Stan Hamiloton
Stan odetchnął. Spokojnie... uratowali Robina, gdyby lubił alkohol, Dziadek powinien zapewnić mu roczny zapas tequilli.
Teraz nie myślał jednak o rozkoszach. Tam są gangersi. Zabiliśmy ich kilku kumpli, to się nie kończy dobrze. Polowanie na tornado się oddala, zaś wizja zostania zgniecionym, rozstrzelanym i zamordowanym jest bliska.
Ech, co ten Kristoff robi... w walce jakiś skory do machania gnatem nie był.
- Właśnie... chodzi tylko o jakąś małą budkę. Żeby nasi koledzy, którzy zostali z zupełnie niezrozumiałych powodów potraktowani wcale nie pacyfistycznie, mogli do siebie dojść. Nic wielkiego. No, ale gdyby mógł to pan załatwić szybko... chyba nie chcemy tu kolejnej grupy tych gangerów, prawda? - puścił do barmana oko. Ale to Kristoff teraz mówił. Stan wtrącał się co jakiś czas do rozmowy, krążąc między rannymi, udając "dobrego doktorka". I niepewnie wyglądając za okno... |