22-10-2021, 14:18
|
#9 |
| Dla Bereniki poranek był najpierw trudny, a potem dzięki cudom kapłana Caydena znacznie łatwiejszy. Proste błogosławieństwo oddaliło kaca po wczorajszej popijawie. Kobieta podziękowała Ericowi wyciskując go, potem zapewniła, że znajdzie zastępstwo za siebie i wyruszyła na targ prawie zapominając o swojej sakiewce. Czasem się wydawało, że mogła zapomnieć głowy i by nie zauważyła.
Zapakowany plecak stał obok nóg Bereniki kiedy ta płaciła za namiot. Kiedy monety zmieniły własciciela spojrzała na pakunek z nietęga miną. Bawiąc się chwilę z paskami udało jej się przymocować namiot do plecaka. Nie podniosła go od razu zaskoczona wagą tego wszystkiego. W końcu z trudem jej się udało i wpakowała sobie na plecy. Ruszyła na umówione miejsce kiedy wpadła na półorka. Chwilę na niego patrzyła zza przymrużonych oczu.
- Hej! - pomachała w końcu do niego obserwując jaką będzie miał reakcję. - Nie pomyliłam się prawda? Wczoraj byłeś u Aureluisa, zgłosiłeś się na wyprawę, tak? Gan… nie pomagaj, Gannnnorsk? - przeciągnęła imię patrząc niepewnie.
Półork zaśmiał się krótko - jego głos miał przyjemną, głęboką barwę. - Dokładnie, ale Gan też brzmi dobrze - uśmiechnął się i podrapał za uchem wilka, który przysiadł mu obok nogi - A to jest Ursk. Ursk, przywitaj się ładnie - zwierz jak na komendę pochylił głowę z dostojnością godną księcia - Berenika, tak? Jak się miewasz po wczorajszym wieczorze?
- Fantastycznie - kobieta oznajmiła dumnie się prężąc. - Ale to dzięki Ericowi. Najwspanialszemu kapłanowi Caydena! Bez jego błogosławieństwa mogłabym co najwyżej przyczołgać się na targ nie mówiąc już o taszczeniu tego ciężaru...
Berenika bystrze spojrzała na rozmówcę beceremonialnie wlepiając wzrok w umięśnione ręce, tors… i wszysko.
- Mógłbyś mi pomóc? Wyglądasz na silnego, a ja nie doceniłam ciężaru rzeczy jakie ze sobą wzięłam. - spytała momentalnie zadzierając głowę do góry aby wbić błagalne spojrzenie w twarz półorka. Splotła dłonie ze sobą i ściągnęła nieco usta nadając żartobliwego tonu prośbie.
Ganorsk zaniemówił na moment, ale w końcu kiwnął energicznie głową, uśmiech nie schodził z jego ust. - Oczywiście, chętnie pomogę! W zasadzie to i ten żarłok - wskazał na wilka - mógłby coś ponieść, ale jak kupię juki, zostanie mi ledwie parę srebrników. Chyba zbyt dobrze się bawiłem - znowu zaśmiał się krótko.
- Och… Jeśli coś potrzebujesz to mogę coś ci pożyczyć. Po wyprawie i tak powinniśmy mieć wystarczająco na długi czas - Berenika sięgnęła po sakiewkę aby przeliczyć co jeszcze ma. - Może sobie jakoś poradzę, ale przyda nam się kilka "drobiazgów" w rodzaju szpadli czy łomów. Może Ty je kupisz, a my z Urskiem poniesiemy? - zaproponował.
Berenika chwilę się zastanawiała nad odpowiedzią.
- Można i tak - zgodziła się choć mniej entuzjastycznie niż przed chwilą. Postawiła plecak na ziemi i zaczęła odpinać od niego namiot.
- To masz to póki co, a ja idę kupić narzędzia. - podała półorkowi namiot i z ulga podniosła plecak. - Jak masz tam jeszcze coś ciężkiego, to mogę to wziąć - stwierdził dopinając do swojego - Kupimy tylko juki i mogę…- wzdrygnął się lekko - I możemy się tutaj spotkać - kontynuował, jakby nigdy nic.
Zaklinaczka tylko na moment spojrzała na Gana i wzruszyła ramionami.
- Później się podzielimy, nie chcę wyciągać wszystkiego z plecaka na środku targu. To będę za… niedługo - dodała nie mogąc zlokalizować żadnego z zegarów słonecznych. ***
Spotkali się w wyznaczonym miejscu wraz z pozostałymi chętnymi. Po wyruszeniu wywiązała się rozmowa, w której Berenika co nieco uczestniczyła ale jej własne myśli dość szybko odpłynęły gdzie indziej. Zostawiła plecak wraz z kuszą pod pokładem. Sztylecik schowany miała w kieszeni spudnicy i co jakiś czas nerwowo sprawdza czy wciąż tam był, czy jest w stanie go szybko wyciągnąć. Na wodzie zaklinaczka była mniej rozmowna z niezadowoleniem patrząc na taflę wody. Nie była dobrym pływakiem i wizja wpadnięcia do lodowatej wody nie napawała ją optymizmem.
Zejście na ląd przyjęła z ulgą, a kiedy zaczęli się zbierać do przygotowywania posiłku promieniała wręcz energią. Jak się okazało miała przy sobie nieco przypraw i bezsprzecznie zamierzała ich użyć do podbicia smaku zwierzyny. Gawędziła dużo z kręcącym rożen któremu i o dziwo nie wchodziła w paradę pomimo zapału. Mięso doprawione solą i pieprzem oraz wysmarowane kilkukrotne słoniną miało przyjemny smak. Spieczona skóra natłuszoczona i ponownie spieczona przyjemnie chrupała pod zębami. Berenika promieniała zadowoleniem i niemal można było uwierzyć, że mija się z powołaniem idąc na wyprawę zamiast poświęcić się pasji kucharskiej. Wrażenie minęło szybko kiedy Almarr zaczął grać i śpiewać. Nagle dla kobiety cała reszta przestała mieć znaczenie i tylko wpatrywała się w młodzieńca z zachwytem. Potem tylko o tym gadała… póki nie weszli ponownie na langskipa.
Uderzenie w burtę zachwiało kobietą, ale to biegnący załogant sprawił, że musiała ratować się przed upadkiem łapiąc za linę. Krzyki, tupot, charkot. Berenika z trudem orientowała się co się dzieje. W końcu jednak oprzytomniała zebrawszy w sobie całą odwagę i lata treningu. Zaczęła krążyć pomiędzy broniącymi dotykając ich broni siniejącymi palcami. Na kilka chwil metal pokrywał się szronem, który szybko topniał.
- Wiedźma - rzucił jeden z ulfeńskich wojowników, ale spotkał się tylko z obojętnym spojrzeniem. Berenika przetarła dłonie, które zaczynały ja już boleć. Momentalnie odzyskała w nich kolor. Wtedy też obślizgłe łapsko złapało ją za włosy sięgając zza burty. Pisnęła zaskoczona i odruchowo zdzieliła potwora dłonią po pysku. Nie zostawiło to zbytniego wrażenia na utopcu. Berenika skrzywiła się wściekle. Nikt nie będzie jej targał za włosy! Dłoń znów posiniała ale tym razem z jej palcy spłynęło mgliste światło któe pomknęło wprost w brzydką twarz nieumarłego. |
| |