Vescutio Tartolini miał swoje wady i swoje zalety. Mówiąc w skrócie był... oszustem. Młodym oszustem z szeregiem przekrętów na swoim koncie. Tych większych, tych mniejszych, ale zawsze jakiś.
Nie nazywał siebie szarlatanem, co to to nie! Bardziej... pewnym siebie człowiekiem... człowiekiem z krwi i kości który musiał nauczyć się twardych ścieżek życia od najmłodszych lat.
Nie był złodziejem! Nie czuł do tego powołania. Doceniał fach i ogólnie szanował ludzi o lepkich palcach... Szczególnie, gdy swoje paluszki trzymali z daleka od jego sakiewki. Sakiewki która nigdy nie była zbyt pękata.
Nie był zbójem! Choć doceniał potrzebę siłowych rozwiązań i ich nieuchronność. Nie mniej, zawsze zdawało się, że miał szczęście w ten czy inny sposób uniknąć bezpośredniego zaangażowania w nieprzyjemne sytuacje. Można powiedzieć, że miał do tego dar zdaje się wrodzony.
Kim jednak był? Był wieloma osobami w zależności od okoliczności i potrzeby. Był Sztukmistrzem. W końcu Świat był Sceną, a Scena była Światem Rozrywki i od wszelakiej rozrywki nie stronił! Teraz jednak czekał go kolejny występ dla wpływowego człowieka którego miał zamiar wyłuskać z dóbr. Miał nawet dobre ku temu przebranie i wymówkę.
Ot, reprezentował przedstawiciela jednego z mniej znanych szlachciców z powiązaniami z rodem kupieckim, który zainwestował w rynek ekspedycyjny do dalekich krajów. Miesiące trwało nim udało mu się przygotować grunt do tego skoku, a praca i zadanie dla Braci Fontanier było doskonałym uzupełnieniem jego źródła dochodu... które zapowiadało się bardzo obiecująco!