Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-07-2022, 12:41   #10
SWAT
 
SWAT's Avatar
 
Reputacja: 1 SWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputację
Wspinaczka na wieżę z roku na rok była coraz gorsza i trudniejsza. Sama wieża była dobrą konstrukcją, ale w środku znajdowały się kręcone, metalowe schody które poddawały się korozji.
"Jeszcze trochę i będzie trzeba na górę wciągać się na linie." pomyślał Hensley, pokonując kolejne uginające się pod stopami stopnie. Ale udało się dostać prawie pod sam dach, kiedy zobaczył, że od jego ostatniej wizyty ktoś zostawił tutaj jakieś śmieci. Może ktoś wybrał wieżę na tymczasowe schronienie? Rozejrzał się po bałaganie, ale ten kto tu był, upewnił się żeby nie zapomnieć niczego wartościowego. Hensley przyłożył lornetkę do oczu i spojrzał w okolicę, w której zobaczył... Najprawdziwszy samolot!

Z tyłu głowy zapaliła mu się już dawno nieużywana lampka, która brzmiała "mama". Jego matka, z tego co pamiętał i z tego co mówił ojciec, była sterwdessą i akurat w momencie upadku, była bodajże w Azji? Chyba w Azji. A może w Europie. Wspomnienia się zacierały, niepotrzebne i nieużywane były usuwane jak niepotrzebne pliki w komputerze. Ale tak samo szybko jak ów lampka się zapaliła, tak samo szybko zgasła. Traper był chłodny, opanowany i zawsze stawiał na logiczne myślenie, niźli emocje. Niemożliwym było żeby jego matka nadal żyła, a tym bardziej żeby wróciła po dwudziestu latach do Chicago, jeszcze na pokładzie jakiegoś samolotu, które jakby to powiedział jakiś ekolog lub ewolucjonista, po prostu wymarły i znikły z nieba.

Obraz, jaki przedstawiała mu lornetka nie był zbyt satysfakcjonujący, ale najważniejsze że samolot nie postanowił lądować na ich domu. Mimo wszystko Laverne postanowił nie zapuszczać się bardziej na północ, by sprawdzić resztę sideł i zaniechał też przeszukania gruzowiska po centrum handlowym. Ktoś inny to zrobi albo zrobi to on ale później. Pogłaskał Pepsi, po głowie, kiedy odkładał lornetkę.
- Co mała? Wracamy do domu? - pies popatrzył na swojego Pana, po czym przechylił nieco łeb, jakby miał pretensje o za krótki spacer. - Trzeba zobaczyć czy z naszymi wszystko cacy i może przynieśli coś ciekawego z samolotu.

Był około czterech kilometrów od siedziby Marthy, szybkim marszem powrót zajmie mu około dwudziestu, maksymalnie trzydziestu minut. Spojrzał jeszcze na rosnące za jego plecami centrum, tulące się do jeziora Michigan. Teraz pełne powalonych drapaczy chmur oplecionych roślinnością.


Ruszył w dół, upewniając się jeszcze raz czy na wieży ktoś nie zostawił czegokolwiek. Na jego nieszczęście nic tu nie było. Wraz Pepsi szybkimi krokami ruszyli w stronę Morton College. Wiedział że ludzie Marthy sobie poradzą i bez niego, ale ciekawość u Hensleya była bardzo wielka. Po cichu liczył na jakieś kosmiczne łupy, które kto wie, może pozwoliłyby się stąd wynieść całemu gangowi na jakieś bardziej żyzne tereny i bardziej zalesione. Opuszczone miasto pełne gangów i zmutowanej fauny w końcu przestanie żywić, a stanie się śmiertelną pułapką. Sam nieraz zastanawiał się czy to nie czas żeby opuścić społeczność i ruszyć w stronę rzeki Kankakee i gdzieś tam się osiedlić, z dala od gangów, mutantów i śmierci.
 
__________________
Po prostu być, iść tam gdzie masz iść.
Po prostu być, urzeczywistniać sny.
Po prostu być, żyć tak jak chcesz żyć.
Po prostu być, po prostu być.
SWAT jest offline