Rakkus Pain
Był to dzień jak każdy inny. Znowu padał śnieg i na placu targowym było dużo handlarzy i krasnoludów, które chciały coś kupić. Rakkus przyglądał im się, ich ruchom, gestom i twarzom.
-Tyle krasnoludów... A tylko jeden z nich został upokorzony i znienawidzony przez społeczeństwo... Gdzie ten cholerny posłaniec od króla? Czekam tu i czekam, a on się spóźnia... Nie pierwszy zresztą raz. - Rakkus miał dość czekania i ruszył spokojnym krokiem do miasta. Rozglądał się za posłańcem, jednak nie to go intrygowało. Denerwowała go obojętność krasnoludzka na obcą krzywdę. Doszukiwał się poprawy u nich po tych 12 latach które uciekły mu z życiorysu. Wtedy usłyszał znajomy głos.
-Witaj! Chciałeś iść do miasta, a nie kazano by ci na mnie czekać na placu gdybym miał do ciebie stamtąd przyjść? - zaśmiał się Dubin, znajomy wojownik Rakkusa.
-Sprawy nie mają się dobrze - posmutniał Dubin - jesteś gotów ruszać na kolejną bitwę?
-Urodziłem się gotowy. - powiedział Rakkus śmiejąc się - A jakie czeka nas zagrożenie? Wiesz o tym, że lubię wojaczkę, nawet jeśli sprawa jest z góry przegrana. Pamiętaj jednak, że jak coś postanowimy to musimy to zrobić, nie ma odwrotu... - krasnolud przyjął bardziej poważny ton. |