Sierżant, słysząc pytanie, klasnął z zadowoleniem w wielkie jak bochny dłonie. - Ha! Tośmy wreszcie dotarli do drogich mi tematów!
Wskazał gwarną, kopcącą kominami mieścinę. - Vellersbach może wielkie nie jest, ale wyszynków ci u nas pod dostatkiem i każdy cosik dla siebie znajdzie, czy to pan, czy cham!
Odgiął jeden z wielkich paluchów. - Pocznę od najgorszego, bo i najbliżej. Zajazd "Kontynentalny" - to drugie słowo wypowiedział z kwaśną miną. - Drogo, a towarzystwo sztywne, jakoby im kto kije... Sami rozumiecie. Do tego nietutejsze podejrzane jadło i trunki tak cienkie, że w innych karczmach by za wodę uchodziły. Ale dziwnym trafem coraz więcej luda tam wali. - wzruszył ramionami i odgiął drugi palec - "Szczur" - parsknął. - A właściwie "Pod Świerkiem". - pokazał ręką obskurniejszą część miasta i ledwo widoczne w oddali wysokie iglaste drzewo. - Mamy tu taki plac, gdzie porozstawiano koślawe baraki pracownicze. I robole sobie z jednego z nich jadłodajnię zrobili. Ale z czasem i ludziska spoza zaczęli chodzić, bo piwa nie chrzczą i serwują świetne ostre kiełbasy. Sporo tam takich, co to ledwo od cyca matki odstawieni, a już przyjechać do miasta harować musieli. Więc już nie szczyle, ale im jeszcze morda włosem nie obrosła.
W końcu dotarł do palucha trzeciego. - "U Gertrudy" - cmoknął. - Najlepsze nalewki na północ od stolicy, a wypieki takie, że palce lizać. Do tego dość czyste i tanie pokoje, choć rzadko mają wiele z nich wolnych. Tylko sama Gertruda to takie babsko, że... - nabrał powietrza i westchnął. - Brak słów, panowie, brak słów. - No, opowiadać bym mógł jeszcze do świtu, ale to pewnikiem wam na rozruch wystarczy, byście zaznali trochę miejscowych uroków. |