Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-12-2021, 15:25   #4
Mi Raaz
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
Caliphas. Posiadłość Lethean.

Heskel wpatrywał się w miasto, które z rozległych ogrodów posiadłości wyglądało jakby leżało u jego stóp. Czekał na zapłatę po skończonej pracy. Była chłodna noc i spora część miasta zaczynała pokrywć się mgłą.

Wyczuł ją za sobą. Nie usłyszał jej przybycia. Nie dojrzał kątem oka. Wyczuł. Zdawało się, że kobieta jest jeszcze groźniejsza niż o niej słyszał.

- Panie Eredin - Heskale wzdrygnął się słysząc swoje nazwisko. Nadal nie mógł się do niego przyzwyczaić, ale przyszło mu żyć w czasach, w których bez nazwiska nic się nie znaczyło.

- Pani Caliphvaso - odwrócił się do niej twarzą i pokłonił. Drugiej, a wedle niektórych wręcz pierwszej osobie w mieście. Nie było wątpliwości, że hrabina miała nie tylko ogromne wpływy, ale też ogromne ambicje.

- Pani systemy zabezpieczeń są bez zarzutu. Zarówno alarm jak i zabezpieczenia magiczne. Jedyne uwagi jakie mam dotyczą straży. Są dość otępiali. Czwórka strażników przy bramie nie odnotowała przekroczenia murów w zasięgu ich głosu. Dwóch strażników na parterze posiadłości również. Na balkonie drugiego piętra jeden ze strażników zdawał się mnie usłyszeć, ale nie zareagował. Ogólnie obsada posiadłości zdaje się otępiała.

Kobieta stała bardzo blisko Heskela. Położyła mu bezceremonialnie palec na ustach. Była piękna, a czerwona suknia podkreślała jej kobiece kształty.

- Ich najważniejszym celem nie jest chronić posiadłości.

Jej pełne usta poruszały się powoli nie pozwalając od siebie oderwać wzroku.

- Zajmował się pan usprawnieniem ochrony księcia Aduarda - powiedziała niskim głosem, który mógł powodować przyjemne dreszcze na ciele. Heskel jednak milczał, bo nie było to pytanie. Co więcej czuł do czego prowadzi ta rozmowa.

- Chciałabym o tym porozmawiać - zakończyła zabierając dłoń z jego twarzy.

- Pani wybaczy, ale w moim zawodzie zachowanie tajemnicy jest priorytetem. Może być hrabina pewna, że nikt nie dowie się o niczym co tutaj widziałem ani, co robiłem w Lethean. Tymczasem proszę o umówioną zapłatę i już wychodzę.

Do dłoni Heskela powędrował wypchany trzos z monetami. W tym czasie przez moment trzymała obie jego dłonie, a on czuł, że powinien jak najszybciej opuścić to miejsce.
Hrabina natomiast zbliżyła się jeszcze bardziej i wyszeptała mu do ucha:

- Zawsze dostaję to czego chcę. Do zobaczenia.

Jeden ze strażników odprowadził go do bramy. Gdy Heskel zniknął im z oczu, to przybiegł do niego wielki szczur, który bez zwalniania wbiegł po spodniach mężczyzny i szybko znalazł się na jego ramieniu.


Caliphas. Dzielnica rzemieślnicza.

Gdy Heskel dotarł do siebie pod drzwiami niewielkiego domu w dzielnicy rzemieślniczej siedział młody chłopak. Nie pierwszy raz przynosił wiadomości do Heskela. Tym razem było podobnie. Z przyzwyczajenia dał młodemu trzy miedziaki. Wszedł do domu i zaczął czytać wiadomość.

“On miał córkę? Chyba miał. Coś wspominał o porcelanowej lalce. Ile ona ma lat? Pięć? Mam nadzieję, że nie chce teraz w ostatniej woli dać mi pod opiekę bachora.”

- Ord, przynieś mi wino.

Szczur zbiegł z ramienia i ruszył do spiżarni, Heskel zaś pogrążył się w rozmyślaniach. Gdyby nie profesor to byłby teraz pod targowiskiem szukając gdzie można ukraść coś do jedzenia. Tymczasem wracał od hrabiny Carmilli Caliphvaso z sakiewką wypchaną monetami. Choćby z tego powodu Heskel czuł potrzebę przybycia na pogrzeb. W myślach zaś opracowywał jak wymigać się od niechcianego spadku.


Ravengro

Do miasta chciał przybyć karetą. Od jakiegoś czasu po drogach Ustalav podróżowali przewoźnicy, którzy oferowali przewóz za pieniądze. Gdy do karety wcisnęło się sześć osób podróż wychodziła relatywnie tanio. Na tyle tanio, że nie wydał nawet złotej monety za prawie całą odległość. Problem pojawił się w drodze do samego Ravengro. Woźnica zaproponował, że może nadłożyć kawałek drogi za stosowną opłatą. Opłata za ostatnie kilka mil miała być podobna, do dotychczasowego kosztu podróży. W Heskelu wygrała jego chytrość i zdecydował się ostatnie kilometry pokonać piechotą. Zabrał więc swój plecak i ruszył.

Po pierwszej godzinie marszu było mu zimno.

Po drugiej był też głodny.

Po trzeciej godzinie marszu przeklinał profesora za to, że ten umarł i za to, że mieszkał na końcu świata, z dala od cywilizacji. Przeklinał swojego szczura. Przeklinał zdobiony płaszcz za to, że jest jednocześnie ciężki i nie dający ciepła.

Gdy dotarł na skraj miasta miał ochotę paść na kolana i rozpłakać się ze szczęścia. Ale nie wypadało. Wyprostował się. Zerknął w niebo. Na śnieg nieco zbyt późno, a deszcz wkurzyłby go jeszcze bardziej. Poprawił włosy, płaszcz i ruszył zgodnie z mapą, którą dołączono do listu. I wtedy szturchanie pyszczka szczura zwróciło Heskelowi uwagę na tabliczkę przy wjeździe.

- No. Widzisz - mężczyzna cmoknął ustami - dobrze, że nie jesteś półorkiem Ord. Mielibyśmy przegwizdane.

W końcu po pewnym czasie dotarł też do rezydencji. Nie był to miejski przepych do jakiego przywykł, ale na lokalne warunki robił wrażenie.

- Nieźle się tu urządził nasz profesor, co? Wiesz co robić Ord. Ruszaj.

Szczur ruszył biegiem w stronę posiadłości, szukając wejść jakie tylko szczury potrafiłyby odnaleźć. Tymczasem sam Heskel skierował się do drzwi.


Dom Lorrimorów.

W rezydencji pojawił się wysoki, młody, czarnowłosy mężczyzna ubrany w kunsztownie wykonany skórzany płaszcz. Zapinki na nim były posrebrzane. Zdjął go i odwiesił, a następnie poprawił mankiety eleganckiej koszuli wystające spod równie eleganckiego surduta. Pod surdutem zamiast kamizelki znajdował się ozdobny skórzany napierśnik z motywem kwiatowym. Tym samym, który wyhaftowano na surducie złocisto-czerwoną nicią. Z kieszeni na lewej piersi wystawała elegancka czerwona poszetka. Spod napierśnika wystawały srebrne spinki koszuli. Obraz dopełniały materiałowe spodnie i wysokie buty z klamrami na bokach. Przy psie wisiał jedynie sztylet z rękojeścią z masy perłowej. Bardziej ozdoba niż faktyczna broń. Twarz Heskela cechowały mocne rysy. Był też bardzo dokładnie ogolony, mimo dalekiej podróży.

Śmierć go fascynowała, ale w chwili gdy zobaczył trumnę zamarł. Było w tym coś ostatecznego. Coś, przypominającego o kruchości istoty ludzkiej w obliczu wszechświata. Nie potrafił zebrać myśli. Podszedł w milczeniu do trumny i położył na niej dłoń. Pochylił głowę, jakby chciał coś wyszeptać do leżącego wewnątrz ciała.

“Przyjacielu, jest w tym jakaś symbolika, że zaczęliśmy wyprawą do grobowca, a kończymy spotkaniem w trumnie. Średnio wyszedłeś na tej zamianie miejsc zdaje się.”

Po chwili nalał sobie wina. Jadąc tu nie spodziewał się, że samo zdarzenie tak na niego wpłynie.
Teraz nawet nie mógł docenić smaku trunku.

W pewnym momencie przyszła do nich młoda kobieta, która przedstawiła się jako córka profesora. Brwi Heskela powędrowały w górę. Zdecydowanie nie tego się spodziewał. Doszedł do wniosku, że jego postrzeganie czasu jest zdecydowanie mocno zachwiane. Z drugiej strony, był starszy od profesora i powinno mu to dać do myślenia.

Gdy dziewczyna zaczęła płakać podszedł do niej. Delikatnie położył dłoń na jej ramieniu.
- Gdziekolwiek teraz jest, nie chciałby żebyś się zalewała łzami.

Odczekał chwilę, bo sm nie wierzył, że w jakikolwiek sposób ją to uspokoi. Było coś fascynującego w relacjach dzieci z rodzicami. Coś, czego Heskel nie rozumiał.

W końcu jednak udało się zadać kilka pytań i usłyszeć odpowiedzi. Zwłaszcza jedną, która zdawała się zastanawiać wszystkich. Jak doszło do śmierci profesora.

- Ojciec miał wypadek. Badał ruiny więzienia Harrowstone - to ta ponura budowla na wzniesieniu za miastem, którą być może mieliście okazję zobaczyć, gdy znaleźliście się w Ravengro. Miejsce jest stare, podobno nawiedzone, dlatego ojciec chciał sprawdzić, ile w tym prawdy. Ale myślę, że było coś jeszcze, bo zanim tam poszedł, stał się dziwnie zamyślony, jakby coś go martwiło. Nie chciał mi zdradzić, co zaprząta mu myśli; zresztą, zawsze trzymał mnie z dala od swojej pracy. Podobno runęła na niego jedna z niestabilnych ścian, zabijając na miejscu. To, w całej tej tragedii, jest wręcz niewyobrażalnie śmieszne. - Kendra przetarła mokre oczy chusteczką. - Przez tyle lat włóczył się po całym świecie, badał miejsca o wiele niebezpieczniejsze, mierzył się z ludźmi i potworami z najgorszych koszmarów, a zginął przygnieciony zwykłą ścianą. - Westchnęła ciężko. - Nie wierzę w to, biorąc pod uwagę, jak zachowywał się przed wypadkiem. Szeryf Caeller twierdzi jednak, że to było nieszczęśliwe zrządzenie losu.

Heskel stał cały czas przy fotelu Kendry gotów służyć chusteczką, czy nawet ramieniem. Wiedział już, że będzie musiał pomówić z szeryfem. I co ważniejsze przejść się do wspomnianego więzienia.

 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.
Mi Raaz jest offline