Wysoka i bardziej żylasta niż umięśniona Shania założyła plecak, wzięła karabin i odrzuciła cienki warkocz na plecy. Przeskoczyła z łodzi na pomost, z gracją kogoś, komu nie trzeba karabinu do zabijania.
Chodziły plotki, że jest rekrutem nie pierwszy raz. Owe plotki wspominały coś o Lwach, ale konkretów było brak, a Shania jakoś nie chciała o tym gadać. Ale musiało być coś w tym z prawdy, bo na lewym ramieniu miała wytatuowaną czarną dziurę, idealnie by ukryć coś z przeszłości. Na przykład znak poprzedniej jednostki… - Może mało lasek mają - mruknęła Shania - będziemy mieć wzięcie. Gdyby nie to, że zawsze mam nóż pod poduszką, to od dziś bym tak zaczęła robić. - Dlaczego nie z gnatem? - ktoś zapytał. - Minimum kultury obowiązuje nawet tutaj, to że ja powiem “nie” nie oznacza, że wszyscy mają się przez to nie wyspać. Czas się przywitać.
Podeszła to stojącego sierżanta i zameldowała: - Posiłki dotarły, panie sierżancie. |