Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-11-2021, 09:53   #9
Fenrir__
 
Fenrir__'s Avatar
 
Reputacja: 1 Fenrir__ ma wspaniałą reputacjęFenrir__ ma wspaniałą reputacjęFenrir__ ma wspaniałą reputacjęFenrir__ ma wspaniałą reputacjęFenrir__ ma wspaniałą reputacjęFenrir__ ma wspaniałą reputacjęFenrir__ ma wspaniałą reputacjęFenrir__ ma wspaniałą reputacjęFenrir__ ma wspaniałą reputacjęFenrir__ ma wspaniałą reputacjęFenrir__ ma wspaniałą reputację
Lazaret:

Namiot medyczny nie różnił się wiele od kwaterunkowego. Różnica była taka, że przestrzeń wydzielona w tylnej części była większa. Po lewej znajdowała się prowizoryczna sala zabiegowa, a po lewej część diagnostyczna.

Dwa łóżka były zajęte. Żołnierz leżący bliżej drzwi miał opatrunek na klatce piersiowej, a kolejny na bicepsie i udzie. Obaj przerwali rozmowę zwrócili się w kierunku wejścia na widok nowo przybyłej osoby.

Ross
https://i.imgur.com/AyF9ocB.png
Harrison
https://i.imgur.com/0vfLHKI.png

Ariel rozejrzała się po namiocie w poszukiwaniu lekarza lub pielęgniarek. Ale nie widząc ich skierowała się w stronę poszkodowanych.

- Nazywam się Ariel Doe jestem częścią uzupełnień, jakie zostały przysłane, by wzmocnić wasz oddział. - Mówiła z lekkim uśmiechem. Puknęła się w naramiennik na którym znajdował się symbol medyka - Jestem sanitariuszką i dobrze by było się zorientować w jakim stanie znajduje się mój nowy oddział.

- Słychać, że wielkomiastowa - czarnoskóry żołnierz parsknął do kolegi.
- Jeszcze nie przesiąknięta prowincją - zawtórował mu kolega.
Ten pierwszy zwrócił się na powrót do medyczki.
- Przepraszamy. To z nudów - wskazał na swój opatrunek na ręce i nodze - Ja jestem Ross, a ten tutaj to Harrison. Was ilu przypłynęło?

AD rozejrzała się po otoczeniu i sięgnęła po wolnostojące rozkładane krzesło. Jego oparcie posiadało ciemną plamę, na zielonym płótnie, ale nie skrzywiła się tylko rozsiadła wygodnie i powiedziała.

- Miło mi was poznać - powiedziała po czym dodała. - W sumie przypłynęliśmy w 4 osoby. - Wyciągnęła rękę i odliczała na palcach. - Strzelec wyborowy, jego brat korespondent, mało typowa szeregowa i ja... - skończyła zamykając rękę. - Powiedzcie, co was tak urządziło i co mówili medycy - uśmiechnęła się szerzej. Gdyby widział ją ktoś z ludzi, z którymi płynęła byłby w szoku, bo akurat ten grymas na jej twarzy pojawiał się rzadko.

- Mishimce na sąsiedniej wysepce. Standardowy patrol. Okazał się nie taki nudny jak zwykle - skrzywił się Ross.
- Morris na wasz widok pewnie piał z zachwytu - zagaił Harrison.

Ariel coś się obiło o uszy o ostatnie konflikty z Mishimą w tym rejonie, ale żeby doszło do takiej masakry… Wojna jednak się nie kończy - pomyślała sentencjonalnie, na głos jednak zapytała:

- [i] Ciężko powiedzieć czy piał, czy nie, zrobił wrażenie służbisty. Mamy się stawić na odprawę za jakąś godzinę.Jakie macie prognozy, co lekarz wam przekazał, jak długo będziecie tu jeszcze leżeć? [\i]- chciała się dopytać po pierwsze, by samemu wstępnie ocenić ich stan, a po drugie by zorientować się do kiedy ich oddział będzie osłabiony.

- Lekarz mówił, że jakieś trzy, cztery dni. Jak będziemy łazić to dłużej - wyjaśnił ten czarnoskóry.
- Wasze specjalizacje sugerują, że nie jesteście typowym mięsem armatnim. Morris będzie chciał was sprawdzić - dodał jego kolega.

- Wspominaliście o sierżancie. Kim jest ten Moris i czego możemy się po nim spodziewać i na co zwracać uwagę? - zapytała niespodziewanie.
- Dowiecie się za godzinę - Ross uśmiechnął się. Uśmiech był mieszaniną tajemniczości i złośliwości. - Morris dałby mi po uszach jakby się dowiedział, że wygadałem więcej niż powinienem.

- Dzięki i za to - mrugnęła do niego okiem uśmiechając się, wstała i powiedziała: - Jeszcze raz miło was było poznać. Wracajcie do zdrowia, ja idę pozwiedzać.

Miała ochotę powiedzieć im coś równie uszczypliwego na koniec… Ale stwierdziła, że nie będzie zrażać do siebie kolejnych osób. Życie zweryfikuje ich podejście. Szczerość za szczerość. Stanęła na świeżym powietrzu i zaciągnęła się obozowym powietrzem... Ta świeżość była raczej umowna. - pomyślała i ruszyła zwiedzać. Pasowało wiedzieć, gdzie jest stołówka, latryny i cała reszta przyjemności. Szła zamyślona, ale starała się witać z mijanymi ludźmi. Miała straszną ochotę zapalić, już sięgała po zapalniczkę i spojrzała na jej napis… Może warto jednak rzucić... Kto wie jak z zaopatrzeniem na tym zadupiu… Trzeba to sprawdzić.

Podniosła wzrok i skierowała go w stronę zatoczki. Stamtąd nadchodziły trzy osoby. Dwóch brygadzistów niosących skrzynię i towarzyszący im mężczyzna w mundurze piechoty. Naszywka na jego oliwkowym podkoszulku informowała o profesji medycznej. Wszyscy zmierzali w kierunku namiotu medycznego.

Ariel zatrzymała się, czekając aż grupa się zbliży. Chciała rzucić okiem na pagony medyka by odpowiednio do jego rangi się zachować. To był koszt służby w wolnych marines. Jeśli pozostałaby w piechocie, już dawno dosłużyłaby się przynajmniej podoficera, może nawet oficera. A tak będzie salutować podrostkom. Z drugiej strony zrobiła co zrobiła… Może to i dobrze…


Doktor Scott okazał się być majorem. Większość swojej uwagi poświęcał dostawie i temu aby niosący go brygadziści jej nie upuścili. Wyglądało na to, że kierowali się do wnętrza namiotu. *

- Dzień dobry Majorze - zagadnęła Ariel - Czy mogę w czymś pomóc? - zapytała służbowym tonem, stając tak by doktor Scott mógł zobaczyć emblemat polowych służb medycznych

Oficer zatrzymał się i jakby nagle dostrzegł mówiącą do niego postać. Zlustrował ją całą marszcząc przy tym brwi.
- W tej chwili mam wszystko pod kontrolą, ale dobrze wiedzieć, że mamy kogoś nowego o przeszkoleniu medycznym. Jesteście pod sierżantem Morrisem?

- Tak jest.

- Przejrzę wasze akta
- pokiwał głową.

- Jak będzie Pan Major miał chwilę chciałabym zobaczyć karty zdrowotne mojego nowego oddziału. - Dodała mniej pewnie. Lekarze różnie reagowali na jej prośby. AD jednak lubiła rzucić okiem w akta, by dowiedzieć się więcej na temat swoich kolegów i nie chodzi tylko o ewentualne uczulenia na leki i grupę krwi. W takich aktach jest więcej historii, niż da się wyciągnąć od małomównych i gburowatych marines, nawet przy użyciu cysterny piwa w kantynie.

- Karty Rossa i Harrisona mam u siebie, a wasze pewnie przyszły niedawno. Muszę sprawdzić czy zostały już mi przekazane - major zareagował na prośbę jakby nie była niczym wyjątkowym.

- Mamy odprawę za godzinę. Jeśli będzie możliwość to zaglądnę do Pana Majora później i zapoznam się z dokumentami. Może będzie już Pan dysponował kompletem. - Uśmiechnęła się swoim serdecznym uśmiechem. Wiedziała jednak, że trzeba być czujnym dopóki nie otrzyma akt do ręki wszystko może się zdarzyć.

Odmeldowała się przepisowo i udała na dalszy obchód obozu.*
 
Fenrir__ jest offline