Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-11-2021, 19:57   #3
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację


Woda… ciemna, zimna i błotnista. Mroczna gęsta breja odbierająca oddech Ann. Dusiła się desperacko próbując wydostać się na powierzchnię. Mijała unoszące w toni wodnej zwłoki. Były dla niej cienistymi sylwetkami pozbawionymi szczegółów, ale… wiedziała kim są i to ją.
Teraz jednak starała o tym nie myśleć i pospiesznie parła ku powierzchni. Byle szybciej, byle zdążyć zanim…
Pamiętała jeszcze co oznaczało “zanim”, ale znów... starała się o tym nie myśleć. Jeszcze kilka ruchów rękami, jeszcze trochę wysiłku.Już widziała rozmyty kształt księżyca w nowiu wskazujący jej kierunek płynięcia. W końcu wynurzyła się, zaczerpnięcie powietrza było cudownym uczuciem.


Ale gdy oddechu zakosztowała pojawił się kolejny znajomy popęd, wykręcający kiszki głód. Rozejrzała się dookoła. Toń wodna była ograniczona granicą drzew. Jezioro otoczone lasem. Wciągnęła nozdrzami zapachy, poczuła zwierzynę. Popłynęła w jej kierunku, powoli i spokojnie. Teraz gdy nie musiała walczyć o oddech mogła sobie pozwolić na relaks i ekscytację z powodu zbliżania się do zwierzyny. Czas na polowanie.
Powoli zbliżała do brzegu, czuła zapach ofiary i coraz lepiej ją widziała. Jej cel nie był świadomy tego, że się do niego zbliżała, a jego zapach tylko pobudzał jej apetyt i drapieżne zapędy. Musiała się jednak hamować swój zapał by chlupot wody nie zdradził jej obecności i nie spłoszył jej ofiary. Była blisko… coraz bliżej… zobaczyła jak jej cel podchodzi do brzegu.
Teraz… wyskoczyła z wody, rzuciła się na kobietę. Mackami i pazurami masakrowała zaskoczoną ofiarę rozrywając jej ciało do kości. W końcu oderwała głowę i spojrzała w jej oblicze… swoje własne. Bo zabitą ofiarą była sama Ann właśnie.
Spoglądała na głowę… krwawy ochłap zamarły w grymasie bólu i przerażenia. Odrzuciła ją po chwilę i zabrała się za najbardziej smakowite kąski… serce, wątrobę, trzustkę. Szarpała ciało i wyrywała kości by dostać się do smakołyków.

Obudziła się nagle przerażona tym co widziała podczas snu. Nawet jeśli detale szybko ulatywały z jej głowy, to ogólnego wątku snu Ann zapomnieć nie mogła. Jak i uczucia oślizgłego płynu na skórze jakim była woda ze snu. Na szczęście to było tylko doznanie wyniesione z koszmaru. Nie była pokryta żadną lepką mazią.

- Wszystko w porządku?- zapytał William wchodząc i nie czekając na jej odpowiedź, sam kontynuował. - Pierwsze noce w nowym miejscu bywają ciężkie, ale nie martw się. Szybko przywykniesz. Dam ci chwilę na przygotowanie się, bo zaraz wyjeżdżamy. Mamy kilka miejsc do odwiedzenia i osób do poznania.


Pół godziny później jechali razem samochodem. William z początku milczał i przestrzeń pojazdu wypełniały dźwięki radia.
- … mam nadzieję, że wślizgnęliście już w coś wygodnego. Ja tak zrobiłam.- mruczał sugestywnie kobiecy głos w radiu. - Do północy zostało jeszcze kilka godzin, ale noc czarów już się zaczęła wraz z waszą ulubioną wróżką. Więc dzieci nocy, czas odkryć przeznaczenie ukryte w gwiazdach i kartach. Wasza Jaine Love już czeka na wasze telefony…-
Dziwny gust miał William, ale też i bardzo staromodny. Kto obecnie słuchał audycji radiowych niszowych lokalnych stacji ?
Jaine uwodziła głosem rozmówców wróżąc ich los z kart. Kolejny “prorok” jaki się pojawił na obrzeżach jej życia w ciągu ostatnich nocy.
-... widzę gorącą miłość kochanie w twoim życiu. Pełną emocji i zwrotów akcji... - mruczała Jaine kusząc, a mężczyzna odezwał się nagle. - Może… może byśmy się spotkali,co? Skoro widzisz miłość…-
Perlisty śmiech Jaine przerwał jego wypowiedź.- Wybacz skarbie, ale umowa ze stacją nie pozwala na takie umawianie się na antenie. Spróbuj mnie złapać poza radiem, może ci się poszczęści.
- Jaine… przecież twoje karty mówią, że jesteśmy sobie prze…- William nagle wyłączył radio i rzekł do cicho do Ann.
- Gadałem z Joshuą. Zdarzył się jakiś wypadek. Coś niepokojącego.- zaczął niepewnym głosem, po czym uśmiechnął się przepraszająco.- Więc niestety muszę nieco zmienić kolejność odwiedzin. Podrzucę cię do Larry’ego i tam zostaniesz, aż do mojego powrotu. Zajmie mi to jakieś dwie godziny, góra trzy.

Dojeżdżali do … stacji benzynowej, która wyglądała bardziej jak jakaś szopa na pustkowiu.


Idealna sceneria dla budżetowego slashera. I ona miała tu pracować?
William zatrzymał się przed stacją benzynową i zatrąbił przywołując uwagę dwóch dwumetrowych niemalże osiłków o potężnej muskulaturze i grubo ciosanych rysach twarzy. Któryś z nich mógł być brujah, bo na takich wyglądali.
- Luc, zawołaj szefa.- rzekł William wysiadając z samochodu. Bardziej zarośnięty na głowie osiłek skinął w milczeniu głową i wszedł do warsztatu, podczas gdy drugi nadal zajmował się układaniem skrzynek obok sklepu.
Larry okazał się niższy od swoich pomocników, którzy przypominali bardziej cielesne golemy niż ludzi. Szczupły mężczyzna był niewątpliwie wampirem, wytatuowany i o drapieżnym spojrzeniu mógł być jednym z najniebezpieczniejszych wampirów napotkanych przez Ann. Choć to zagrożenie mogło być tylko bezpośrednie. Nie było żadnej finezji w postawie tego mężczyzny, żadnej subtelności. Jego wygląd, mimika i ruchy sugerowały czystą drapieżność i nic więcej.
Ów Larry początkowo nie zwracał na nią uwagi skupiając swoje spojrzenie na Williamie.
-Hej. Co cię tu sprowadza? Chyba nie problemy z wozem. Zrobiłem przecież przegląd niecały miesiąc temu.- zaczął rozmowę, a opiekun wampirzycy od razu odpowiedział.
- Nie. Nic z tych rzeczy.- po czym wskazał na nią.- To jest Ann Paige, kainitka z Nowego Yorku. Zamieszka u nas w Stillwater.
- Acha…- teraz dopiero przyciągnęła uwagę Larry’ego. Przyjrzał się jej badawczo i z wyraźnym zaciekawieniem.- Joshua już wie? A reszta.
- Joshua wie… reszty nie miałem okazji zawiadomić.- wyjaśnił William. - A teraz jeszcze coś podejrzanego się zdarzyło i nie chcę ją tam ciągnąć ze sobą. - po czym dodał żartem.- Jeszcze sobie wyrobi złe zdanie o naszej miejscowości. Zaopiekuj się nią na razie, wrócę za godzinę lub dwie i wyjaśnię wszystko. Zresztą liczyłbym na to byś ją wziął do siebie na ekspedientkę w sklepie. Sprawdzi się lepiej niż twoje mruki.
- Coś w tym jest, niemniej nie zarabiam na sklepiku na tyle…- zaczął rozważać Larry, a William przerwał mu. - Pogadamy o tym jak wrócę. Na razie… zaopiekuj się nią do mojego powrotu.
Po czym wsiadł do samochodu i ruszył gwałtownie pozostawiając Ann z wampirem którego ledwo znała i ghulami których nie znała w ogóle.
- Więc… Ann, tak?- zwrócił się do niej Larry spoglądając z zainteresowaniem. - Za co trafiłaś do naszego pierdla? Bo nie miej złudzeń, jesteś za kratkami. William z Joshuą mogą udawać milutkich i sprzedawać ci Stillwater jako wakacyjną miejscówkę. Ale pod całym tym słodkim różowym lakierem kryje się brudna rdzawa prawda. Jesteśmy w więzieniu, a ta dwójka jest jego strażnikami. Więc... za co?
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline