Wątek: Star Trek DS9
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-09-2007, 14:41   #4
Chrapek
 
Chrapek's Avatar
 
Reputacja: 1 Chrapek ma wspaniałą przyszłośćChrapek ma wspaniałą przyszłośćChrapek ma wspaniałą przyszłośćChrapek ma wspaniałą przyszłośćChrapek ma wspaniałą przyszłośćChrapek ma wspaniałą przyszłośćChrapek ma wspaniałą przyszłośćChrapek ma wspaniałą przyszłośćChrapek ma wspaniałą przyszłośćChrapek ma wspaniałą przyszłośćChrapek ma wspaniałą przyszłość
- Przebicie rdzenia! W maszynowni mają pełno poparzonych! - przerażony asystent krzyczał do mnie patrząc na swoją konsolę. Okrętem zatrzęsło, a światła przygasły delikatnie, po czym zapaliły się na nowo. Przez chwilę ucichł także wszechogarniający huk giętego poszycia statku, i jego przeciążonych systemów.
- Awaryjny system energetyczny włączony - usłużnie zameldował komputer.
- Cholera, więc padły transportery - Główny Oficer Medyczny oderwał głowę od rannego, którym w pośpiechu się zajmował - Skyhook, biegnij tam z grupą ratowniczą!
- Tak jest - odpowiedziałem i wskazując na dwóch załogantów wypadłem z izby chorych ze swoją torbą lekarską w ręku.


Siedziałem właśnie w fotelu przed moim przełożonym... Czy raczej powinienem
powiedzieć "byłym przełożonym"? W każdym razie przede mną stał Główny Oficer Medyczny USS Venture - doktor Cheen i głupkowato się do mnie uśmiechał.
- Cóż, będzie mi brak Twojej wiedzy, Tavin - zauwazyłem, że ludzie woleli się do mnie zwracać używając mojego wolkańskiego imienia. Dziwne. Nielogiczne.
- Nie sądzę, doktorze - odrzekłem spokojnie - Z tego co wiem, będzie pan zajęty swoją pracą naukową w San Fransisco, więc nie będzie pan miał czasu na emocjonalne dumanie o swoim asystencie.
Cheen pokręcił głową z dezaprobatą.
- Widzę, że ludzkie uprzejmości dalej Cię przerastają, Tavin... - uśmiechnął się
krzywo.
- Ludzkie uprzejmości powinny wyrażać prawdziwe emocje - stwierdziłem chłodno - Ale proszę się nie martwić, doktorze. Mnie również będzie brakowało pańskiego ojcowskiego nadzoru - wygiąłem twarz w czymś, co według mnie miało wyglądać na uśmiech.
- Nie sądzę - zaśmiał się Cheen - Będziesz miał tutaj dosyć roboty żeby zapomnieć o własnym nazwisku... Cóż. Więc do zobaczenia za dziewięć miesięcy - uścisnąłem rękę Cheena, po czym, nie wiem nawet kiedy znalazłem się w korytarzu. Zabrałem więc z kwatery swoje rzeczy, i energicznym krokiem ruszyłem w stronę śluzy.

- Jest niedotleniony!
- Przez dobre pół minuty oddychał próżnią... A jestem pewien, że nie obijał się przez ten czas. Przygotować 10cc dexalinu.
Przyłożyłem hiposprej do szyi nieprzytomnego załoganta i nacisnąłem spust. Urządzenie cichutko zasyczało, wstrzykując lek do żyły chorego.
- Zabrać go do izby chorych! - powiedziałem do swojego asystenta.
- A co, jeżeli dostanie zapaści po drodze?
- Będzie miał pecha! Nie mamy czasu na takie rzeczy - spojrzałem mu prosto w twarz.
- Poruczniku, jeden z mechaników utknął w tunelu plazmowym na pokładzie
osiemnastym.
- jakby na potwierdzenie moich słów odezwał się mój komunikator.
- Sam widzisz - odpowiedziałem.


Deep Space Nine. Nigdy nie sądziłem, że trafię właśnie tutaj. Prawdziwa "medycyna pogranicza". Przygoda. Akcja. Adrenalina. Nie wiem tylko, czy miałem na to ochotę, zaraz po skończonej wojnie. Byłem jednak pewien, że jestem w stanie spełnić mój obowiązek.
Kiedy tylko otworzyły się drzwi śluzy, w nozdrza uderzył mnie zaduch panujący na stacji. Czyżby ich główny inżynier przesypiał służbę? Na Venture wszystko chodziło jak w zegarku, mimo prowadzenia działań wojennych, a tu?.. No cóż, widać trzeba się będzie do tego przyzwyczaić. I to szybko.
Ledwo przekroczyłem próg stacji a dobiegła do mnie zdyszana załogantka. Widać braki kondycyjne... I ten brak dbałości o wygląd. Jakież to... Nielogiczne.
- Poruczniku - zaczęła - Proszę za mną do ambulatorium!
Uniosłem brwi do góry w geście zaskoczenia. Co to za dziwne obyczaje!
- Czy to coś pilnego?
- Proszę za mną, do ambulatorium - załogantka powtórzyła swoją kwestię niczym nakręcana na sprężynę zabawka dla dzieci.
- Jeśli tak to pani stawia - mruknąłem i powlokłem się za nią, ciągnąc za sobą swój podręczny bagaż.
Doprawdy, co to za dziwne obyczaje!

- Zaciśnij - Cheen próbował bezskutecznie tamować wewnętrzne krwawienie.
- Parametry spadają... - spojrzałem na monitor przy łóżku.
- Cholera, jeszcze dwa dni i zostawilibyśmy wszystkich cywili na stacji...
- Możliwe, że to był celowy atak Dominium - Cheen poderwał głowę, patrząc na mnie badawczo - Chodzi o zmniejszenie morale załóg Floty - wyjaśniłem.
- Yhmm - przytaknął Cheen i wrócił do pracy. Nagle, skomplikowana aparatura do której podłączone było operowane ciało pisnęła alarmująco. Obróciłem gwałtownie głowę w jej stronę.
- Zapaść! - krzyknąłem.
- Neuro-stymulator! 5cc Metrazyny i Leporazinu!
- Za późno - szepnąłem patrząc na długie poziome linie wyświetlane na monitorze.
Przede mną, na stole operacyjnym leżało ośmioletnie dziecko...
 
__________________
There was a time when I liked a good riot. Put on some heavy old street clothes that could stand a bit of sidewalk-scraping, infect myself with something good and contageous, then go out and stamp on some cops. It was great, being nine years old.

Ostatnio edytowane przez Chrapek : 05-09-2007 o 19:13.
Chrapek jest offline