Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-11-2021, 12:48   #1
Elenorsar
 
Reputacja: 1 Elenorsar jest godny podziwuElenorsar jest godny podziwuElenorsar jest godny podziwuElenorsar jest godny podziwuElenorsar jest godny podziwuElenorsar jest godny podziwuElenorsar jest godny podziwuElenorsar jest godny podziwuElenorsar jest godny podziwuElenorsar jest godny podziwuElenorsar jest godny podziwu
Dziedzictwo [18+]


Prolog

Cień grozy

Wysoki Cień skupił się na otoczeniu. Przypominająca szczupłego mężczyznę, istota z żylastym ciałem o bladej cerze kontrastującej z jego czerwonymi jak krew włosami sięgającymi do ramion i oczami rdzawymi jak wino.


Jednak to prawda, są tutaj. Pogłoski były prawdziwe.

Przeanalizował sytuację, przekalkulował wszystkie scenariusze.

- Rozdzielcie się, ustawcie się po dwóch. Ukryjcie się w zaroślach i za drzewami. Każdy kto tędy będzie próbował przejechać ma zostać zatrzymany... inaczej sami będziecie martwi.

Towarzyszący mu tuzin ugrali rozszedł się w pośpiechu, nie próbując zachować ciszy, stąpając na trzaskające suche gałęzie oraz listowie. Ci także byli podobni do ludzi, lecz więksi od nich z potężnymi ramionami, które wyglądały jak stworzone do miażdżenia. Całe ciało pokrywała szara skóra, a nad małymi uszami wyrastały skręcone rogi. Dziwne istoty, dzierżące okrągłe żelazne tarcze z ciemnymi symbolami oraz jednoręczne miecze, zajęły dogodne pozycje pomrukując w tylko sobie znanym języku. Niedługo później w lesie znów zapanował spokój, słychać było jedynie świergot ptaków.

Cień przyglądał się ścieżce wydeptanej przez leśne zwierzęta. Człowiek nie dostrzegł by nic, ale jemu słaba poświata księżyca pozwała dostrzec wszystko jak za dnia i mógł dokładnie przyjrzeć się każdemu szczegółowi. Stał tak bez ruchu trzymając w ręku rękojeść długiego miecza, wzdłuż którego ostrza były wyryte runy.

Urgale nie widziały praktycznie nic, poruszały się po omacku badając teren bronią. Ciszę przerwało wycie wilka, jeden z ugrali odwracając się w stronę dźwięku stanął na martwą gałąź, która z donośnym trzaskiem pękła. Cień syknął na niego gniewnie i urgale skuliły się w przerażeniu. Odwrócił od nich głowę z trudem hamując odruch obrzydzenia - cuchnęło od nich zgniłym mięsem. To tylko pachołki.

Czas mijał, kończyny zaczynały drętwieć od bezruchu, a kości boleć od zimna. Minuty się wydłużały, zamieniały się w godziny. Cień zaczynał się niecierpliwić, zapach musiał dużo wyprzedzać ich właścicieli. Niewygodna doskwierała, ale nie pozwolił wstać ani ogrzać się nikomu.

Wiatr zawiał od strony, z której ich oczekiwał. Woń była intensywna, co oznaczało, że są blisko. Zadowolony wyszczerzył zęby.

- Szykować się - wyszeptał.

Długo trwało aż nastał ten moment, w którym będzie miał szanse to zrobić. Wieki wyrzeczeń i przygotowań, musiało się to udać.

Ścisnął miecz mocniej. Dłoń, mimo że wydawało się to niemożliwe, stała się jeszcze bielsza, niemal przeźroczysta. Cień pierwszy usłyszał cichy tętent kopyt, regularnie wystukujące rytm po wytartej ścieżce. Urgale uniosły oręż.

Z mroku coś się wyłaniało, szare plamy, które powoli dostawały kształtów. Kształtów trzech jeźdźców na białych koniach kierujących się wprost w pułapkę.

Pierwszym jeźdźcem była elfka o długich spiczastych uszach, ubrana w zieloną koszule i białe spodnie.

Była smukła, lecz silna, a przez ramię miała przewieszony łuk. Na jej plecach znajdował się kołczan pełen strzał, a u pasa zwisał sztylet.

Na ostatnim rumaku znajdowała się elfka o podobnej jasnej twarzy. Przez plecy miała przewieszony miecz, a u lewej ręki wisiała szara tarcza.

Między nimi jechał młody elfi dżentelmen. Ostre rysy twarzy przykrywały kruczoczarne kręcone włosy sięgające ramion. Ubrany był prosto, lecz schludnie. U boku konia przymocowany był łuk, kołczan natomiast przewieszony był przez plecy. Miecz przytwierdzony był do pasa jeźdźca. W siodle przed sobą wiózł sakwę, co chwile na nią zerkając.

Jeźdźcy minęli Cienia i kilku ugrali bez żadnych podejrzeń. Ten już czuł smak zwycięstwa, gdy wiatr zmienił kierunek i ciężki odór stworów pofrunął w stronę elfów. Konie parsknęły i pociągnęły lejce.

Elfy nerwowo rozejrzały się, zawróciły wierzchowce i pognały z powrotem. Jeździec wyprzedzając swoje strażniczki zostawił je z tyłu.

Urgale wybiegły z kryjówek szyjąc strzałami w stronę jeźdźców. Cień wyskoczył za drzewa i krzyknął:
-Garjzla!

Czerwony płomień wydostał się z jego ręki, pokrywając drzewa czerwoną poświatą. Promień trafił w wierzchowca Elfa, lecz ten sprawnie wyskoczył z niego, kiedy padał na ziemię, a on sam lekko wylądował na środku ścieżki przodem do wrogów.

Jego towarzyszki leżały martwe na ziemi, nadziane wieloma strzałami, konie rozbiegły się w popłochu.

- Za nim, chcę go mieć! - krzyknął podekscytowany Cień.

Elf postąpił krok naprzód na widok swoich towarzyszek. Zaklął pod nosem i popędził w stronę lasu. Kiedy stwory popędziły za nim wykrzykując bitewne okrzyki, co rusz uderzając mieczem o tarcze, Cień wspiął się na najwyższs drzewo skąd widział całe otoczenie. Unosząc rękę powiedział: Böetq istrali! i na 3 skoki długości odcinek lasu stanął w płomieniach. Cień zatoczył ręką krąg, aż miejsce pułapki zajął pół milowy krąg ognia. Zadowolony pilnował płomieni, aby te nie przygasły i zaciskał je zmniejszając teren.


Urgale przeczesywały okolicę, aż rozległ się wrzask. Cień zeskoczył i ruszył w kierunku głosów i zobaczył trzy martwe potwory. Ujrzał także elfa, który niesamowicie szybko uciekał w druga stronę. Poszedł za nim, z drugiej strony wyłoniło się kilku wojowników odcinając mu drogę. Elf rozglądał się za drogą ucieczki, lecz nie znalazł jej. Stanął i spojrzał ze wzgardą w krwawe oczy Cienia.

- Brać go! - rozkazał patrząc na bezradność swojej ofiary.

W momencie, gdy urgale ruszyły w stronę Elfa ten otworzył sakwę i wyjął z niej duży szafirowy kamień, od którego odbijały się światła ogni. Podniósł go nad głowę i zaczął recytować formułę

-Garjzla! - krzyknął desperacko Cień.

Z jego dłoni momentalnie wyleciała kula ognia i poleciała ku elfowi. Za późno. Las zalała szmaragdowa poświatą - kamień zniknął. Elf upadł na ziemię.

Cień zaklął z wściekłości, rzucił mieczem, który wbił się w pień, uniósł dłoń i stworzył dziewięć kul ognia, które skierował w stronę urgali i zabił ich przeszywając nimi ich serca. Podniósł swój miecz, zagwizdał wołając konia, który do tej chwili był ukryty między drzewami.

Idąc w stronę Elfa wypowiadał demoniczne słowa w nieznanym języku. Sprawdził, czy kamień na pewno zniknął. Przywiązał mężczyznę do siodła. Wskoczył na grzbiet wierzchowca i ruszył gasząc płomienie jedynie na swojej drodze.





Odkrycie

Jeliana uklękła na zielonej gęstej trawie. Ziemia tu była podmokła. Fachowym okiem zmierzyła roślinę.


Na pierwszy rzut oka rozpoznała, że jest to Dziurawiec. Długa ciemnozielona łodyga, żółte małe otworzone kwiaty ze strączkami. Problemem jednak było rozpoznanie gatunku. Próbowała sobie przypomnieć słowa Dory, która tłumaczyła jej jak je odróżnić.

Zwykle nie wybierała się do Kośćca samemu. Zazwyczaj towarzyszyła swojej przyjaciółce, kiedy ta zbierała zioła dla swojej mamy Seleny. Dora znała bezpieczne ścieżki, zwykle wydeptane przez leśną zwierzynę oraz schronienia, jak stary dąb, który miał pusty pień z wąskim wejściem od boku na wysokości siedmiu łokci. Chronił on od deszczu, wiatru, mrozu, a także od dzikich nocnych zwierząt, które miały problem wejść na taka wysokość.

Tym razem jej przyjaciółka zachorowała, zmagała ją gorączka, a zapasy świeżych ziół kończyły się. Matka Dory od pięciu lat nie wybierała się na ich poszukiwania, od kiedy nogę pogryzł jej wilk. Na szczęście udało jej się uratować. Zawsze nosiła ze sobą zawiniątko z Barszczem Sosnowskiego, silnie trującą roślinę, której nawet drobne otarcie powoduje mocne poparzenia. Wcisnęła ją wilkowi w paszczę, kiedy ten ją ugryzł, po czym ze skowytem uciekł. Zielarka ukryła się, z trudem wdrapała się na niewielką półkę skalną i zrobiła sobie opatrunek. Po dwóch dniach znaleźli ją dzięki wiedzy jej córki, która doskonale wiedziała jakie są ścieżki matki, gdyż często jej pomagała. Niestety od tamtego momentu Selena utykała na prawą nogę, a takie długie wyprawy zbyt mocno ją męczą, a obowiązek zbierania ziół spadł na Dorę.

Kiedy Jeliana dowiedziała się jak wygląda sytuacja postanowiła pomóc rodzinie przyjaciółki, lecz Selena odmówiła przyjęcia pomocy. Wychowywała córkę sama i nigdy nie przyjmowała nic za darmo. Mówiła, że na wszystko trzeba zapracować, zamiast przyjmować jałmużnę. Jeliana zaproponowała, więc że zrobi to za opłatą.

I w ten oto sposób znalazła się w Kośćcu, łańcuchu dzikich, niezbadanych gór, biegnących wzdłuż krainy Algaësii. O górach krążyły legendy oraz niezwykle opowieści, wielu ludzi pochodzących z tych rejonów także było niezwykłych. Otaczała je również złowroga aura, lecz Jeliana nie lękała się Kośćca - była nieliczną z okolic Carvahall, która odważyła się na wypadu w rejony poszarpanych górskich skał.

Szukanie odpowiednich ziół trwało już trzeci dzień, powoli kończył jej się prowiant. Jeżeli nie uda jej się znaleźć odpowiednich roślin, będzie musiała wrócić do domu z pustymi rękami. Rodzina potrzebowała mięsa - zima nadchodziła szybko, a nie stać ich było na zakupy w Carvahall. Plony kapusty w tym roku nie były obfite, pogoda i zaraza nie dopisały. Mały dorobek Jeliany, mógłby pomóc chociaż na chwilę.

Zerwała kilka roślin, lecz nie rozpoznała gatunku, mimo prób przypomnienia słów przyjaciółki. Wiedziała natomiast, ze każdy gatunek Dziurawca pomaga obniżyć ciśnienie krwi oraz pomaga na bóle menstruacyjne. Schowała je do przybornika, który dostała od zielarki. Był pusty. Od wyruszenia nie trafiła na żadną nadającą się roślinę do leczenia. Miejsca, które pokazała jej Dora, przywitał mróz, więc zagłebiła się dalej w Kościec niż zamierzała.

Wstała, spojrzała w niebo. Było czyste i ciemne. Wiał lekki wietrzyk. Księżyc w pełni, znajdujący się między dwoma szczytami, zabarwił krawędzie wyłaniającej się srebrzystej chmury zza góry na czerwono. Przy ziemii zaczęła unosić się mgła, tak gęsta, że niemal przysłaniała stopy.

Jeliana w oddali zobaczyła wybiegające na polanę stado sarn. Minimum dwadzieścia sztuk. Za wszystkimi odstawało jedno młode, zdecydowanie mniejsze od reszty stada. Kuśtykało nie nadążając za resztą.

Zwierzęta zbliżały się w jej stronę, a następnie kilkanaście skoków od niej odbiły w bok na widok dziewczyny i zniknęło zaraz za pagórkiem.


Porzucone młode straciło z oczu swoich pobratymców. Pokuśtykało jeszcze kawałek i zatrzymało się. Spojrzało w stronę Jeliany, zrobiło w jej stronę kilka kroków, a następnie położyło się na trawie nie spuszczając wzroku z dziewczyny.
 

Ostatnio edytowane przez Elenorsar : 25-12-2021 o 18:20. Powód: Poprawka błędów w nazwach
Elenorsar jest offline