Wug
Muskularny ork podszedł bliżej gadających goblinów. Jako że ci kojarzyli go mniej więcej, na jego przybycie skinęli głowami, nie przerywając swojej rozmowy.
Ficko był garbaty i na swojej zielonej twarzy i czerwonych oczach miał wymalowany wyraz wiecznego rozkojarzenia, co nadawało mu rysy prostaka. Godo, przeciwnie, cały czas rozglądał się za siebie i wokół, jego wzrok często krążył zaś w okolicach sakiewek, zaś dwa czerwone oczka goblina chytrze obserwowały otoczenie.. Trzeci z goblinów był - jak na goblina - wychudły i ubrany w łachmany, zaś na twarzy miał założoną szmacianą kominiarkę, w którą wplecione były kolorowe paciorki.
Barbarzyńca miał szansę przysłuchać się rozmowie dwóch goblinów - ten trzeci w kawałku szmaty zakrywającym jego twarz milczał, z rzadka tylko kiwając głową.
- Kiedy to zapalili ten ogień? - zapytał Godo.
- A-a-ani chybi, godzina a-albo dwie przed północą! - odparł Ficko. - Czy widzicie ten dym?
Na tą wzmiankę trójka goblinów zadarła głowy, spoglądając w stronę cytadeli znajdującej się na odległym wzgórzu.
- P-patrzcie! - wskazał Ficko. - Czerwony dym! Dawno już takiego nie b-było!
- Znaczy się, że…
Milczący goblin zrobił parę znaków dłońmi, a Godo skinął głową.
- Tak, masz rację - rzekł do milczącego goblina. - Zostali zaatakowani. Przez kogo jednak?
- B-bestie! - wybełkotał garbaty goblin. - Wielkie bestie!
- Ilu z naszych zabiły? Czy zabiły też psy? - dopytywał Godo.
W tym momencie uderzył dzwon. Ficko skinął na swoich towarzyszy.
- Chodźmy - rzekł Ficko. - O-o w-wszystkim opowiem na Zewie!