Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-09-2007, 21:45   #37
Chrapek
 
Chrapek's Avatar
 
Reputacja: 1 Chrapek ma wspaniałą przyszłośćChrapek ma wspaniałą przyszłośćChrapek ma wspaniałą przyszłośćChrapek ma wspaniałą przyszłośćChrapek ma wspaniałą przyszłośćChrapek ma wspaniałą przyszłośćChrapek ma wspaniałą przyszłośćChrapek ma wspaniałą przyszłośćChrapek ma wspaniałą przyszłośćChrapek ma wspaniałą przyszłośćChrapek ma wspaniałą przyszłość
Kotecek szeroko otwartymi oczami wpatrywał się w rozpościerające się przed nim chińskie pagody. Brudne dzieci grzebały się w piasku. Jakiś pies z zawzięciem wypisanym na pysku walczył w nierównej walce ze swoim bogatym życiem wewnętrznym.
- Czy nie zastanawialiście się kiedyś dlaczego Bóg stworzył Was takimi jakimi jesteście? - łysy jak kolano buddyjski mnich podszedł do nich z ulotkami w ręku.
- Spier[niczaj] Jehowcu! - warknął do niego Klex - Co za zaraza, nawet tutaj nie można się od nich uwolnić! - sapnął, gdy mnich oddalił się z kosą w plecach z miejsca wydarzeń.
- I ty się tutaj wychowałeś?! - Kotecek był w lekkim szoku.
- No coś ty, oci[emniał]?! - oburzył się Klex - W inkubatorze mnie tylko tędy wieźli, a Ty zaraz z jakimś wychowaniem wyskakujesz...
Podeszli do bramy klasztoru. Klex pociągnął za dzwon znajdujący się przy wejściu.
- Hasło! - warknął strażnik łypiący na nich podejrzliwie zza judasza.
- Jet Li ma kształtne poślady, ale Jackie Chan ma większego - odrzekł Klex.
- Ale i tak wszystkie kitajce masturbują się przy Madonnie - strażnik popisał się odzewem. Brama otworzyła się gościnnie; Ambroży i Solembub wkroczyli powoli do środka. Na głównym placu, pod okiem uczonego starca, gromada dzieci ćwiczyła się w jednoczeniu się z Mocą.
- Mistrzu - Klex pochylił głowę przed starcem.
- Ambroży, mój młody padawanie - starzec pogłaskał Klexa po główce - Cóż Cię sprowadza do naszego przybytku?.. Czyżbyś wreszcie przyszedł mi oddać moje Ferrari co żeś je w karty prze[gra]ł?
- Mistrzu, mówiłem Ci, że moi ludzie nad tym pracują - Klex zagryzł wargi - Potrzebuję Twojej wiedzy tajemnej, Mistrzu... I to pilnie.

- No Filonek, teraz się na łapy będziemy siłować - wielki jak Cher z kompletem implantów Wiking złapał Filonka za skorupę i cisnął go o stół. - Trzymaj się - powiedział doń opiekuńczo gasząc na nim papieroska.
- Zygfryd, zostaw go, przecież astmę masz! Jeszcze sobie krzywdę zrobisz... - Odyn gibał się niezbornie na krześle.
- E tam, zawsze mówię, że na astmę najlepsza jest wódka i okład z młodych piersi... A, że tego drugiego nie ma, to wystarczy mi marmolada z żółwia - Wiking wyszczerzył paskudnie zębiska.
Nagle huknęło. Błysnęło. Zygfryd osiągnął szóstą gęstość i wyleciał zza stołu rysując mordą bruzdę w marmurowej posadzce.
Na śnieżnobiałym włochatym plemniku wjechała Księżna Almenino. Długie elfie uszy ciągnęły się z gracją za jej jestestwem. Plemnik wierzgnął, zarżał i zamachał witką brzęcząc przy tym swą szczerozłotą uprzężą. Almenino przedefilowała wokół zdumionych wikingów mierząc ich wzrokiem, po czym zatrzymała się tuż przed osłupiałym Odynem.
- Mama! - krzyknął Filonek i przytulił się do Księżnej.
- Już, już. Wszystko będzie dobrze... Mama jest już przy Tobie... - zahuczała słodko Księżna, po czym spojrzała złym wzrokiem na Odyna - Cóż to ma znaczyć, Ty zakuty, durny łbie?! - krzyknęła - Alimentów na Jezusa nie płacisz, biedaczek nie wie nawet kto jest jego prawdziwym ojcem!.. I jakieś burdy tutaj urządzasz, moje prywatne sługi porywasz! Po[gięło] Cię, ty pok[urczu] zaflegmiony?!
- Ależ Księżno, ja mogę wszystko wytłumaczyć... Ten przemyt to nie moja robota, to wrogowie podrzucili...
- Przemyt to mnie pier[niczy]! - dumnie odparła Almenino. Plemnik zarżał i stanął dęba. - Psy opłacone, a Ci co nie opłaceni sprawdzają żyzność gleby, więc sprawy nie ma... Bardziej mnie ciekawi na co Ci było potrzebne to stado rumuńskich dzieci coś je zamówił w zeszłym tygodniu...
- Księżno... - Odyn przebierał niemrawo nóżkami - Może porozmawiamy o tym w moim prywatnym gabinecie, co?..
Księżna dumała przez chwile.
- Dobrze - zeskoczyła z włochatego plemnika na ziemię - Ale robię to tylko dla uczczenia pamięci Twojej mamusi, z którą na wiśniówkę po lekcjach chodziłam...
Almenino ruszyła groźnym krokiem w stronę Odyna.

- Wielki Elektronik... - Mistrz polał hojnie do kieliszków - Wielki Elektronik zabił Twojego ojca...
- Co?! - Klex zerwał się na równe nogi, roniąc na ziemię krople aromatycznego bimbru z ryżu.
- Spokojnie, musiał na Ciebie przez to alimenty płacić... - Mistrz uspokoił Ambrożego ruchem ręki - Planeta Mango, na którą się wybierasz przepełniona Ciemną Stroną jest.
- Wiem, mistrzu.
- Nie wiem czyś gotów jest zmierzyć się z takim ogromem zła.
- Zjadłem trzy cheeseburgery w McDonald's i zapiłem to szejkiem. Jestem gotów! - Klex uderzył się w klatę, aż zadudniło.
- Szejkiem powiadasz... - Mistrz zadumał się - Ech, ta dzisiejsza młodzież... Za moich czasów piliśmy borygo i płyn hamulcowy, żeby przekonać się czy jesteśmy już dostatecznie zjednoczeni z Mocą... A wy, teraz - machnął ręką.
- Mistrzu...
- Tak, tak... - Mistrz zdjął z szyi medialon i podał Klexowi - To medalion z Matką Boską Fatimską. Ochroni Cię przed zakusami złego i dziwkami z syfilisem... Ale na AIDS nie działa - zastrzegł od razu - Jak go robili to jeszcze nie znali tej choroby i to dlatego...
- Rozumiem, Mistrzu.
- Weź także ten Gwiezdny Żeton Tazo z Lukiem Skywalkerem... Połączony transformers Matki Boskiej i Skywalkera bezpiecznie przeprowadzi Cię przez złowrogie truskawowe labirynty na Mango...
- Mistrzu, mam jeszcze jedną prośbę. Chciałbym abyś odesłał mojego homoprzyjaciela tam, gdzie pałętają się jego towarzysze. Nie mogę go zabrać ze sobą na Mango... Za duży byłby obciach przed Wielkim Elektronikiem.
- Całkowicie Cię rozumiem, padawanie - przytaknął Mistrz - Ten kot śmierdzi pedalstwem na kilometr.

Kotecek wyrżnął w ziemię wyżynając krater jakiego nie powstydziłby się spory członek roju Leonidów.
- Kotecek! - krzyknął Bartłomiej - Gadaj, Real wygrał Ligę Mistrzów?!
Solembub wstał i smarknął w rękaw.
- Klex - zapłakał - On odlatuje... Na Mango.
- To niech przywiezie browaru, bo mi się bejcel kończy - filozoficznie rzekł Chomik.
- I bateryjki alkaliczne mógłby kupić - dodał Robomerlin - Tylko phillipsa, a nie to gówno od Ruskich...
- I wazeliny, jak już idzie po zakupy - siedzący na trawie z nieobecną miną Jezus huśtał się to w przód to w tył.
- Niegodziwcy! - wykrzyknął Kotecek i zalewając się łzami uciekł w głąb lasu.

Odyn umościł się wygodnie w wyrku podkładając sobie ręce pod głowę. Almenino leżała przytulona do jego włochatej piersi, na której, z zacięciem wypisanym na twarzyczce, zaplątywała mu słodkie, elfie warkoczyki.
- No, takiego chłopa to żem jeszcze nie miała... - wyszeptała.
- No to dobrze maleńka trafiłaś, bo tu wiecznie chętni chłopcy są - Odyn zajarał szluga i uśmiechnął się nonszalancko - Wpadaj kiedy chcesz, cukierasku...

- Czy jesteś gotów, Mistrzu Klexie? - krzyknął Mistrz do Ambrożego.
- Jestem gotów! - odkrzyknął Klex.
- Zatem, teleportację na planetę Mango czas zacząć! - uroczyście rzekł Mistrz i rozwinął starożytny zwój teleportacyjny.
- Kizia mizia iziaa... - Mistrz zaczął magiczną inkantację.

[media]http://youtube.com/watch?v=Gh7BNYUB8Ss[/media]
 
__________________
There was a time when I liked a good riot. Put on some heavy old street clothes that could stand a bit of sidewalk-scraping, infect myself with something good and contageous, then go out and stamp on some cops. It was great, being nine years old.

Ostatnio edytowane przez Chrapek : 04-09-2007 o 21:57.
Chrapek jest offline