Nie da się ukryć - nie wyglądało to zbyt sympatycznie. Wszędzie krew, a dziewczyna, która do szoferki się przedostała, nie wyglądała na kogoś, kogo chciałoby się zaprosić na randkę.
"Nic dziwnego, że niektórzy nie lubią mutantów", pomyślał Peter, rezygnując z próby porozumienia się z tym czymś, w co zamieniła się współwięźniarka. Miał niejasne wrażenie, że zrobienia kolejnego kroku mogłoby się źle skończyć, a on nie chciał "dołączyć" do kierowcy i pasażera szoferki.
Wycofał się ostrożnie, a potem... nawet nie musiał się oglądać by wiedzieć, że ktoś otworzył wyjście. Zima przypomniała o sobie i bez wahania wkroczyła do wnętrza samochodu, a Peter pożałował, że nie zabrał strażniczce spodni i butów.
Nie było jednak na to czasu, bowiem - jak uprzejmie poinformował 'kamienny' Murzyn - (a raczej Afroamerykanin) eskorta nie zasypiała gruszek w popiele i ruszyła w dół zbocza.
Brzęk tłuczonych szyb i późniejsze wrzaski nadciągających wojaków mogły oznaczać tylko jedno - mała z szoferki wylazła z niej, na skróty, i zabrała się do pracy. Jaka była, taka była, ale wypadało jej pomóc, więc Peter, ze zdobycznym karabinem w dłoni, ruszył w stronę wyjścia. |