Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-04-2022, 19:14   #8
Aro
 
Aro's Avatar
 
Reputacja: 1 Aro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputację
- Najpierw Papa. – Zadecydowała Ladra. – Żadnych ruchów bez jego błogosławieństwa. Chyba, że sytuacja… - zafalowała dłonią. - Ale o tym pomyślimy, jeśli go nie dostaniemy. Chodźmy.

Poszli. Dokończyli zamówione drinki i napoje, podnieśli się z miejsc na końcu baru i ruszyli okrężną drogą ku skrytym w cieniu i za dymną zasłoną przebijaną stroboskopami. Ladra sunęła na przedzie, z tą wrodzoną rihinaryjską gracją, ale I Burt wysforował się na szpicę po jej prawicy. Jego gabaryty przydawały się w wielu sytuacjach, jak choćby tutaj - w przepełnionym “Węźle” trzeba było przepychać się i przepraszać, prześlizgiwać między klientelą i gdzieniegdzie używać łokci. Tutaj, w roli “tłumołamacza”, Burton sprawdzał się świetnie, torując drogę swoim towarzyszom, którzy ciągnęli za nim i Ladrą.

Przemknęli wokół podestów dla tancerzy i okalających je łukowatych kanap, ignorując towarzystwo podziwiające wijące się ciała. Skąpa bielizna strategicznie eksponowała to, co miała eksponować, a obcisłe materiały czule otulały krągłe kształty pań i pakunki panów. Stadko jakichś korposzczurów nagabywało duet tancerski, w akompaniamencie śmiechów, chichów i oklasków. Kompani parli dalej, przebijając się przez tłum i wspinając metalowymi stopniami na antresolę. Kolejne schody, prowadzące już do prywatnej komnaty Papy, obstawione były jednak członkami Familii. Latynoska z wytatuowaną różą na szyi wstrzymała ich stanowczym uniesieniem dłoni.

- Prywatne pomieszczenie - oznajmiła krótko.

- My do Papy - odezwała się Ladra.

- Umówieni?

Zanim jednak było dane im odpowiedzieć, Latynoska przyłożyła palce do komunikatora wciśniętego w ucho. Krótkie “mhm, rozumiem” i już usuwała się z drogi, gestem zapraszając grupę do wspięcia się po schodach i wejścia do loży. Drzwi rozsunęły się z niesłyszalnym niemal szumem, wpuszczając ich w obręb sanktuarium Papy. Loża była urządzona na bogato, jakżeby inaczej. Kompozytowe metale akcentowane były złotem, półki baru uginały się pod ciężarem butelek. Eleganckie kanapy i fotele wciśnięte były na lewo, przed plastiszkło które od tej strony było niczym stare lustra fenickie i pozwalały podziwiać wijący się w dole tłum. Sam Papa Colombo, zwalisty człowiek z religijnymi tatuażami na całej rozciągłości wielkiego ciała, uśmiechnął się w ich stronę i powstał ze swojego miejsca. Rozpostarł ramiona, jakby planował ich uściskać. No, chociaż jedno z nich.

- Ladra! Moja ulubiona Rihi’Nari na Sampie.

- Panie Colombo.

- Mówiłem już - Colombo aktorsko pogroził jej palcem - Tomasso. Prosiłem, żebyś mówiła mi po imieniu. Horstel, Burton, Moreau, panno Mayers.

Papa skinął każdemu z nich głową i gestem wskazał kanapy, zapraszając ich w głąb swojej loży. Sam podreptał w stronę eleganckiego fotela, na którym zaraz też zasiadł.

- Czemu zawdzięczam tą wizytę?

- My w interesach - Ladra wiedziała, że Colombo lubi bezpośrednie podejście. - Będziemy dobijać targu.

Colombo pokiwał głową i mruknął, zgarniając zalegający na stoliku datapad. Ekran rozjaśnił się mdłym światłem i gruby palec zaczął zaraz przesuwać się po urządzeniu.

- Jak mniemam z którymś z moich gości. Którym?

- Z Baltranami.

Atmosfera zmieniła się nagle i przyjemny Papcio zniknął jak sen jaki złoty. Uśmiech spełzł z warg, a brwi ściągnęły się ku sobie. Datapad rąbnął z powrotem o stół. Kompani wiedzieli, że oto opada maska i zaczynają kiełkować prawdziwe kolory Colombo.

- Nieładnie - wysyczał. - Cichaczem chcą kręcić interesy pod moim dachem. Jebane skorupiaki.

Papa zerwał się ze swojego miejsca, podchodząc do oszklonej ściany i wzrokiem przebijając zadymione pomieszczenie. Zapewne w poszukiwaniu wielce nierozważnych Baltranów, którzy swoim podstępnym działaniem nastąpili mu na odcisk i pod którymi to otwierała się właśnie mogiła.

- Dobijcie targu - Colombo w “Węźle” nie był przyzwyczajony do grzecznego proszenia o cokolwiek. - Ale nie tutaj. Wystawcie ich mojej Familii gdzieś w jakiejś okolicznej alejce. Nie chcę strzelaniny tutaj. Wystawcie ich, a cokolwiek mieli wam sprzedać, będziecie mogli zatrzymać.

Kompani spojrzeli po sobie. Papcio dalej trwał przy szkle, czekając na odpowiedź.
 
Aro jest offline