Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-10-2021, 10:52   #6
Balzamoon
 
Balzamoon's Avatar
 
Reputacja: 1 Balzamoon ma wspaniałą reputacjęBalzamoon ma wspaniałą reputacjęBalzamoon ma wspaniałą reputacjęBalzamoon ma wspaniałą reputacjęBalzamoon ma wspaniałą reputacjęBalzamoon ma wspaniałą reputacjęBalzamoon ma wspaniałą reputacjęBalzamoon ma wspaniałą reputacjęBalzamoon ma wspaniałą reputacjęBalzamoon ma wspaniałą reputacjęBalzamoon ma wspaniałą reputację
Maakor wyszedł z domu w którym mieszkała Samaya której właśnie przekazał pergamin. Prośba przyjaciela została spełniona teraz był czas na... ucieczkę. Wolna Przystań była największym miastem jakie w życiu widział. I to co zobaczył, poczuł lub usłyszał nie podobało mu się. Po pierwsze wszędzie było mnóstwo ludzi, pół-ludzi i nie-ludzi. Nie żeby miał coś przeciwko czyjemukolwiek pochodzeniu, po prostu było ich ZA dużo. Co chwila ktoś się o niego ocierał, bądź trącał łokciem. Po drugie mieszanka zapachu niemytych ciał, odoru zawartości wylewanych nocników, zepsutego jedzenia i innych odpadków zalegających w bocznych uliczkach i zaułkach doprowadzała go niemal do wymiotów. Po trzecie hałas. Nieustający potok słów z setek ust. Jak każdy rodowity Rzeczanin doceniał Pierwszą Rzeczną Swobodę ale świąteczny nastrój w połączeniu z olbrzymią ilością piwa skutkował setkami dyskusji na tysiące tematów. Żeby oni mieli chociaż rację w tym co mówili. Undine skrzywił się gdy z karczmy obok której przechodził dobiegły go słowa o niezbywalnym i niezaprzeczalnym prawie człowieka do podbijania nowych terenów. Na prawdę miał ochotę wejść tam i przyłożyć krzykaczowi, ale przechodzące co chwilę patrole straży spowodowały że stracił do tego zapał. Jeszcze mu tego brakowało żeby go zamknęli w jakiejś klatce czy lochu.

Gdy wreszcie wydostał się poza miasto odetchnął z ulgą. Nie żeby tutaj było mniej osób, ale przynajmniej było więcej miejsca. Przechadzając się pomiędzy kramami i namiotami chłonął widoki, zapachy i dźwięki. Dzięki większej przestrzeni to wszystko nie było tak przytłaczające jak wewnątrz murów i sprawiało znacznie lepsze wrażenie. Słuchał grajków i z podziwem przyglądał się popisom połykacza ognia i tańcowi derwiszy, oklaskiwał razem z innymi żonglerów i akrobatów, spróbował kilkunastu różnych potraw, jednych tak ognistych w smaku że wycisnęły mu łzy z oczu, innych delikatnych i słodkich. Sakiewka, niezbyt pełna od samego początku, zaczęła teraz świecić pustkami. Nie przejmował się tym, jako że następnego dnia i tak miał zamiar ruszyć w okoliczne lasy, pieniądze nie były mu potrzebne. Nieco oszołomiony natłokiem wrażeń usiadł na ławie w jednym z mniejszych namiotów w których można było coś wypić. Zachęcony przez służebną dziewkę zamówił północny napitek nazywany miodem pitnym. Słodki i mocny przypadł mu do niezwykle do gustu, ale jako że cena była wysoka sączył go powoli, delektując się smakiem. Zupełnym przypadkiem usłyszał wtedy rozmowę toczącą się niedaleko.
- Żebym tak padł pod ławę po jednym kuflu jeżeli kłamię! Mówię ci że słyszałem jak o tym rozmawiały. Jutro jak się tylko Dulaffówny otworzą to na sprzedaż będą dwa komplety skórzanych pancerzy ze skóry bulette. - zarzekał się jeden z pijaczków. Niby nic, ale fakt że był na tyle pewien swego żeby złożyć przysięgę, nawet jeśli tak kiepską, dodawał wiarygodności informacji. Pancerz ze skóry bulette był wart swej ceny, Maakor widział jednego z druidów naszącego podobną ochronę. Niby tylko skóra ale twardością nie ustępująca nawet pancerzowi z metalowymi ćwiekami. Nagle pusta sakiewka zaczęła być powodem do zmartwienia. Ale, ale czy nie widział ogłoszeń o konkursach przybitych na co drugim namiotowym słupie? Nawet tutaj przy kontuarze widać było pergamin z rozpiską.
- Walki na pewno sobie daruję, strzelanie też, siłowanie na rękę i rzucanie palem też odpadają. Pływanie. Jakby stworzone dla mnie. Ciekawe czy ktoś jeszcze z pobratymców będzie startował. - zamruczał pod nosem czytając. Miał nadzieję że jeszcze zdąży, zawody w pływaniu miały się odbywać w południe, a sądząc po słońcu te było już blisko. Ruszył pośpiesznym krokiem w stronę przystani.

***

Zawody pływackie ściągnęły zadziwiająco dużą grupę widzów, jakby nie było wszyscy tutaj korzystali z darów rzeki i byli zainteresowani umiejetnościami z nimi związanymi. A może chodziło o niezwykle przystojnego pół-elfa który brał w nich udział i do którego przylgnęło wiele zachwyconych spojrzeń młodych (i nie tylko młodych) kobiet których w tłumie było zadziwiająco wiele, a który ściągał równie wiele nieprzychylnych spojrzeń mężów, ojców, matek i braci którzy tym kobietom towarzyszyli. Do wyścigu stanęło ogółem piętnastu zawodników różnych ras. Większość stanowili oczywiście ludzie, ale był też rzeczony pół-elf, dwu pół-orków i krasnolud. Ten ostatni przyciągał wiele zdziwionych spojrzeń, które zawzięcie ignorował. Zawody były proste. Co dziesięć dużych kroków do bali wbitych w dno rzeki przywiązane były barki na kórych burtach było zawieszonych piętnaście błękitnych chust. Zwycięzcą zostawał ten który zdołał pierwszy zebrać pięć chust z pięciu barek. Wydawało się to proste, ale barki stały miejscu gdzie nurt był najbystrzejszy a trzeba było płynąć pod prąd. Zawodnicy zaczęli się rozbierać. Umięśnione ciała pływaków właniające się spod ubrań wywoływały falę westchnień i cichych jęków w tłumie. Maakor zrozumiał że zwycięstwo w tym konkursie to dla wielu uczestników sprawa drugorzędna, ważniejsze było pokazanie się potencjalnym kochankom czy przyszłym partnerkom bez rozlewu krwi jaki towarzyszył walkom na pięści. Zawodnicy ustawili się na pomoście. Sędzia podniósł pałeczkę i na dźwięk gongu wszyscy wskoczyli do wody. Niemal wszyscy, krasnolud stał przez chwilę i... skoczył wprost na jednego z wynurzających się właśnie pół-orków. Obydwaj poszli pod wodę i Maakor nie widział już co się dzieje zawzięcie płynąc do pierwszej barki, chwycił szarfę i rozejrzał się. Pomimo naturalnej przewagi w wodzie nie udało mu się wyjść na prowadzenie, był w środku stawki. Ruszył do drugiej barki, ale wciąż nie mógł złapać rytmu i ku swojemu wielkiemu zdziwieniu przy drugiej barce był niemal na samym końcu. Zacisnąwszy zęby parł ku trzeciej, ale siła prądu zaczęła zbierać swoje żniwo i musiał ominąć dwu ludzi którzy pozwolili się unieść wodzie. Sięgnął po trzecią szarfę ale chybił i musiał ponownie wyskoczyć ponad wodę. Tym razem mu się udało ale opóźnienie z tym związane spowodowało że spadł na ostatnie miejsce. Co za wstyd. Wziął głęboki oddech i skierował się ku czwartemu statkowi. Czuł jak jego siły powoli się wyczerpują ale miał nadzieję że dotyczy to też innych zawodników. Ze zdobyciem czwartej szarfy poszło dobrze, teraz był czas na piątą i ostatnią. Nie przyniesie wstydu undine i nie dotrze do mety ostatni! Gniew dodał mu sił, kończyny uderzały w wodę silnie i rytmicznie, minął jedengo z zawodników zmagającego się z prądem, chwilę później kolejnego... Nawet nie wiedział kiedy dotarł do burty barki. Wyskoczył z wody niczym delfin i chwycił chustę. Do jego uszu dobiegły zaskoczone okrzyki i wrzask sędziego.
- I tak oto po niesamowitym i zupełnie niespodziewanym finiszu wygrywa zawodnik z numerem piętnaście! - rozejrzał się i ujrzał że dopiero teraz pół-ork zerwał ostatnią szarfę kończąc jako drugi.
~ Wygląda na to że jednak wygrałem. A sądziłem że to będzie takie proste. ~ pomyślał czując jak słabnie. Skierował się do brzegu by odbrać nagrodę i posiedzieć sobie trochę. Ręce i nogi miał jak z waty. Musiał trochę odpocząć, czekała go jeszcze jedna konkurencja.

***

Nie minęło dużo czasu a już stał w niewielkiej, płaskodennej łódeczce z ościeniem na plecach i wiosłem o długim trzonku w rękach. Zawody w łowieniu ryb nie przyciągały takiej uwagi jak inne, a kilka ostrogródzkich złociszy jako nagroda to nie bylo zbyt wiele. Jednak ci którzy żyli z rybołówstwa dodali inne nagrody, podobnym im warte więcej niż pieniądze. Starzy rybacy obiecali podzielić się, przy kufelku piwa oczywiście, swoimi tajemnymi przepisami na zanęty, które opracowali w ciągu wielu lat łowienia. Dla kogoś takiego jak Maakor ta wiedza była czasmi równa chodzeniu głodnym bądź nie, więc wystartował w zawodach. Każdemu ze startujących, a nie było ich wielu, miał towarzyszyć doświadczony rybak obserwujący go z brzegu, tak na wypadek gdyby ktoś miał zamiar oszukiwać. Tym razem nie było gongu, tylko machnięcię szarfą. Druid powiosłował na środek rzeki i rozejrzał się. Tam przy brzegu, w szuwarach pewnie można było coś wiekszego złowić, ale miejsce było już okupowane przez kilku konkurentów, więc była to raczej kwestia szczęścia niż umiejętności. Nieco z boku głownego nurtu też już stało dwu zawodników, ale pora dnia była raczej niezbyt odpowiednia na łowienie na głębokiej wodzie. Wzrok undine padł na bardziej oddalone szuwary pośród których widać było powalony pień drzewa. Powiosłował w tamtym kierunku walcząc z prądem. On i sędzia idący brzegiem oddalali się co raz bardziej od miasta i zgiełku.

Maakor rozejrzał się rozcierając zmęczone ramiona, to było dobre miejsce. Szuwary i kryjówka pod powalonym pniem, a jednocześnie dostatecznie blisko miasta by ucztować na wyrzucanych odpadkach. Zaczął nasłuchiwać i ku swojemu zdziwieniu nie usłyszał żadnego większego ptaka. Same drobiny które zdolne były utrzymać się na trzcinach. Jeszcze raz się rozejrzał i nie zobaczył żadnej kaczki, dzikiej gęsi ani czapli. Cokolwiek obrało sobie te szuwary za siedzibę było duże i wiecznie głodne. Przywiązał łódkę do wystającego z wody konara i rozrzucił zanętę. Stanął na łodzi z podniesionym ościeniem i zamarł w bezruchu. Słońce ogrzewało mu ramiona nieco zbyt mocno jak na jego gust, plecy dawały znać o sobie, a oścień ciążył i wzniesione ramię zacząło boleć. Zacisnął tylko zęby i czekał. Coś poruszyło muł na dnie, potężny cień przemknął spod pnia i zaatakował zanętę. Druid cisnął ościeniem. Ryba szarpnęła się i zaczęła odpływać w dół rzeki zostawiając szlak krwi w wodzie. Nie czekając ani chwili undine wyciągnął sztylet, chwycił go w zęby i trzymając w dłoni linkę przyczepioną do ościenia skoczył za zdobyczą.

Dla oglądających z brzegu wyglądało to jakby w głownym nurcie zagotowała się woda. Dwa ciała szarpały się w gwałtownych zmaganiach rozpryskując krwawą pianę na wszystkie strony. Niebieskoskóra postać trzymała się jedną ręką płetwy grzbietowej olbrzymiego suma i zadawała ciosy sztyletem trzymanym w drugiej. Wreszcie jedno z pchnięć sięgnęło skrzeli giganta i ryba zaczęła słabnąć. Po kolejnych kilku miniutach zmęczony druid zaczął holować potężne ciesko do brzegu. Kilka łódek wyruszyło z przystani by mu pomóc. Rybacy cmokali z uznaniem. Potężna ryba mierzyła ponad 2,5 metra długości i ważyła tyle co solidny ork.
- Toż to Stary Chapacz - zakrzyknął jeden z rybaków przepychając się przez tłum, który zaczął się zbierać na przystani. - Wielką przysługę żeś nam oddał, nieznajomy, bestia już dawno przeżyła swój czas i napłodziła narybku. Teraz tylko wybijała wszelkie ptactwo i ryby w okolicy. Nie dalej jak w zeszłym roku omal nie porwała dzieciaka z płycizny, tak się zrobiła odważna. Po tych bliznach widać jak wiele ościeni go naznaczyło i nic, ale przyszedł czas, przyszedł czas! Jak już wszyscy powrócą i ogłosimy twoje zwycięstwo, bo większej bestii tu nie będzie, to pójdziemy na kufelek, na mój koszt. - solidnie poklepał undine po ramieniu.

Kilka godzin później po kufelku, a może raczej kilku, złocistego piwa nad porcją złociście przyrumienionego suma, po wysłuchaniu rad, przepisów i obowiązkowego przechwalania się jakież to potężne ryby opowiadającemu z sieci się wyrwały, druid usiadł na ławie i odechnął z ukontentowaniem. Miał jeszcze spory kawał ryby na talerzu ale był tak syty że nie dał rady go zjeść. Żal jednak było jedzenie marnować, zaczął się więc rozglądać za jakimś kotem gdy do jego uszu dotarło ciche skrzeczenie. Podniósł głowę i zobaczył małego kłobuka siedzącego na jednym z namiotów. Wydało się druidowi dziwne że ptak nie odlatywał pomimo zgiełku dookoła. Oderwał kawałeczek ryby i odłożył go tak by ptak go widział, nastepnie odszedł kilka kroków i przyglądał się jak drapieżnik podlatuje i łapczywie pożera posiłek. Wówczas dało się zauważyć kawałek kory przywiązany do jego nogi. Kilka minut zajęło druidow przekonanie do siebie ptaka na tyle że był w stanie odwiązać korę bez utraty palca, ale kosztowało go to resztę posiłku. Kora była jeszcze dość świeża a na jej powierzchni czerwonym barwnikiem, prawdopodobnie krwią, było napisane alfabetem druidzkim "Równowaga została zachwiana na północnym-wschodzie, potrzebna po..." reszta była rozmazana. Druidzi nieczęsto słali rozpaczliwe wołania o pomoc, ale jeżeli już to zazwyczaj mogli liczyć na pomoc innych ze swej profesji. Wyglądało na to że zbroja którą miał zamaiar kupić będzie potrzebna szybciej niż sądził. Jednak samotna wyprawa mogła skończyć się tragicznie. Czy jednak nie widział gdzieś ogłoszenia o zaginianej grupie na północnych wzgórzach?

***

Do Barbakanu dotarł przed zachodem słońca. Wpuszczono go do środka bez problemów.
- Twoja wygrana kosztowała mnie pół ostrogrodzkiego złotego, nikt nie spodziewał się że wygrasz. - powiedział jeden ze strażników kwaśno, ale za chwilę się uśmiechnął. - Z drugiej jednak strony Porga postawiła na swojego brata dwie dziesiątki i z radością patrzyłem jak toczy pianę z pyska jak zerwałeś ostatnią szarfę. Lepiej unikaj tej nocy pół-orków, bo ci kości porachują. - otworzył przed druidem drzwi. Undine wszedł do środka, obrzucając czekających uważnym spojrzeniem. Zwrócił zwłaszcza uwagę na pół-orka z wilkiem. Kobieta też przykuła na dłuższą chwilę jego uwagę, nie często widywało się w tych okolicach taki kolor włosów. Pozostali dwaj chętni do poszukiwań nie robili już takiego wrażenia, choć obecność gnoma była pewnym zaskoczeniem. W odpowiedzi znalazł się pod ostrzałem równie zaciekawionych spojrzeń. Od razu widać było że jest tylko w części człowiekiem. Niebieska skóra, przypominające rybie płetwy uszy, egzotyczne rysy twarzy o mocno zarysowanych kościach policzkowych, płaskim nosie, wąskich, bezbarwnych ustach i ostrym podbródku pokazywały to aż zbyt wyraźnie. Ubrany w skórzaną koszulę i spodnie, z pasem o kościanej sprzączce i solidnych butach od razu wyglądał na kogoś obeznanego z dziczą. Gruba, skórzana zbroja okrywała jego tors i górę ramion. Za uzbrojenie służył mu sejmitar, a u drugiego boku równoważył go solidny sztylet. O dziwo nie miał przy sobie żadnego innego ekwipunku, nie licząc kilku sekiewek przy pasie. Gdy wszyscy się przdstawili skinął głową mówiąc.
- Maakor Freewave, zwiadowca. - nie uważał za zbyt rozsądne już teraz ujawniać swoich możliwości jako druid. Przyjdzie na to czas. Nie na darmo stare rzeczańskie powiedzenie mówiło ze zaufanie jest droższe od pieniędzy.
 
__________________
"Prawdziwy mężczyzna lubi dwie rzeczy – niebezpieczeństwo i zabawę, dlatego lubi kobiety, gdyż są najniebezpieczniejszą zabawą."
Fryderyk Nietzsche

Ostatnio edytowane przez Balzamoon : 20-10-2021 o 00:03.
Balzamoon jest offline