Pół roku to w sumie niewiele.
Argaen przekonał się o tym spacerując uliczkami Sandpoint, które - o dziwo - nic a nic nie zmieniło się podczas jego nieobecności.
Biały Jeleń i Rdzawy Smok jak przed miesiącami otwierały szeroko swe podwoje, Kendra Deverin stale była burmistrzem, Dwaj Rycerze niezmiennie produkowali piwo, Veznutt Parooh wciąż spierał się z Ilsoarim Gandethusem, stara latarnia nie uległ upływowi czasu, Brodert Quink bez zmian głosił swe niepopularne wśród mieszkańców teorie, Różowy Kociak chętnie przyjmował klientów, a piękna jak zawsze Shayliss powitała Argaena z otwartymi ramionami.
Przyjaciele również - chociaż w nieco inny sposób...
Ale, prawdę mówiąc, coś się zmieniło - katedra wreszcie została ukończona.
* * *
Wysoki, szczupły półelf przyodziany był w strój, który nijak nie pasował do pełnionej aktualnie funkcji - osoby pilnującej spokoju i porządku na największej i najważniejszej imprezie w mieście.
O tej pracy dowiedział się przez przypadek, bowiem Kendra nigdy w życiu nie zaproponowałaby mu takiej roboty.
Trzy sztuki złota, dla niektórych niebotyczna wprost kwota, nie robiły na Argaenie większego wrażenia, a zaklinacz zgłosił się do Kendry nie dla zarobku. No i, nie da się ukryć, nie z chęci zrobienia czegoś dobrego dla rodzinnego miasta. Jeśli ktoś marzył o wyruszeniu w świat w poszukiwaniu przygód, to musiał się przyzwyczaić do chwytania takiej pracy, jaka się nadarzyła.
Przywitał tych, którzy zjawili się na miejscu przed nim, a chwilę później cierpliwie wysłuchał (zbędnych jego zdaniem) na szczęście dość krótkich przemów. No i można było zabrać się do pracy.
- Trzeba będzie pokręcić sie między uczestnikami festiwalu - powiedział. - Nie musimy pilnować Kendry, bo jej się nic nie stanie. - Uśmiechnął się. - Połączymy przyjemne z pożytecznym - dodał.
- Twoja propozycja brzmi zachęcająco. - Spojrzał na Vernę. - Odpoczniemy po dniu ciężkiej pracy i pogadamy.