Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-09-2007, 22:54   #34
Extremal
 
Extremal's Avatar
 
Reputacja: 1 Extremal to imię znane każdemuExtremal to imię znane każdemuExtremal to imię znane każdemuExtremal to imię znane każdemuExtremal to imię znane każdemuExtremal to imię znane każdemuExtremal to imię znane każdemuExtremal to imię znane każdemuExtremal to imię znane każdemuExtremal to imię znane każdemuExtremal to imię znane każdemu
-Jazda!! Jazda!! Pewnie ścigają nas!!- Wydzierał się Jezus Chrystus w fotelu pierwszego pasażera, oglądając się nerwowo za siebie spoglądając czy przypadkiem nic za nimi nie jedzie, i prewencyjnie zlustrował ogłuszonego Bartłomieja, w razie konieczności miał równie prewencyjną co jego wzrok pałkę, by go ogłuszyć. Póki ma te ździerstwo na głowie na pewno nie będzie skory do pomocy, więc lepiej żeby nic nie robił, jak miałby przeszkadzać.
-No myślisz że z widelcem i nożem zamiast dłoń łatwo się prowadzi Hummera?- wyżalił się RoboMarlin - A po za tym kto miałby nas ścigać?
-No na przykład oni!!- Krzyknął jeszcze głośniej niż poprzednio Mesjasz, wskazując panicznie palcem na grupkę harleyów, które zajechały znad przeciwka.
-O w P[oziomkę]!! No to już po nas stary, nie uciekniemy im. -Desperacko oznajmił ich położenie pasażerowi, on z przerażenia aż bał się spojrzeć przed siebie na drogę, skręcił głową na bok, zamknął oczy i wcisnął gaz do dechy. Licząc że rozbije któregoś z motocyklistów, a jako iż RoboMarlin nie uznawał przemocy wolał myśleć że potrąci niewinną sarenkę....bynajmniej tak miał zamiar mówić przed sądem w razie gdy by zostali jakimś cudem przechwyceni przez wymiary sprawiedliwości.
-Patrz na drogę do ch[oinki]!!!-Ciągle nabuzowany Jezus chwycił dziarsko w rąsie kierownicę i z gracją paralityka wymijał pędzące naprzeciw im potężne motory, a huk ich silników był tak głośny że Jezus nawet nie był w stanie słyszeć swoich panicznych krzyków.
-No jak to kto? Przecież to gwardia honorowa Ojca Szefa!! Twojego faceta!!-Odpowiedział Jezusowi, a widząc że ten doskonale sobie radzi za kierownicą, on odwrócił się do tyłu i zaczął myszkować pod siedzeniem, na którym leżał Bartłomiej, jako że jego nibywidelco-rączka nie sięgała adekwatnie do założonego mu protokołu, to postanowił zrzucić sennego Chomika na podłogę.
-Pogięło Cię? Padło Ci na układ scalony czy co? Nie budź go bo pewnie w tym amoku nam serca powyrywa i będzie mógł dosłownie zmówić litanię do serca jezusowego- wyraził swą opinię usiłując się prowadzić z pozycji pasażera Jezus.
-Nie bój się, czekaj... mam tu coś dla Ciebie...-oznajmił i podał Jezusowi doborowa dubeltówkę z małym pudełeczkiem z nabojami.
-No i co mam robić??- Spytał ciekawsko dzierżąc Shotguna.
-No pruj w nich do c[hama]-odparł władczo RoboMarlin, wszak i tak już nie mogli mu nic gorszego zrobić, czego nie zrobił to Dart Potter. Nie miał już nic do stracenia.
Nagle do okienka pasażera zapukał motocyklista, Jezus i Robocik natychmiastowo zlustrowali osobnika, jak się okazało, był to ksiądz w czarnej sutannie i białek koloratce, a pukał długim, metalowym baseballem, po chwili delikatne pukanie przemieniło się w brutalne nap[arzanie]. Drugi motocyklista zaczął kamieniami wybijać tylne szyby, drugi zbijać reflektory, a pozostała dwójka zajęła się przednimi szybami i maską samochodu.

Jezus drżącymi rączkami wycelował wprost na łysą, połyskującą się w blasku słońca główkę księżulka na motorze, nagle jednak przypomniała mu się impreza podczas ostatniej wieczerzy, oraz balangę jaką wyprawili mu apostołowie jak trzeciego dnia powrócił zmartwych, Jezus się tak rozmarzył, znów miał ochotę wygodnie rozsadowić się na soczyście zielonej łące i wyjarać herbatę z Judaszem... że też musiał się okazać frajerem.
-Jezu strzelaj!! bo nas pozabijają!!-Darł się panicznie Robomarln, próbując starować dwóch od swojej strony niemilców. Wrzask jaki wydał z siebie mały gadający toster tak przeniknął do umysłu Jezusa że aż wystrzelił wprost nad ich głowami w efekcie robiąc kolejną po szyberdachu dziurę w suficie wozu, Jezu nie zniechęcony tym ponowił ostrzał, tym razem trafił wprost przez szybę w... stojącą na poboczu damę lekkich obyczajów.
-NO NA WSZYSTKIE KUR[czaki] PIE[czone]- kontynuował swe jęczenia MechaMarlin i staranował to raz to drugi raz w efektownym drifcie Katolickich Harleyowców, a oni sami efektywnie to wpadali pod koła Hummera, to pięknie toczyli się wzdłuż drogi, oddalając się w lusterku.

-No pięknie... zabiliśmy synów bożych...- Z smutkiem wyżalił się z łzami w oczach Jezus, podpierając swój szlachetny, spiczasty, aczkolwiek brodaty podbródek o lufę shotguna.
-Widzę że se dawno w żyłę nie dałeś....- Tylko tyle przez zęby zdołał wypowiedzieć RoboMarlin.

Po chwili krępującej ciszy, z deski rozdzielczej wyrósł mały monitorek, a na niej nie kto inny jak żonaty Ojciec Rydzyk, szef i zarazem intrygant, któremu marzy się niepodzielna władza we wszechświecie.
-No tu jesteś moje kochanie... widzę że odrzuciłaś moją miłość, ukradłaś mi samochód, porwałaś mojego robota kuchennego i jeńca wojennego.. dobrze więc nie chcę już Ciebie!! Kiepsko się liżesz i masz chude biodra, a zatem, karą będzie lęk...-I jak szybko i niespodziewanie się zjawiła wideokonferencja, tak szybko zniknęła.
-Ty.. ale żeś se prze[srał] u niego... - Z żalem stwierdził Robomarlin- Jakby moja dupcia jakiemuś nadzianemu grubasowi się spodobała, bym mógł nią kręcić do końca dni.
-Pff materialna dziwka, liczy się uczucie!! A jemu chodziło tylko o seks!!-Oburzył się niesłusznym oskarżeniem Chrystus.

Nim minęła minuta, odprężającej uszy od wzajemnych wrzasków ciszy, usłyszeli nad sobą helikopter, który zaraz przeleciał parę rundek nad nimi, helikopter był białej barwy, z wielkim czerwonym krzyżem u boku, tak właśnie się ustawił helikopter z 20 metrów przed nimi, i z wyjścia pojawił się wesoły księżulek w Biskupskiej sutannie i insygniami watykańskimi, a w rekach dzierżył CKM, a za plecami usłyszeli jak Chomik Bartłomiej podpiera się siedzenia i siada na nim. Bohaterowie nie mieli łatwo.

**** Tymczasem, w zamkniętym klasztorze Betanek....%%%%%%%%

-Za Tobą!!!!- Wydarł się Klex i oddał kilka strzałów przez ramię Kotecka, dziurawiąc na wylot Trutnia.
- AAA Trekitche Fotze!!!!- Wydarł się Truteń, a z jego szlachetnej krtani obficie lała się zielonkawa krew.
-A opowiadałem Ci mój drogi Profesorze, jak mój Wujek pod wpływem był ciekaw jakiego koloru krwi w żyłach mają Murzyni? -Zagadał Kotecek swego wybawcę, kopiąc drgające jeszcze truchło Trutnia.
-Nie, nie opowiadałeś. - Oznajmił Klex, spoglądając na zranionego Trutnia
-No wypadł z baru, a patrzy tam murzyn, i zaczął go tłuc ile popadnie, i powiedział że jak właśnie będzie mieć zieloną krew, to oznacza że to demon i nie warto zostawiać go przy życiu, ale okazało się że jednak ma czerwoną i zostawił go przy życiu....
-Ty to masz dziwne historię...-Odparł na zadziwiającą historię Kotecka Klex.
-No ja chociaż ciągle o Mango nie nawijam.
-Cii coś słyszę-Uciszył Kotecka palcem, i zaczął wsłuchiwać się w odgłosy, które odbijały się od ścian korytarzy.
-To jakiś śmiech...- Stwierdził Kotecek, przeładowując giwerę. -Zostało mi 7 naboi.. a Tobie?
-Mi 5...słyszałem kiedyś o takich istotach, w skryptach Wielkiego Elektronika, są zapiski o katakumbach na kuli szpieguli, i żyją takie istoty... To są roje, a na ich czele stoi matka...która rodzi bezpłodne trutnie, takie jak te. -Kotecek z pasją podziwiał na poruszające się usta Klexa, pociągali go pseudointelgenciki. - Kiedy ona straci życie, cały rój rozpierzchnie się i przestanie istnieć.
-A jak można ja zabić? -Spytał ciekawski Kotecek.
-One tracą swą moc, kiedy odetnie im się głowę...-wyjawił misterny sposób Klex.
-AAh no tak, nie wpadłbym na to- zgrał z siebie słodką idiotkę, czytał Kotecek w Bravo, że ma ta taktyka popyt na inteligencików, a jako że w końcu byli sam na sam, miał płonne nadzieje na czułości w ciemnym zaułku klasztoru.
-Dobra przed nami jest sala królowej, musimy uwolnić Filonka, nie ma co czekać, nie wiadomo co mogli mu zrobić.

Chwilę później już wparowali pełnym pędem na salę tronową, matki przełożonej zakonu, cała sala, była pokryta zgniłą zielenią, a po niej poruszały się siostry Betanki, które porozumiewały się po niemiecku, i rozszyfrowywały swe położeniem poprzez uderzenia odwłokami i czułkami.
A na samym środku sali, leżała wielka.. ekhmmm.. że tak można nazwać "Kobieta" bo jak można nazwać coś, co ma małą główkę i wielkie dupsko? w dodatku owadzie?
-Wiedziałam że przybędziecie... niestety, spóźniliście się. Wasz przyjaciel już nigdy nie będzie mógł stawić czoła mojemu panu...
-Zamknij paszczę i walcz...-Zaklął złowieszczo Klex zaciskając pięści.
-Zaraz Klex... ja ją znam... przecież to... Ripley!!



-O w kur[tzanę]- Ryknęli obydwaj

-Tak, to prawda, tak to jest jak się zadaje całe życie z Xenomorphami, i uprawia stosunki z nimi...
-A więc trzeba zakończyć twe cierpienia, flądro przebrzydła!
-Czy macie serce zabić, zabić kochającą matkę? Która jedyne czego pragnie, to tego aby jej dzieci żyły duże i silne? Czy chcecie aby me dzieci trafiły do sierocińca?... Czy chcecie aby....
Nie mogąc znieść że bohaterka młodzieńczych obsesji miłosnych Klexa skończyła w ten sposób, władował w jej głowotułów pełen magazynek, w którego skład wchodziło pięć pocisków
Reszta Betanek widocznie były psychicznie związane z Matką Ripley, wraz z jej śmiercią i one poumierały w straszliwych męczarniach.

Nastała sielska cisza, niczym nieskrępowana. Gdzieniegdzie można było usłyszeć szczekanie psów , pianie kogutów i inne swojskie odgłosy żywcem wzięte ze wsi.
A za plecami zjawiły sie piękne wrota:




-Spójrz... zobacz, to To Filonek!! Tylko co mu jest...-Podsumował obserwację Kotecek.
-Wiedziałem że po mnie wrócicie...-Wyszeptał z trudem Filonek, zwisający gzymsem spod sufitu w białej substancji.A on sam wydawal się jakoby cały ślepy, osłabiony.
-Boże... święty co oni Ci zrobili?-Spytał przerażony widokiem przyjaciela KLex
-Zapłodnili mnie...-wyjawił ku przerażeniu przyajciół Filonek
-Jak zapłodnili??!!-Spytał się Kotecek
-Matka przełożona, złożyła jajo w moim mózgu...czuję go tu...-Poruszył się Filonek w kokoniku, niebardzo naprowadzając na cel obserwacji-Dobijcie mnie... kiedy on się urodzi znów się rozprzestrzenią... musicie go zabić we mnie.
KOtecek z Klexem porozumiewawczo spojrzeli po siebie, widać było że niewątpliwie była to ciezka sytuacja dla teamu.
-Przysięgam że znajdę sposób by Cię zrespawnować-Wyjawił z łżami w oczach Kotecek, celując prosto w żółwi łeb Filonka... chwila trząsła się ręka włochatemu przyjacielowi. Chwilę męczył się z podjęciem decyzji czy ma odebrać życie przyjacielowi króry niezwykle cierpi, czy też nie. Jednak Klex mężnie przejął i szybkim gestem wycelował w Filonka...oddał strzał. A bohaterowie ruszyli ku gwiezdnym wrotom w poszukiwaniu nadajnika, który na świat miał sprowadzić falę ciemności.
 
__________________
Jednogłośną decyzją prof. biskupa Fiodora Aleksandrowicza Jelcyna, dyrektora Instytutu Badań Nad Czarami i Magią w Sankt Petersburgu nie stwierdzono w naszych sesjach błędów logicznych.
"Dwóch pancernych i Kotecek"

Ostatnio edytowane przez Extremal : 02-09-2007 o 20:09.
Extremal jest offline