Nie potrzebował rozkazu. Od razu ruszył do abordażu. Nie zdarzył pognać z pomocą kamratowi gdyż Pani bosman go wyręczyła. Przez chwilę wydawało mu się że patrzy na niego... z nienawiścią... ale nie musiało mu się przewidzieć. Co więcej gdy już upatrzył sobie jakiegoś przeciwnika ktoś wykańczał go nim zdążył to zrobić sam. Poirytowany z pistoletem i szpadą w prawej pobiegł na dalszą część pokładu. Czterech przeciwników właśnie zabiło tam jakiegoś kamrata. Strzelił prosto w głowę po czym wyskoczył w powietrze i przeleciawszy przez chmurę dymu i ciął na odlew. Pierwszy dostał w kark drugi w tors zaś trzeci w ramię. Tylko ostatni był w stanie rzucić się do ucieczki. Dewlin dostrzegł jednak sztylet przy jednym z trupów. Uniósł go i wymierzył między łopatki. Kolejne zwłoki wylądowały na deskach pokładu.
__________________ To była dłuuuga przerwa... przepraszam wszystkich i ogłaszam oficjalnie... wróciłem !!! |