Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-06-2022, 00:08   #7
Wired
 
Wired's Avatar
 
Reputacja: 1 Wired nie jest za bardzo znany
Miasto! Remas! Eh, służba u Madame miała swoje niebywałe plusy, ale jak Ronaldo mu bliski siedzenie na bagnach to nie jest jego ulubione zajęcie, owszem przywykł, owszem znał je lepiej niż ruiny Miragliano czy pobliskie Ebino, ale wilgoć i smród bywał momentami nie do wytrzymania, Ebino zresztą nie mogło równać się z Remas. Dlatego cieszyły go te chwile gdy musiał wyjechać dalej, oj cieszyły, tak naprawdę nie chciał by zadanie jakie mają do wykonania skończyło się zbyt szybko. No i jeszcze ta prośba od Madame...

Ronaldo pobłogosławił go wieloma darami, był dla niego Panem życia i śmierci, ba, głęboko wierzył że żyje jedynie tylko dzięki niemu, ale czy musiał z niego jednocześnie drwić i kazać mu mieszkać na bagnach, gdy tyle pięknych miejsc, bogactw i cudowności w około? No i jak tam jakąś niewiastę zaprosić? Eh, bóg dał, bóg odbiera.
Swoją drogą co do tego życia to ciekawa sprawa, mawia się że Morr jest bogiem od Śmierci, ale czy nie mawia się również że fartem przeżył? Albo czy wojak modląc się o pomyślność w bitwie tak naprawdę nie modli się o szczęście? Zaiste nie ma boga nad Ronaldo, a kto myśli inaczej niech poczeka aż go fart opuści.

Podróż była długa, to też spakował wszystko co miał, nie było tego wiele, wyglądał bardziej jak łowca z bagien niż ktoś kto miał tańczyć na balu w Remas, ale nie takie rzeczy robił, pomimo że nie wyglądał to swoje lata miał a i niejednego się nauczył zanim Perłę Północy szlag trafił, chociaż powiedzmy sobie szczerze Miragliano nigdy nie miało szczęścia, jak nie plagi, choróbska czy skaveni to walka o władzę, właściwie to dużo szczęścia trzeba było mieć by tam przeżyć, ale chociaż z głodu nikt nie zdychał, ropuchy, żaby i ślimaki z bagien dawały dość mięsa by niejedną armię wyżywić. Oczywiście o ile wiedziałeś jak zrobić by co innego za Tobą nie polazło i Ciebie nie zamieniło w posiłek. Dobre miejsce, dobre też gdy chcesz by za Tobą nie łazili i Cię nie szukali, rozumiał więc w pełni czemu Madame tam przebywa.

Luigi Fontaniere nie był zbyt rozmowny, chociaż mieli dość czasu by mu opowiedział trzy razy co wie o Signore Gentile, zadaniu i jego przyszłych kompanach, sam ich zbierał, choc nie wiedział czy wszyscy się będą pisać na misję. Udało mu się też wyciągnąć od sztywniaka trochę informacji o mieście i zwyczajach, sam nigdy nie był tak daleko na południu więc były to cenne informacje, cieszył się również że pojawią się dużo wcześniej, zdąży się zaklimatyzować. No i podobno wśród kontrahentów nie było kapłana, znaczy poza nim rzecz jasna, i słusznie, większość z nich nie rozumie istoty religii a już tym bardziej potęgi wspaniałego Ronaldo.

Całą drogę miał wrażenie że Luigi nie był zadowolony z jego towarzystwa, spodziewał się innej pomocy, łatwiejszej w utrzymaniu i mniej niezależnej zapewne, cóż, nie wiedział jeszcze jakim skarbem go Madame obdarzyła.

Zabrał w podróż swojego springera, psy bojowe, myśliwskie i łowieckie bywają różne, rasa ta jednak nie bała się wody czy bagien, miała niezawodny węch i poza miłością do łowiectwa była nader ładna, jak umyć, nadawała się więc na bal. Pies znał kilka innych sztuczek, w jego obroży były zapasowe wytrychy, i mini kieszonki w których można było coś przemycić, mało kto sprawdzał psy. W ostateczności diament i w dupie psa można było... Fama, bo tak wabiła się suka, mu tego pewnie do końca życia nie wybaczy, ale zdzierżyła ten dyshonor dzielnie, więc wiedział że się da.

Miał tez tresowaną wronę - jeden z świętych symboli Ronaldo - zabawne jak podobny do kruka od Morra symbol. Jego plan na wyjście z włamu był prosty, Wrona miała przy nogach nie tylko wytrychy, mały nożyk ale i rzemyki, wystarczyło mapę zwinąć, dowiązać rzemieniem do jej nogi i niech frunie, zawoła się ją później wychodząc bezpiecznie przez główne wejście. Mogą go obszukać i po tysiąc kroć, łup będzie już daleko, czekał na niego na dachu karczmy gdzie się zatrzymał. Proste i genialne zarazem.

Fausto Alighieri był żylastym, chudym jegomościem o długich kończynach, nie wyróżniał się wzrostem (173cm), cechowały go ostre rysy twarzy i niezwykle cichy chód, doceniany w branży, podobnie jak jego długie zręczne palce. Poza balem nosił się niezwykle praktycznie, niczym łowca, którym nota bene był, pomimo aspiracji bagno było mu nadal bliższe niż jakiekolwiek osada, cieszył się więc każdą chwilą spędzoną w miejskiej dżungli.

Na spotkaniu z kontrahentami niewiele mówił, wolał obserwować, chociaż obecność fretki sprawiała że instynktownie czuł że polubi Vincenze, czas i wino pokaże.

Na bal przybył o czasie, wmieszał się w tłum i planował na razie unikać poznanego wcześniej towarzystwa, obserwował, liczył "zagoździkowanych" w służbie i myślał jak przedostać się do zachodniego skrzydła, czekał aż się ferajna upije, straci czujność. Plan niemal się udał, ale pies jego jednak polubił się za nadto z fretką, toteż z Vincenze szybko na balu zaczęli chodzić i poznawać ludzi razem, Fausto nawet tak preferował, wolał jak ktoś inny mówi, a on jedynie wrzuca zdania i kieruje czasem rozmową.

Dostanie się za szarfy nie wyglądało na kłopotliwe, niestety nie wiadomo było co dalej, ale może pies pomoże? Wszak zwierzę może się zagubić, a właściciel za nim pójść, naturalnie, nawet gdyby tam była straż wyjdzie z tego z twarzą. Był to jakiś pomysł. Na razie szukał wzrokiem gospodarza, by zobaczyć czy pije, czy może mu nie podać i przedstawić się jako znany łowca i treser zwierząt co to dla miejscowej szlachty świadczy usługi i z konotacji z możnymi trafił na bal. Podzielił się pomysłem zapoznania się z rektorem z Vincenze. Wydawało się to banalne, ot zapytać o znaleziska archeologiczne z których słynął, wszak łowcy mają wiele wspólnego i pewnie senior będzie chciał pochwalić się co tam ostatnio upolował. No ale, najpierw niech popiją, on sam jedynie moczył usta starając się spędzić cały wieczór trzeźwo, co najwyżej zmieniając kielich dla niepoznaki na nowy podany przez służbę z goździkiem by trzymanie się jednego nie wyglądało zbyt podejrzanie, a jeśli była możliwość to pić nawet rozcieńczone wino z wodą lub samą wodę, goździkowi wiedzieli co mu podawać. Te krótkie spotkania ze służbą wykorzystał też by poznać plan dnia i to co wiedzieli o możliwościach dostania się do zachodniego skrzydła i umiejscowieniu straży, wszak oni znali już dom i wiedzieli co kiedy będzie podawane na stół czy organizowane, o ile coś poza piciem i stołem z jadłem było zaplanowane jako rozrywka tego wieczoru.
 

Ostatnio edytowane przez Wired : 12-06-2022 o 00:36.
Wired jest offline