączone biurka. Z czego jedno, najbliższe drzwi było puste i chyba nikt tu nie urzędował. Do kolejnego podeszła blondynka w kusym płaszczyku a naprzeciwko siedziało dwóch mężczyzn w koszulach i marynarkach. Spojrzeli zdziwieni na taką procesję ale chyba im się spodobało, że takie ślicznotki stukające obcasami ich odwiedziły.

- Dzień dobry chłopcy. Poznajcie się. To jest Lamia i Wilma. Moje dziewczyny. Steve, musiał zostać w pracy ale może kiedyś go poznacie. A to jest Martin i Erik. Pracujemy razem. - Eve ćwierkała wesolutka jak skowronek gdy nachyliła się nad jakąś przegródką w swoim biurku sprawdzając papiery. Brzmiało naturalnie i po przyjacielsku. Tak właśnie wypadało się zapoznać jak jest okazja kolegów z pracy i swoją dziewczynę czy dwie. A jednak gdzieś tam przez skórę Lamia wyczuła, że Eve jest dumna jak paw i udało jej się wcisnąć mściwą satysfakcję. I zresztą na jej kolegach też to było widać bo spojrzeli szybko na siebie zaskoczeni takimi wieściami. Obaj musieli być w podobnym wieku co blondynka, może nieco starsi. Z czego Martin co siedział naprzeciwko Eve wyglądał całkiem nieźle a Erik był pulchnym pączkiem przy którym Sean wyglądał jak chudzielec.

- No to miło nam was poznać. - skinął im głową Martin co sprawiał wrażenie bardziej wygadanego. Erik tylko coś mruknął potwierdzającego i pokiwał głową.

- Cześć chłopcy, więc to o was Kociaczek mówił że razem pracujecie - saper jak gdyby nigdy nic podeszła do wolnego biurka i usiadła na nim, ściągając sobie na kolana rudowłosą ślicznotkę. Objęła ją ramionami w pasie gdy ta usiadła i nadawała dalej wesołym tonem. - Ale tu macie piekarnik, nie gorąco wam? Przecież to się idzie ugotować - lekko ścisnęła Wilmę w pasie, posyłając jej psotne spojrzenie, nim nie wróciła uwagą do dwóch kolesi za biurkami, następnie rozejrzała się ciekawie po pokoju.
-Więc tak Kociaczku pracujesz... nieźle. Lepsze niż koszary albo okopy. Ty to wiesz jak się ustawić - posłała blondi całusa, bujając rudzielcem na kolanach - Trzeba ci coś przenieść? Nie ma sensu żebyś sobie tą śliczną dupeczkę nadwyrężała, bo jak Tygrysek zleci z jednostki do domu to będzie niepocieszony - zrobiła smutną minę - I wcale mu się nie będę dziwić.

- No rzeczywiście jakoś tu gorąco. I te schody jakieś takie strome i długie. Cholera na zewnątrz było jakoś chłodniej. - Wilma wymownie powachlowała się ale nie pomogło bo rozpięła jeden i drugi guzik swojego płaszcza ujawniając całkiem ciekawy dekolt. Zwłaszcza, że poza biustonoszem i resztą bielizny to nic pod tym płaszczem nie miała więc widoki były całkiem ciekawe. Nie tylko dla Lamii no ale ta miała z nich wszystkich najlepsze widoki. Eve aż zacisnęła mocno usta aby się nie roześmiać i spojrzała na swoich kolegów. Ci zaś mieli miny podobnie jak przed chwilą Sean. Ale nagle Lamia dojrzała jak coś przykuło uwagę blondynki. Coś na biurku Martina.

- Lamia a tobie nie jest gorąco? - reporter zapytała patrząc i pytając ją niewinnie ale jakby chciała aby jej było podobnie gorąco jak rudzielcowi.

- A daj spokój... - jęknęła, aby nagle domruczeć niskim tonem - Jestem cała mokra... - na potwierdzenie tych słów zdjęła Wilmę z kolan, sadzając ją obok siebie i rozpięła płaszcz, guzik po guziku, aż poddał się całkiem, rozchylając na boki i pokazując strój pokojówki z ultrakrótką skórzaną mini z fartuszkiem i podobnie gorsetowym stanikiem jak miała Wilma.
- No spójrz Gwiazdko, mówiłam że jestem cała mokra - poskarżyła się Wilson, przejeżdżając palcem po dekolcie. Następnie mokry od potu palec podetknęła jej prosto pod usta.

- Ojej biedactwo jeszcze mi się tu przeziębisz zaraz. - Wilma troskliwie pogłaskała Lamię po policzku a potem przejechała palcami przez jej czarne włosy jednocześnie biorąc w usta jej podstawiony palec. Po czym spojrzała na przeciwną stronę biurka i z premedytacją zaczęła obciągać tego palca. W górę i w dół. Panowie poczerwienieli jak buraki ale nie mogli oderwać wzroku.

- Bo ten… To ja… To może… Bo my tu okno mamy. I no… Można otworzyć… - Martin próbował być męski i zdecydowany i pomocny. Ale był niejako na rozkroku. Bo okno było po przeciwnej stronie niż widowisko na pustym biurku więc musiałby się poświecić i coś przegapić. Na szczęście mieli w biurze blond koleżankę.

- Ja otworzę! - zaoferowała się Eve prawie zrywając się do tego okna. Co panowie przyjęli z ulgą bo nie musieli się oderwać od tych pół rozebranych dziewczyn na biurku co się tak seksownie zaczynały zabawiać ze sobą. Blondyna bez problemu otworzyła okno po czym potknęła się i wpadła na biurko zrzucając jakieś papiery Martina na podłogę. To zróciło jego uwagę bo spojrzał na nią ale był trochę rozkojarzony to miał nieco spowolnione reakcję.

- Ojej przepraszam, już poprawiam! Niezdara ze mnie. - Eve machnęła ręką, że nie potrzebuje pomocy i szybko uklękła przy biurku zbierając chyba te papiery. I po chwili już były z powrotem na biurku we właściwym miejscu. Jeszcze tylko fotograf się otrzepała a Lamia zorientowała się, że nagle pod jej biurkiem pojawił się jakiś biały kawałek. Chyba jakiś papier.

- Aha chłopaki ja mam dzisiaj dużo spraw na mieście. To mnie nie będzie. Ten artykuł to ja dokończę w domu. Musze jeszcze jeden wywiad zrobić. No i te zdjęcia obrobię to też będą. - mówiła do nich jakby sobie przypomniała po co tu przyjechała. Siadła na swoim miejscu pakując coś do torby. A jak się schyliła to wpakowała tam też kopertę spod swojego biurka. Po czym wstała, zasunęła krzesło i pomachała im na pożegnanie posyłając słodki uśmiech.
 
__________________
A God Damn Rat Pack
'Cause at 5 o'clock they take me to the Gallows Pole
The sands of time for me are running low...
Driada jest offline