Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-07-2022, 19:39   #8
Sonichu
 
Sonichu's Avatar
 
Reputacja: 1 Sonichu ma wspaniałą reputacjęSonichu ma wspaniałą reputacjęSonichu ma wspaniałą reputacjęSonichu ma wspaniałą reputacjęSonichu ma wspaniałą reputacjęSonichu ma wspaniałą reputacjęSonichu ma wspaniałą reputacjęSonichu ma wspaniałą reputacjęSonichu ma wspaniałą reputacjęSonichu ma wspaniałą reputacjęSonichu ma wspaniałą reputację
& Dydka

Wpierw Evelyn myślała, że tylko jej się wydaje. Z początku cichy odgłos mógł być przecież wszystkim i niczym jednocześnie - ot warkotem ciężarówki albo innej bryki której padł tłumik.
Pochyliła głowę wracając do pożółkłych stron z jeszcze nie do końca wyblakłym tuszem.
- Tak więc z powodu Zakazu Valarów Dunedainowie w swoich podróżach zamiast na zachód kierowali się na wschód i przemierzali wody świata od ciemności Północy do skwarów Południa i dalej do Wiecznych… - zaczęła, jednak hałas nie milkł, wręcz przeciwnie.
Zbliżał się, dochodząc gdzieś z góry zamiast z dołu.

- No bez jaj… - odłożyła książkę i wstała z wygodnej ziemi. Była wysoka jak na kobietę co uwidaczniało się gdy prostowała swoje prawie 187cm do pionu… albo gdy Dove stanęła tuż obok. Wtedy wystarczyło aby starsza O’Haley podniosła ramię a rudzielec bez schylania przechodził pod nim nie zahaczając choćby pojedynczym włosem o jej rękaw. Na oko trzydziestoletnia harpia, zwykle ponura albo skupiona. Spokojna, jakby nic nie było jej w stanie zdziwić albo zaniepokoić. Nosiła się po wojskowemu, sztywno i nigdy nie rozstawała z nożem oraz glockiem.

- Co to jest? - młodsza siostra jak na komendę odkleiła policzek od kolby snajperki i podniosła do oczu lornetkę. Brzmiało jak maszyna, przez chwilę na myśl przyszła jej jakaś maszynka od Alexy… chociaż w Chicago tak często się nie pojawiały, a jeśli już to na obrzeżach.

Evelyn splunęła przez barierkę z worków milcząc przez dobrą chwilę. Przypatrywała się lecącej maszynie jednym sprawnym okiem. Drugie skrywała czarna przepaska, a raczej dziurę po nim. Mijające, ciężkie lata zostawiły szereg blizn na jej skórze, a także zmarszczki wokół lewego oka. Jeśli jej siostra nosiła długie włosy splecione w warkocz, ona strzygła się na krótko, zaczesując ciemoblond włosy do tyłu aby nie przeszkadzały.
- Upadek Lucyfera - mruknęła zaintrygowana i prychnęła bo złośliwa pamięć podsunęła jej ilustrację autorstwa Gustave Doré gdzie strącony z nieba, potępiony anioł spada przez stalowe nocne niebo prosto do piekła. - Samolot… nie wiedziałam że przetrwał jakiś zdolny do lotu. Ale już i tak niedługo.

We dwie obserwowały lot maszyny i jej lądowanie na nie tak odległym, starym parku. Rudzielec wydawał się żywo zaaferowany, blondynka jedynie marszczyła brwi. Upadek samolotu, zupełnie jak los mitycznego Lucyfera, zwiastował jedynie kłopoty.
Kłopoty dla całej grupy pod dowództwem Marthy… więc i dla nich dwóch.
A pomyśleć, że gdy pół roku temu zarośnięty Mach wprowadził je do kolonii Evelyn miała nadzieję na koniec większych perturbacji, nawet nie dla siebie. Chciała spokoju dla Dove, tego aby jej rany się zabliźniły… niestety życie nie było sprawiedliwe.

Dusząc cisnące się na ustach przekleństwo sięgnęła po swój karabin, poczciwego czarnucha M16A2, opartego teraz o ścianę prowizorycznego bunkra tak samo jak kamizelka taktyczna bo tylko zjebany na umyśle idiota nosił to przyciężkie gówno jeśli nie musiał.
- Dwa kilometry. Masz zasięg do pięciu… - zaczęła mówić, lecz siostra syknęła i odwróciła się błyskawicznie w jej stronę.

- Idę z tobą, nie jestem dzieckiem! - fuknęła marszcząc nos w ten charakterystyczny sposób znamionujący silne wzburzenie.

- Oczywiście. Robisz za moje wsparcie, pamiętasz? Ktoś też musi zostać na posterunku - Evelyn uniosła brew nad opaską. Chciała pokazać małej rudej cholerze to, co w życiu było piękne i warte uwagi. Coś o co warto walczyć i szukać jego okruchów, bo syfu, rozpaczy oraz tragedii naoglądały się obie na co dzień, a nie uważała ich za pieprzonych masochistów by się pałować smutkiem dzień w dzień 24/7.

- Dobra dobra, już nie gadaj jak twój ojciec - Dove zaśmiała się wesoło, wstając i zgarniając ciężką snajperkę na plecy.
- Przecież nie jesteś aż takim sztywniakiem jak on, no weeeeź Eve! - prychnęła, biorąc się pod boki i gapiąc na siostrę z rozbawieniem.
- Jak cię ktoś ubije to kto mi dokończy historię Pierwszej i Drugiej Ery?

- Sama sobie możesz przeczytać - Evelyn rzuciła jej kwaśne spojrzenie znad nap zakładanego naprędce pancerza.

Odpowiedź przyszła prawie natychmiast, gdy młodsza kobieta z pietyzmem schowała obdrapaną książkę do swojej torby przy pasie.
- Mogę, ale wolę słuchać. No i to ty wiesz w jakiej kolejności trzeba sięgać po kolejne części… więc jak widzisz jesteś mi niezbędna!

- Mała małpa - blondynka skrzywiła się.

Za to ruda uśmiechnęła się szeroko w pełni się zgadzając, a nawet mając coś do dodania od siebie.
- I wredna!

Starsza O’Haley zamknęła na chwilę oko, a gdy je otworzyła lśniła w nim pewność
- Dobra wredna, mała małpo. Pakuj graty i desant na dół.

- A warta? - Dove zamrugała, lecz uniesiona dłoń siostry przerwała.

- Znajdę nam zastępstwo - wzruszyła ramionami, a potem bez ostrzeżenia wyskoczyła za barierkę, łapiąc wolną ręką pętlę sznura przyczepioną do karabińczyka. Zjechała płynnie dwa piętra i wylądowała twardo na ziemi.
Zakładając karabin na plecy rozejrzała się po dziedzińcu. Kręciło się tam całkiem sporo ludzi, większość znanych z widzenia, część z imienia, albo znana ze wspólnych interesów… aż wreszcie go zobaczyła.


Siedział na motorze, gapiąc się w tę samą stronę co wszyscy inni, czyli na kraksę cholernego samolotu. Blondynka podeszła do niego zachowując standardowo poważną minę. Stanęła za plecami opiętymi skórzaną kurtką po czym nachyliła się, szepcząc mu do ucha coś, na co facet odwrócił się momentalnie i mrużąc oczy przypatrywał się jej podejrzliwie.

- Pierdolisz, O’Haley - stwierdził w końcu, a O’Haley pokręciła przecząco głową, na co on wyszczerzył się i nie minęło długo jak zebrał manatki ruszając do budynku biblioteki.
Blondynka odprowadzała go wzrokiem, gdy nagle poczuła jak ktoś obejmuje ją ramieniem w pasie. Zapachniało balonową gumą do żucia.

- Co chciałaś od Craiga? On nas zmieni? - Dove ciamkając namiętnie popatrzyła do góry, prosto w szare oko siostry.

- Nie interesuj się bo kociej mordy dostaniesz - Jednooka popatrzyła w niebieskie ślepia pod swoją pachą i krótko się uśmiechnęła, zgarniając je obie prosto pod czerwonego Forda. Miały przy sobie wszystko czego potrzebowały, a jeśli mieli wyjść na prowadzenie w sztafecie musieli zaprząc do pracy cztery koła. Pięć, licząc kierownicę za którą Evelyn czuła się jak ryba w wodzie.
 

Ostatnio edytowane przez Sonichu : 03-07-2022 o 20:03.
Sonichu jest offline